Futrzak aż przysiadł ze strachu na dźwięk głosu elfa i spojrzał na niego, wydając kilka gardłowych dźwięków. Elf powtórzył głośniej komendę i gwałtownie wskazał rękaw stronę Sama. Stworzenie przesunęło się w kierunku więźnia, po czym na powrót bacznie spojrzało na swego pana. Kiedy znalazło się o metr od Sama, rzuciło mu pod nogi swój ładunek i wybiegło z celi, zatrzymując się z wahaniem po drugiej stronie drzwi. Sam złapał jeden but i coś w rodzaju koszuli z delikatnego, białego jedwabiu. Drugi but i reszta ubrania wylądowały na podłodze obok niego. - Gówniany munchkin - mruknął elf. Wydał odgłos przypominający szczekanie i tupnął nogą w kierunku stworka. Munchkin wyszczerzył zęby i zasyczał, po czym zwinął się w miejscu i pomknął w głąb korytarza. Dobiegłszy do grupy kompanów przy zbiegu korytarzy, zatrzymał się i zaczął podskakiwać w te i we w te, pokrzykując na elfa. Ten ponownie tupnął nogą w ich stronę i cała grupa munchkinów zniknęła za zakrętem korytarza. - Ciężko tu chyba zyskać jakąś pomoc - stwierdził Sam, schylając się po porozrzucane części garderoby. Rinaldi zachichotał, ale elf tylko zmarszczył brwi. - Ubieraj się - zakomenderował. - Ubranie jest tylko dla jednej osoby. Co z ojcem Rinaldim? -Zostaje tutaj. Sam chciał zaprotestować, ale powstrzymało go uspokajające dotknięcie Rinaldiego. - Dobrze - powiedział kapłan. -Ale ty chyba powinieneś najpierw doprowadzić się do porządku. Masz dziś spotkanie z Lady, a nie widzę powodu, żeby robić złe wrażenie. - A co z tobą? - Sądzę, że ma już mnie dosyć. Idź już. Będę tutaj, kiedy wrócisz. Kiedy brał prysznic w ciasnym pomieszczeniu sanitarnym, Sam miał okazję, żeby zastanowić się nad sytuacją. Myślał ciągle jeszcze, kiedy zakładał na siebie przyniesione ubranie. Jeszcze więcej czasu na myślenie miał po drodze do sali audiencyjnej. Większość zaprzątających go myśli dotyczyła powodów, dla których został pojmany. Nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Zdał sobie sprawę, że cholernie mało wie o Hart. Znajomi runnerzy ręczyli za jej solidność w interesach i mieli ją za kompetentną czarodziejkę. Odkąd lepiej ją poznał, wiedział, że jedno i drugie było prawdą. Ale ludzie z miejskich zaułków nie potrafili powiedzieć nic o jej pochodzeniu. Była ponoć najemnikiem, ale czy na pewno? A jeśli cały czas była agentem Shidhe? Tak niewiele wiedział o jej przeszłości. Mimo, że nigdy o tym nie mówili, zdawał sobie sprawę, że o Hart wie równie niewiele, co o Sally Tsung. Ich związek z Sally narodził się w czasie jednej nocy i stał się burzliwym romansem, inaczej niż jego poprzednia znajomość z chłodną Hanae. Podobnie jak Hart, Sally miała silną wolę i wiedziała czego chce. W zasadzie to ona wymyśliła, żeby zostali kochankami. W zasadzie. A jak to wygląda w przypadku związku z Hart? Czyj to był pomysł? Człowiek Światła żerował na poczuciu lojalności Sama, sugerując, że zdradza Sally przez związek z Hart. Ale Sam wiedział, że Sally miała wielu kochanków. Wątpił, by żyła w celibacie, odkąd opuścił Seattle. To nie było w jej stylu. Ta myśl jednocześnie uspokajała go i niepokoiła. Sally uczyniła wiele, by pomóc mu przystosować się do życia pośród cieni, on zaś życzył jej jak najlepiej, ale wychowano go w przywiązaniu do wierności. Dlaczego w takim razie kręcił z Hart? Na to pytanie nie znalazł odpowiedzi. Uczucia kipiały, podgrzewane podejrzeniami rozbudzonymi przez Człowieka Światła. Czy to prawdziwa magia, czy tylko stara, dobrze znana magia hormonów i psychologicznych potrzeb? Zdał sobie sprawę, że nie zna Hart wystarczająco dobrze, aby za nią udzielać odpowiedzi. Czy byłaby szczera, gdyby z nią porozmawiał? Ciekawe. Tamtej nocy na dachu bał się powtórzyć jej wszystko to, co powiedział Człowiek Światła i ograniczył się do mniej osobistych tematów. Jednak pamiętał jak zadrżała, kiedy powiedział jej o magicznej presji, zmuszającej do zapomnienia o spotkaniu w posiadłości Glovera. Co mogła znaczyć ta reakcja? Nie wiedział. Tak naprawdę to w ogóle jej nie znał. Pamiętał smutek jej oczu, kiedy pociągała za spust. Dlaczego to zrobiła? Było tak wiele rzeczy, których o niej nie wiedział. Przecież to właśnie Hart mogła być Lady Brane Deigh. Czy to wyjaśniałoby cokolwiek? Roztrząsał tę możliwość przez chwilę, ale ostatecznie odrzucił ją jako niedorzeczną. Czas na rozważania skończył się z chwilą, gdy Sam został wprowadzony do sali audiencyjnej. Daleko, na końcu rzędu dworzan, znajdowało się podwyższenie, na którym ustawiono trzy trony. Ten po prawej był zajęty. Lady Brane Deigh, stwierdził w myślach Sam. Obok królowej stał ciemnoskóry elf. Hart stała wśród dworaków, niedaleko podwyższenia. Elf towarzyszący Samowi popchnął go do przodu. Pierwszy krok był chwiejny, ale zaraz potem Sam pewnie ruszył przed siebie, zdecydowany nie okazywać zmieszania, które nadal odczuwał. Zignorował chichoty tłumu, które dobiegły go, gdy zatrzymał się przed tronem. Spojrzał hardo na królową. - Dlaczego się tutaj znalazłem? - Uważaj się, proszę, za mojego gościa - odparła słodko. - Gości nie trzyma się w celi.
|