Dzwonek telefonu przestraszył ich oboje...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Patrząc gołym okiem na nasze ulice, a zwłaszcza na nasze plaże widzimy jak wielu panów zapomina o przestrzeganiu podstawowych zasad, które pozwalają cieszyć się...
»
Deklaracja niepodlegoci bya pocztkiem nowej fazy konfliktu, ktry przesta by wycznie problemem w stosunkach Rodezji z Wielk Brytani, ale zosta przeniesiony...
»
Saloni s0043zachorowaæ dk it 53 t> ~~ zachorzeæ dk it L 49 t> ~~ przest...
»
Nic tak nie krpuje i zarazem nie obezwadnia ducha i ciaa, jak poufne a cige przestawanie z ludmi niszego umysu, ktrzy wpajaj w nas swoje poprzednie upodobania i...
»
przestała być k o n t e m p l a c j ą jakiegoś ostatecznego, zewnętrznego czynnika, miała odtąd poznawać tylko to, co samatworzy...
»
i w mikroskopijnym, niedostrzegalnym dla nas włoskowatym przyciąganiu, w oceanieodbywa się na ogromnych przestrzeniach i działanie magnetycznych prądów...
»
Nandera i Jalani wciąż stały przy drzwiach, przestępując z nogi na nogę...
»
sukcesywnie przestaj uznawa rozstrzygajc rol argumentwodwoujcych si do konstrukcji lex regia...
»
Nie zaorana przestrzeń zmniejszała się szybko, a Bill nie zdradzał ochoty porzucenia pługa...
»
Zrozumiałem, że rzecz nieoczekiwana przestała mi być wzbroniona, i ucałowałem jej usta i oczy...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

David błyskawicznie sięgnął po słuchawkę. Bał się, że dzwonią do niego ze szpitala z kolejną złą wiadomością. Kiedy jego rozmówca poprosił do telefonu Angelę, odetchnął z ulgą.
Angela natychmiast rozpoznała głos Phila Calhouna.
- Proszę mi wybaczyć, że tak długo nie dawałem znaku życia - powiedział detektyw - ale byłem bardzo zajęty. Teraz mogę już jednak złożyć pani sprawozdanie.
- Kiedy? - zapytała Angela.
- Cóż, jestem właśnie w Iron Horse Inn - odpowiedział Calhoun. - To o rzut kamieniem od pani domu. Może mógłbym za chwilę przyjechać do państwa?
- To ten prywatny detektyw, Phil Calhoun - powiedziała do męża Angela, zasłaniając dłonią mikrofon. - Chce do nas na chwilę wpaść.
- Sądziłem, że dałaś spokój sprawie Hodgesa - odparł David cierpko.
- Bo dałam - stwierdziła Angela. - Z nikim już o tym nie rozmawiam.
- W takim razie skąd ten telefon?
- Z Calhounem także nie rozmawiałam - zniecierpliwiła się Angela. - Nie kontaktował się ze mną od soboty. Ale zapłaciłam mu za przeprowadzenie śledztwa, powinniśmy więc przynajmniej wysłuchać, czego się dowiedział.
- Rób, co chcesz - westchnął zrezygnowany David. Kwadrans później, kiedy Phil Calhoun zapukał do ich drzwi,
David łamał sobie głowę, na jakiej podstawie jego żona uznała tego człowieka za zawodowca. Według Wilsona stanowiło to ostatnią rzecz, jaką można było o nim powiedzieć: w swojej czerwonej, baseballowej czapce odwróconej daszkiem do tyłu i flanelowej koszuli emerytowany policjant ani trochę nie wyglądał na detektywa.
- Miło mi - powiedział Calhoun, ściskając dłoń Davida.
Wszyscy troje usiedli w salonie zastawionym starymi, podniszczonymi meblami, które Wilsonowie kupili jeszcze w Bostonie. Pokój był tak olbrzymi, że przypominał rozmiarami salę balową. Wybitą szybę nadal zastępowała plastikowa folia.
- Ładny dom - pochwalił Calhoun, rozglądając się dookoła. - Ciągle jeszcze go urządzamy - powiedziała Angela i zapytała gościa, czego się napije.
Detektyw poprosił o piwo.
Kiedy kobieta szykowała szklanki i butelki z piwem, David dokładniej przyjrzał się detektywowi. Calhoun był starszy, niż się spodziewał. Spod czerwonej czapki, której były policjant nie zdjął ani na chwilę, wystawały gęste, siwe włosy.
- Czy będą państwo mieli coś przeciwko temu, jeśli zapalę? - zapytał, wyjmując z kieszeni pudełko cygar marki „Antonio y Cleopatra”.
- Przykro mi, ale tak - skinęła głową Angela, podając gościowi szklankę piwa. - Nasza córka cierpi na poważne schorzenie układu oddechowego.
- Nie ma problemu - uśmiechnął się detektyw. - Chciałbym zdać państwu relację z tego, czego dowiedziałem się podczas śledztwa. Posuwa się ono naprzód, choć muszę w to wkładać wiele pracy. Doktor Dennis Hodges nie należał do najpopularniejszych ludzi w mieście. Prawdę powiedziawszy, połowa mieszkańców Bartlet nienawidziła go z tego czy innego powodu.
- My także zdążyliśmy się już tego dowiedzieć - skinął głową David. - Mam nadzieję, że - zważywszy na stawkę, jaką pobiera pan za każdą godzinę pracy - dysponuje pan jakimiś bardziej konkretnymi informacjami.
- Davidzie, proszę cię! - zawołała Angela, zdumiona nietaktowną uwagą męża.
- Moim zdaniem - ciągnął Calhoun, ignorując złośliwość Wilsona - doktor Hodges zupełnie nie dbał, co myślą o nim inni ludzie. Nie utrzymywał też żadnych stosunków towarzyskich. Zważywszy na jego czysto nowoangielskie pochodzenie, nie jest to zresztą niczym dziwnym - zachichotał detektyw, unosząc do ust szklankę z piwem. - Sporządziłem listę potencjalnych podejrzanych - dodał po chwili - ale jeszcze nie zdążyłem ze wszystkimi porozmawiać. Mimo to wiem, że dzieje się tu coś dziwnego. Czuję to w kościach.
- Z kim pan dotąd rozmawiał? - zapytał niegrzecznym tonem David.
Angela zmarszczyła brwi, ale nie odezwała się ani słowem.
- Jak dotąd dopiero z kilkoma osobami - odparł detektyw, czkając głośno.
Nie zadał sobie trudu, żeby przeprosić ani zasłonić usta ręką. David zerknął na żonę. Angela udawała, że niczego nie zauważyła.
- Rozmawiałem z paroma ludźmi zajmującymi wysokie stanowiska w szpitalu - ciągnął Calhoun. - Z przewodniczącym zarządu szpitala, Traynorem, oraz wiceprezesem Sherwoodem. Obaj mieli powody, by żywić niechęć do Hodgesa.

Powered by MyScript