d³eœ

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
United States|Georgia|Griffin|Beaverbrook Aerodrome|10GAUnited States|Georgia|Griffin|Cedar Ridge|GA62United...
»
— Ależ to...
»
47
»
1970 przez polskiego uczonego W...
»
University of Florida, Catherine Goodwin z University of Alaska, Robert G...
»
nakłonić uczestników do konformizmu, wydając im surowe polecenia w rodzaju: ‼Proszę kontynuować, to jest absolutnie konieczne"...
»
W końcu wodzowie zwrócili się w ich kierunku i wyczekująco spojrzeli na Luke’a...
»
24) pyle kopalnianym niezabezpieczonym − rozumie się przez to pył kopalniany, który nie spełnia wymagań podanych w pkt 23, 25) wyrobisku niezagrożonym...
»
- Znowu widzisz rzeczy, nieprawdaż? - spytała Amyr­lin...
»
— Nigdy się nie wdrapiemy po tym świństwie z powrotem — rozległ się głos Scrubba...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

– Tak? No, popatrz…
– W³aœnie widzê. Widzê te¿, ¿e ty uwa¿asz, i¿ zamieszki z du¿¹
liczb¹ ofiar, próby inwazji planetarnej czy niszczenie przekaŸni-
ków HoloNetu mog¹ byæ wywo³ane przez wszystkich, tylko nie
przez grupê narwañców próbuj¹cych ukaraæ Bothan za Caamas.
– A to siê akurat zgadza – burkn¹³ ponuro Wedge. – Docze-
kaæ siê wrêcz nie mogê, co bêdzie dalej.
265
R O Z D Z I A £
'
– Liczyæ i p³akaæ – zaproponowa³ Lando, k³ad¹c karty na stó³. –
Dwadzieœcia trzy… Czysty sabak.
– Interesuj¹ce – mrukn¹³ senator Miatamia, przygl¹daj¹c siê
z kamienn¹ twarz¹ w³asnym kartom. – Zak³adam, ¿e uwaga o p³a-
czu nie jest dos³own¹ czêœci¹ gry. Czysty sabak, tak?
– Tak – potwierdzi³ Lando i poczu³ nieprzyjemne mrowienie
na karku: podobne przerwy w grze mia³y ju¿ miejsce piêæ razy
w ci¹gu oœmiu rozgrywek, które zaliczyli od startu z Cilpor.
Wszystkie piêæ Miatamia wygra³.
– Niestety – Miatamia prawie niechêtnie po³o¿y³ karty na
stó³. – Mam zestaw Idioty, który, jak s³ysza³em, zawsze wygrywa.
– Zawsze – Lando potrz¹sn¹³ g³ow¹ z niesmakiem: nie piêæ
z oœmiu, ale szeœæ z dziewiêciu. – Nie wierzê, ¿e nie grywa³ pan
zawodowo, senatorze.
– Chyba nie s¹dzi³ pan, ¿e Diamalanie zbudowali tak potê¿ne
imperium finansowe jedynie zdrowym rozs¹dkiem i ciê¿k¹ pra-
c¹? – spyta³ senator, strzepuj¹c palcami.
Lando znieruchomia³ w trakcie tasowania i przyjrza³ siê po-
dejrzliwie politykowi.
– To mia³ byæ ¿art? – spyta³ niepewnie.
– Oczywiœcie – Diamalanin ponownie strzepn¹³ palcami. –
Zdrowy rozs¹dek i ciê¿ka praca to wszystko, czego potrzebuje do
osi¹gniêcia sukcesu istota inteligentna lub inteligentna rasa. Szczê-
œcie to iluzja, której ufaj¹ ignoranci, a szukaj¹ durnie.
266
Lando z trudem powstrzyma³ siê od z³oœliwej uwagi – co prawda ju¿ nie by³ zawodowym graczem, ale na temat szczêœcia mia³
w³asne zdanie.
– Czyli mówi¹c krótko: je¿eli ktoœ jest wystarczaj¹co sprytny,
