W końcu zwariowałby tak samo jak ja. - A jak twoje hobby? - Bez zmian. - Ale zrobiłeś jakiś postęp? - Jakiś... Nie bardzo mam czas, właściwie, to tylko w weekendy. Może teraz, jak wezmę zaległy urlop. - Na urlop, to powinieneś wyjechać i to jak najdalej stąd. - I co miałbym tam robić? - Wszystko jedno, byle nie to samo co robisz tutaj. Właśnie zagotowała się woda i Mick nalał wrzątku do kubków. - I tak nigdzie nie uciekłbym przed telewizją. - Jak byś się postarał, to byś uciekł. - I co z tego? Pewnie nawet na środku pustyni znalazłbym radio... Phil uśmiechnął się, upił troszeczkę gorącego napoju, czego szybko pożałował i zaczął energicznie dmuchać na płyn w swoim kubku. Był człowiekiem chudym, dosyć wysokim, nosił grube okulary i kruczoczarną brodę. Ale tak chyba wyglądała większość pracowników instytutów naukowych. - Co z waszym wielkim wynalazkiem? - Mówiłem ci, że przyszedł Morgan, żeby go obejrzeć? - Mick pokręcił tylko głową - Przyszedł, zaczął zaglądać, dopytywać się co tam jest w środku, robić inteligentne miny, że niby cokolwiek z tego rozumie, a w końcu stwierdził, że tak czy inaczej nie da na to więcej niż półtora miliona. - A ile potrzebujecie? - Na prototyp siedemset tysięcy. Drugie tyle na działającą jednostkę do prób przy obciążeniu, około miliona na przygotowanie dwóch dalszych do testów w terenie i kilka kolejnych na uruchomienie chociażby małej produkcji. - Ale starczy wam chociaż na prototypy... - Tak myślisz? Chyba nie widziałeś jeszcze magazynu wypełnionego po brzegi udanymi prototypami. Jeżeli nie uda nam się znaleźć sponsora na uruchomienie produkcji, to nie mamy nawet co marzyć, że ten projekt ujrzy światło dzienne. Mick nie wiedział co powiedzieć. Chciałby powiedzieć, że wszystko będzie w porządku i żeby się nie przejmował, ale jakoś nie umiał z siebie tego wydusić. Zresztą Phil nie jest dzieckiem i sam umie sobie radzić ze swoimi problemami. - No, ale nie po to tu przyszedłem. Mam do ciebie prośbę. - Mów. - Będę musiał wyjechać na kilka dni. - Nic nowego. - Tak, ale to wyniknęło trochę nagle... No, nie wiem jak ci to powiedzieć... - Próbuj. - Chodzi o to, że moja siostra wyjechała na trzy tygodnie zostawiając córkę pod moją opieką i teraz... - Nie masz jej z kim zostawić? - Tak. Okazało się, że muszę być pojutrze w Denver, a ona ma tylko piętnaście lat... - I czego chcesz ode mnie? - W dzień jest w szkole, ale nie mogę jej zostawić samej w domu. Mogła by u ciebie przenocować? - Phil, przecież wiesz, że ja nie mam pojęcia o dzieciach. - Ale to tylko trzy dni. Zresztą ona nie jest już dzieckiem. Wystarczy, że będzie siedziała z tobą w domu i nigdzie nie łaziła po zmroku. To wszystko. - A gdzie miałaby spać? - Na kanapie, tak samo jak u mnie. Mick czuł wewnętrzną niechęć do tego pomysłu. Od ośmiu lat mieszkał sam i pojawienie się tutaj kogoś obcego budziło w nim same złe przeczucia. - I co ty na to? - Nie podoba mi się ten pomysł. - Mick, obiecuję, że nie będziesz żałował. Przecież wiesz, że nie przychodziłbym tutaj z pustymi rękami. Znalazłem dla ciebie program, który pomoże ci z twoimi obliczeniami i pożyczę ci komputer. - Co mi po komputerze, skoro wiesz, że nie umiem go obsługiwać? - Ale Andrea umie. Mick uśmiechnął się pod wąsem i pokręcił głową. - I pewnie tak się składa, że twoja siostrzenica ma na imię Andrea, prawda? - Tak się właśnie składa. - Więc po to były te wszystkie opowieści o pieskach i kotkach? - To co, zgadzasz się? - Co to za program? - Po wprowadzeniu danych przetwarza je i wyświetla wszystkie wskaźniki statystyczne. Poza tym nie jest trudniejszy w obsłudze od dowolnego programu z księgowości jakich używasz w pracy. - Ja tam wierzę swoim metodom, a komputerami niech się zajmują geniusze. - Mick, ale ile czasu już siedzisz nad tymi tabelkami? - Dwanaście lat. Mniej więcej. - Widzisz, a przy użyciu tej maszynki mógłbyś każdego dnia sprawdzać kolejne przymiarki i może już dawno miałbyś wynik. - Może. A może nie. - Dobrze, nie będę cię już dłużej namawiał. Zajmiesz się małą? Mick ciężko westchnął i pokiwał głową jak skazaniec pogodzony ze swoim losem. - Podrzucę ci komputer, jeżeli będziesz chciał, to Andrea pokaże ci jak go używać, a jak nie, to niech się kurzy gdzieś w kącie. - Gdzie ona chodzi do szkoły? - Tutaj, niedaleko. Ale tym się nie przejmuj, sama da sobie radę. - No, ale wiesz, że ja wracam dopiero o szóstej... - Dasz jej zapasowy klucz i będzie na ciebie czekała. Zresztą to tylko trzy dni. - A jedzenie? - Dam jej pieniądze i sama będzie sobie kupowała. Nie żebym nie wierzył w twoje umiejętności kulinarne, ale dzieciaki teraz jedzą takie rzeczy, że nawet byś nie uwierzył.
|