Dusza dostojna przyjmuje ten rys znamienny swojego egoizmu bez najlżejszego powątpiewania tudzież bez uczucia srogości, przymusu czy samowoli, raczej jako coś, co znajduje uzasadnienie w przedwiecznym ładzie wszechrzeczy: — i gdyby szukała nazwy dla tej swojej właściwości, pewnoby rzekła, że to prosta sprawiedliwość. Pod naciskiem skrupułów, utrzymujących ją z początku w niepewności, wyznaje przed sobą, że są ludzie, zrównani z nią prawami; lecz, załatwiwszy się raz z tem zagadnieniem godności, zachowuje się śród sobie równych i równouprawnionych z tą samą pewnością w odcieniach skromności i subtelnego poszanowania, z jaką postępuje wobec siebie samej, — zgodnie z przyrodzoną mechaniką ciał niebieskich, którą się rządzą wszystkie gwiazdy. Ta wytworność, to ograniczanie własnej istoty w stosunkach z równymi sobie jest u niej li jednym więcej objawem egoizmu — każda gwiazda jest takim egoistą — : w nich i w prawach, które im przyznaje, czci ona siebie samą i nie wątpi, że wymiana praw i grzeczności, jako istota wszelkich stosunków towarzyskich, należy również do naturalnego ładu rzeczy. Dusza dostojna kieruje się w dawaniu i przyjmowaniu leżącym na jej dnie namiętnym i drażliwym instynktem wzajemności. Pojęcie łaska niema inter pares sensu i nie cieszy się dobrą opinią; istnieje podobno subtelny sposób ni to poddawania się darom, spływającym z góry, i spijania ich jak kropel deszczu spragnionemi usty: lecz do takiej sztuki i postępowania dusza dostojna nie posiada zupełnie zdolności. Jej egoizm stanowi w takich razach przeszkodę : wogóle niechętnie spogląda ona w górę, - patrzy albo przed siebie zwolna i poziomo, albo też z góry: — czuje, że sama jest na wyżynach.— Tylko ten może poważać naprawdę, kto siebie samego nie szuka. — Goethe w liście do radcy Schlossera. Chińczycy mają przysłowie, które matki wpajają dzieciom zawczasu: siao-sin, umniejsz swe serce ! W tem objawia się charakterystyczny pociąg, właściwy starzejącym się kulturom: nie wątpię, że Grek starożytny także i w nas, dzisiejszych europejczykach, rozpoznalby przedewszystkiem umniejszenie własnej naszej istoty, — i już dla tego samego nie przypadlibyśmy mu do smaku. — Czemże wreszcie jest pospolitość? — Słowa są głosowymi znakami pojęć, pojęcia zaś mniej lub więcej dokładnymi znakami obrazowymi często i społem powtarzających się wrażeń, grup tych wrażeń. Używanie tych samych słów jeszcze nie wystarcza, by nawzajem się rozumieć: prócz tego potrzeba posługiwać się także temi samemi słowami na określenie tego samego rodzaju doświadczeń duchowych, wreszcie potrzeba wzajemnej wspólności doświadczenia. Dlatego ziomkowie rozumieją się snadniej, niż przedstawiciele różnych narodowości, którzy się posługują jednakim językiem; czyli, gdy ludzie przez długi czas żyją obok siebie w podobnych warunkach (klimatu, ziemi, niebezpieczeństw, potrzeb i pracy), tworzy się coś, co się rozumie, naród. We wszystkich duszach jednaka ilość często powtarzających się wrażeń wzięła górę nad wrażeniami, które zdarzają się rzadziej: w zakresie wrażeń pierwszego rodzaju porozumienie odbywa się szybko i z biegiem czasu coraz szybciej — historya mowy ludzkiej, to historya procesu skracania —; ta szybkość porozumiewania się sprawia, że ludzie łączą się coraz ściślejszymi węzłami. Im większa groza niebezpieczeństwa, tem większa potrzeba szybkiego i łatwego porozumienia się co do rzeczy grożących; unikać nieporozumienia w chwili niebezpieczeństwa, oto warunek, bez którego ludzie we wzajemnych stosunkach żadną miarą obyć się nie mogą. Jeszcze każdy stosunek przyjazny czy miłosny daje sposobność do następującej próby: żadnemu z nich nie można przepowiadać dłuższego trwania, o ile się spostrzeże, że z dwóch przyjaciół czy dwojga kochanków jedno, przy tych samych słowach, czuje, myśli, przewiduje, pragnie i obawia się inaczej niż drugie. (Ów dobroczynny geniusz, co tak często osoby różnej płci powstrzymuje od przedwczesnych związków wbrew podszeptom zmysłów i serca, to obawa wiekuistego nieporozumienia — a nie jakiś tam schopenhauerowski geniusz rodzaju—). Jakie grupy wrażeń w pewnej duszy najwcześniej się budzą, odzywają i nad innemi górę biorą, to rozstrzyga o całkowitej hierarchii jej wartości, to określa ostatecznie jej pojęcie dobrego. Z ocen i sądów człowieka można domyślać się poniekąd struktury jego duszy, tudzież tego, co uznaje ona za warunek swego istnienia, za istotną swą potrzebę. A jeżeli teraz przyjmiemy, że niebezpieczeństwo po wszystkie czasy zbliżało do siebie tylko takich ludzi, którzy mogli wyrazić za pomocą podobnych znaków podobne potrzeby i podobne wrażenia, to okaże się ostatecznie, że ze wszystkich mocy, które dotychczas powodowały człowiekiem, zdolność łatwego uwiadamiania się o niebezpieczeństwie, czyli w istocie rzeczy zdolność doznawania jeno zwyczajnych i pospolitych wrażeń, musiała być najpotężniejszą. Ludzie podobniejsi, ludzie zwyklejsi mieli i mają zawsze przewagę, natomiast niezwyklejsi, doborowsi, niepospolitsi, trudniej zrozumiali, popadają łatwo w osamotnienie, ulegają dla swojego odosobnienia zagładzie i rozradzają się tylko w rzadkich wypadkach. Należałoby użyć niesłychanych sił hamujących, by powstrzymać ten naturalny arcynaturalny progressus in simile, ten postępowy rozwój rodzaju ludzkiego w kierunku wszystkiego, co podobne, zwyczajne, poziome, stadne — pospolite!s Im częściej psycholog — psycholog z urodzenia, z musu, znawca dusz ludzkich — podejmuje się badania niezwyklejszych wypadków i niezwykłejszych ludzi, tem większe grozi mu niebezpieczeństwo zadławienia się współczuciem: i trzeba mu więcej niż innym ludziom hartu i wesołości. Gdyż skażenie i zagłada ludzi wyższych, dusz, niezwykłej ukształtowanych jest prawidłem: straszne to, mieć wiecznie prawidło takie przed oczyma. Przeróżne udręczenia psychologa, który to prawidło zagłady odkrył, który tę zbiorową wnętrzną nieuleczalnosć wyższego człowieka, to wiekuiste za późno! w każdem znaczeniu tego słowa, najpierw w jednym wypadku, a potem z kolei prawie wszędzie odnalazł, i to po przez wszystkie epoki dziejowe, — mogą sprawić, że pewnego dnia zwróci się on, pełen goryczy, przeciw własnemu losowi i pokusi się o zniszczenie własnej istoty, — że sam się zepsuje. Prawie u wszystkich psychologów można zauważyć zdradliwą
|