nie przytrafi mu siê nigdy nic niespodziewanego, zgadza siê? – spy-
ta³ zgryŸliwie.
– Naturalnie, ¿e niespodzianki siê zdarzaj¹, ale ci, którzy s¹
na nie przygotowani, zawsze wyjd¹ z nich bez szwanku.
– Tak sami z siebie? Bez niczyjej pomocy?
– To tak¿e mo¿liwe, ale przewidywanie koniecznoœci czyjejœ
pomocy to czêœæ zdrowego rozs¹dku – Miatamia pozosta³ niepo-
ruszony.
– Aha – ucieszy³ siê Lando. – A wiêc to, ¿e rozpoznajê ko-
niecznoœæ dodatkowej ochrony moich transportów rudy, jest ozna-
k¹ zdrowego rozs¹dku.
– Mo¿e ni¹ byæ – zgodzi³ siê Miatamia. – Mo¿e tak¿e ozna-
czaæ…
Przerwa³ mu nag³y trzask gwa³townie uwalnianej energii do-
biegaj¹cy od strony hipernapêdu i widok smug gwiezdnych za okna-
mi. Zanim zmieni³y siê one w gwiazdy, Lando by³ ju¿ na szczycie
spiralnych schodów.
– Co siê sta³o? – Miatamia niemal depta³ mu po piêtach.
– Awaria hipernapêdu – rzuci³ Lando przez ramiê, przeskaku-
j¹c po parê stopni i gor¹czkowo analizuj¹c sytuacjê.
Je¿eli poszed³ któryœ t³umik przep³ywowy, powinien zrobiæ
obejœcie, zanim nie kontrolowany skok energii zniszczy ca³y
uk³ad.
A perspektywa powa¿nej naprawy gdzieœ w œrodku gwiezdne-
go zadupia nie stanowi³a mi³ej perspektywy, zw³aszcza ¿e mia³ za-
miar wytargowaæ konkretne ustêpstwa od Miatamii. Perspektywa
doda³a mu skrzyde³, przemkn¹³ wiêc przez jadalniê i kabiny, i pra-
wie z piskiem obcasów zahamowa³ przed g³ówn¹ tablic¹ energe-
tyczn¹. A tu ze zdumieniem stwierdzi³, ¿e nie pali siê ¿aden alarm
sygnalizuj¹cy awariê. Wrêcz przeciwnie – zgodnie z odczytami
wyjœcie z nadprzestrzeni nast¹pi³o automatycznie, czyli jak zwy-
kle po wykryciu cienia grawitacyjnego planety.
Tylko wed³ug komputera nawigacyjnego ani w pobli¿u, ani
w oddali nie powinno byæ ¿adnych planet…
– Tylko nie to! – jêkn¹³ Lando, rzucaj¹c siê ku krótkiej schod-
ni prowadz¹cej na mostek.
267
Otwart¹ d³oni¹ trzasn¹³ w taster drzwi, a gdy te siê odsunê³y, wpad³ do wnêtrza i zamar³ – dok³adnie przed dziobem mia³ a¿ na-zbyt dobrze znany kszta³t niszczyciela klasy Imperial.
Kln¹c pod nosem, dopad³ sterów, w³¹czaj¹c po drodze awaryj-
ne dopalacze, wcisn¹³ siê w fotel i da³ pe³en ci¹g, skrêcaj¹c równo-
czeœnie ostro na lewo. A raczej próbuj¹c skrêciæ, bo nawet przy
pe³nej mocy silników „Lady Luck” nawet nie drgnê³a.
Co nie by³o do koñca prawd¹ – jacht porusza³ siê, tylko nie
tam, gdzie Lando by sobie ¿yczy³.
– Jesteœmy w wi¹zce promienia œci¹gaj¹cego – rozleg³ siê z ty-
³u spokojny g³os.
– Zauwa¿y³em – warkn¹³ Lando i podj¹³ próby rozpaczliwych
manewrów w pionie; jeœli operator promienia nie by³ zbyt doœwiad-
czony, móg³ zbyt silnie skompensowaæ ruchy ofiary i daæ jej oka-
zjê do ucieczki w bok.
Ten mia³ wystarczaj¹ce doœwiadczenie.
– Proszê siê przypi¹æ do fotela – poleci³ Lando, przestaj¹c szar-
paæ sterami i rozgl¹daj¹c siê po okolicy.

Powered by MyScript