- Daj spokój, siedziałby całe dnie sam...

Linki


» Dzieci to nie ksiÄ…ĹĽeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeĹ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Poskromicielka dzikich zwyczajów plemienia, Która czyni człowieka człowiekowi bratem I koczownicze namioty zamienia W nieruchome, spokojne chaty...
»
– Dajcie spokĂłj – odezwaĹ‚ siÄ™ Saracen...
»
bracią zakonną), to religia możeposłużyć nawet jako środek, dzięki któremuuzyskuje się spokój, prożen zgiełku i trudów pospolitszego rządzenia, i...
»
Wszystkich tych burĹĽuazyjnych bredni sĹ‚uchaĹ‚ rektor Kasatkin zupeĹ‚nie spokojnie, z uĹ›miechem ironicznym, aczkolwiek Ĺ‚a­godnym...
»
Jérôme ponownie wstał i przesiadł się na puste miejsce między dwoma zajętymi, sądząc, że nareszcie będzie miał spokój...
»
czywała spokojnie w swoim grobie, dopóki Heathcliff do niej nie dołączył; z tego, co wiem...
»
Hewlitt bardzo starał się zachować spokój, ale Prilicla i tak trząsł się cały od emocjonalnej wichury...
»
- To musiało być coś ważnego, gdyż inaczej nie zakłócałby pan naszego spokoju - rzekła Leia...
»
Nie zaczął się on spokojnie, chociaż pierwsze dni stycznia były takie miłe...
»
odnosił z wrogim spokojem — będzie cofał swą rękę...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

W końcu
zwariowałby tak samo jak ja.
- A jak twoje hobby?
- Bez zmian.
- Ale zrobiłeś jakiś postęp?
- Jakiś... Nie bardzo mam czas, właściwie, to tylko w
weekendy. Może teraz, jak wezmę zaległy urlop.
- Na urlop, to powinieneś wyjechać i to jak najdalej stąd.
- I co miałbym tam robić?
- Wszystko jedno, byle nie to samo co robisz tutaj.
Właśnie zagotowała się woda i Mick nalał wrzątku do
kubków.
- I tak nigdzie nie uciekłbym przed telewizją.
- Jak byś się postarał, to byś uciekł.
- I co z tego? Pewnie nawet na środku pustyni znalazłbym
radio...
Phil uśmiechnął się, upił troszeczkę gorącego napoju,
czego szybko pożałował i zaczął energicznie dmuchać na płyn w
swoim kubku. Był człowiekiem chudym, dosyć wysokim, nosił
grube okulary i kruczoczarną brodę. Ale tak chyba wyglądała
większość pracowników instytutów naukowych.
- Co z waszym wielkim wynalazkiem?
- Mówiłem ci, że przyszedł Morgan, żeby go obejrzeć? -
Mick pokręcił tylko głową - Przyszedł, zaczął zaglądać,
dopytywać się co tam jest w środku, robić inteligentne miny,
że niby cokolwiek z tego rozumie, a w końcu stwierdził, że tak
czy inaczej nie da na to więcej niż półtora miliona.
- A ile potrzebujecie?
- Na prototyp siedemset tysięcy. Drugie tyle na
działającą jednostkę do prób przy obciążeniu, około miliona na
przygotowanie dwóch dalszych do testów w terenie i kilka
kolejnych na uruchomienie chociażby małej produkcji.
- Ale starczy wam chociaż na prototypy...
- Tak myślisz? Chyba nie widziałeś jeszcze magazynu
wypełnionego po brzegi udanymi prototypami. Jeżeli nie uda nam
się znaleźć sponsora na uruchomienie produkcji, to nie mamy
nawet co marzyć, że ten projekt ujrzy światło dzienne.
Mick nie wiedział co powiedzieć. Chciałby powiedzieć, że
wszystko będzie w porządku i żeby się nie przejmował, ale
jakoś nie umiał z siebie tego wydusić. Zresztą Phil nie jest
dzieckiem i sam umie sobie radzić ze swoimi problemami.
- No, ale nie po to tu przyszedłem. Mam do ciebie prośbę.
- Mów.
- Będę musiał wyjechać na kilka dni.
- Nic nowego.
- Tak, ale to wyniknęło trochę nagle... No, nie wiem jak
ci to powiedzieć...
- Próbuj.
- Chodzi o to, że moja siostra wyjechała na trzy tygodnie
zostawiając córkę pod moją opieką i teraz...
- Nie masz jej z kim zostawić?
- Tak. Okazało się, że muszę być pojutrze w Denver, a ona
ma tylko piętnaście lat...
- I czego chcesz ode mnie?
- W dzień jest w szkole, ale nie mogę jej zostawić samej
w domu. Mogła by u ciebie przenocować?
- Phil, przecież wiesz, że ja nie mam pojęcia o dzieciach.
- Ale to tylko trzy dni. Zresztą ona nie jest już
dzieckiem. Wystarczy, że będzie siedziała z tobą w domu i
nigdzie nie łaziła po zmroku. To wszystko.
- A gdzie miałaby spać?
- Na kanapie, tak samo jak u mnie.
Mick czuł wewnętrzną niechęć do tego pomysłu. Od ośmiu
lat mieszkał sam i pojawienie się tutaj kogoś obcego budziło w
nim same złe przeczucia.
- I co ty na to?
- Nie podoba mi się ten pomysł.
- Mick, obiecuję, że nie będziesz żałował. Przecież
wiesz, że nie przychodziłbym tutaj z pustymi rękami. Znalazłem
dla ciebie program, który pomoże ci z twoimi obliczeniami i
pożyczę ci komputer.
- Co mi po komputerze, skoro wiesz, że nie umiem go
obsługiwać?
- Ale Andrea umie.
Mick uśmiechnął się pod wąsem i pokręcił głową.
- I pewnie tak się składa, że twoja siostrzenica ma na
imię Andrea, prawda?
- Tak się właśnie składa.
- Więc po to były te wszystkie opowieści o pieskach i
kotkach?
- To co, zgadzasz się?
- Co to za program?
- Po wprowadzeniu danych przetwarza je i wyświetla
wszystkie wskaźniki statystyczne. Poza tym nie jest
trudniejszy w obsłudze od dowolnego programu z księgowości
jakich używasz w pracy.
- Ja tam wierzę swoim metodom, a komputerami niech się
zajmują geniusze.
- Mick, ale ile czasu już siedzisz nad tymi tabelkami?
- Dwanaście lat. Mniej więcej.
- Widzisz, a przy użyciu tej maszynki mógłbyś każdego
dnia sprawdzać kolejne przymiarki i może już dawno miałbyś
wynik.
- Może. A może nie.
- Dobrze, nie będę cię już dłużej namawiał. Zajmiesz się
małą?
Mick ciężko westchnął i pokiwał głową jak skazaniec
pogodzony ze swoim losem.
- Podrzucę ci komputer, jeżeli będziesz chciał, to Andrea
pokaże ci jak go używać, a jak nie, to niech się kurzy gdzieś
w kącie.
- Gdzie ona chodzi do szkoły?
- Tutaj, niedaleko. Ale tym się nie przejmuj, sama da
sobie radę.
- No, ale wiesz, że ja wracam dopiero o szóstej...
- Dasz jej zapasowy klucz i będzie na ciebie czekała.
Zresztą to tylko trzy dni.
- A jedzenie?
- Dam jej pieniądze i sama będzie sobie kupowała. Nie
żebym nie wierzył w twoje umiejętności kulinarne, ale
dzieciaki teraz jedzą takie rzeczy, że nawet byś nie uwierzył.

Powered by MyScript