Elf mruknął coś do człowieczka i wskazał na Sama...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
spełnienie przez przychodzącego świeżo człowieka, w jego historyczności, posiada ono moc, która budzi, a nie moc, która obdarza, bo ta raczej zwodziłaby...
»
– Kłamie pan, kłamie pan dla dobra człowieka – tym razem w głosie Najbardziej Poszukiwanego Terrorysty Świata słychać było leniwy, choć...
»
Chłopiec przez cały czas obserwował mnie uważnie i chyba odgadł moje myśli, gdyż powiedział: - Ten człowiek był prawdziwym czarownikiem, prawda? O mało...
»
Tuszynska Simone de Beauvoir wobec sartre’owskiej koncepcji człowieka i Beauvoir, Simone de, „W sile wieku”, Warszawa 1964...
»
Uznajemy także, co może jest najważniejsze ze wszystkiego, po­trzebę przeniknięcia samotności promieniem człowieczeństwa, który nadaje jej znaczenie i...
»
173 I trzeciego człowieka, podglądającego zza drzew i krzewów, patrzącego roziskrzonymi, chci-wymi oczami...
»
4JPsychologowie humanistyczni przyjmuj, e czowiek z natury jest dobry, e jego denia s konstruktywne i pozytywne...
»
Zyskać duszę człowieka i nic mu za to nie dać - oto co naprawdę cieszy serce Naszego Ojca...
»
W Ŝyciu człowieka teŜ zdarzają się sytu-by uzyskiwać duŜą sprawność...
»
dla nich witalnie ważne; człowiek ma jednak wiele wspólnego ze zwierzęciem...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Futrzak aż przysiadł ze strachu na dźwięk głosu elfa i spojrzał na niego, wy­dając kilka gardłowych dźwięków. Elf powtórzył głośniej komen­dę i gwałtownie wskazał rękaw stronę Sama. Stworzenie przesu­nęło się w kierunku więźnia, po czym na powrót bacznie spojrza­ło na swego pana. Kiedy znalazło się o metr od Sama, rzuciło mu pod nogi swój ładunek i wybiegło z celi, zatrzymując się z waha­niem po drugiej stronie drzwi.
Sam złapał jeden but i coś w rodzaju koszuli z delikatnego, białego jedwabiu. Drugi but i reszta ubrania wylądowały na podło­dze obok niego.
- Gówniany munchkin - mruknął elf. Wydał odgłos przypo­minający szczekanie i tupnął nogą w kierunku stworka. Munchkin wyszczerzył zęby i zasyczał, po czym zwinął się w miej­scu i pomknął w głąb korytarza. Dobiegłszy do grupy kompa­nów przy zbiegu korytarzy, zatrzymał się i zaczął podskakiwać w te i we w te, pokrzykując na elfa. Ten ponownie tupnął nogą w ich stronę i cała grupa munchkinów zniknęła za zakrętem ko­rytarza.
- Ciężko tu chyba zyskać jakąś pomoc - stwierdził Sam, schy­lając się po porozrzucane części garderoby.
Rinaldi zachichotał, ale elf tylko zmarszczył brwi.
- Ubieraj się - zakomenderował.
- Ubranie jest tylko dla jednej osoby. Co z ojcem Rinaldim?
-Zostaje tutaj.
Sam chciał zaprotestować, ale powstrzymało go uspokajające dotknięcie Rinaldiego.
- Dobrze - powiedział kapłan. -Ale ty chyba powinieneś naj­pierw doprowadzić się do porządku. Masz dziś spotkanie z Lady, a nie widzę powodu, żeby robić złe wrażenie.
- A co z tobą?
- Sądzę, że ma już mnie dosyć. Idź już. Będę tutaj, kiedy wrócisz.
Kiedy brał prysznic w ciasnym pomieszczeniu sanitarnym, Sam miał okazję, żeby zastanowić się nad sytuacją. Myślał ciągle je­szcze, kiedy zakładał na siebie przyniesione ubranie. Jeszcze wię­cej czasu na myślenie miał po drodze do sali audiencyjnej. Więk­szość zaprzątających go myśli dotyczyła powodów, dla których został pojmany. Nie potrafił znaleźć odpowiedzi.
Zdał sobie sprawę, że cholernie mało wie o Hart. Znajomi runnerzy ręczyli za jej solidność w interesach i mieli ją za kompe­tentną czarodziejkę. Odkąd lepiej ją poznał, wiedział, że jedno i drugie było prawdą. Ale ludzie z miejskich zaułków nie potrafi­li powiedzieć nic o jej pochodzeniu. Była ponoć najemnikiem, ale czy na pewno? A jeśli cały czas była agentem Shidhe? Tak niewiele wiedział o jej przeszłości. Mimo, że nigdy o tym nie mówili, zdawał sobie sprawę, że o Hart wie równie niewiele, co o Sally Tsung. Ich związek z Sally narodził się w czasie jednej nocy i stał się burzliwym romansem, inaczej niż jego poprzednia znajomość z chłodną Hanae. Podobnie jak Hart, Sally miała silną wolę i wiedziała czego chce. W zasadzie to ona wymyśliła, żeby
zostali kochankami. W zasadzie. A jak to wygląda w przypadku związku z Hart? Czyj to był pomysł?
Człowiek Światła żerował na poczuciu lojalności Sama, suge­rując, że zdradza Sally przez związek z Hart. Ale Sam wiedział, że Sally miała wielu kochanków. Wątpił, by żyła w celibacie, odkąd opuścił Seattle. To nie było w jej stylu. Ta myśl jednocze­śnie uspokajała go i niepokoiła. Sally uczyniła wiele, by pomóc mu przystosować się do życia pośród cieni, on zaś życzył jej jak najlepiej, ale wychowano go w przywiązaniu do wierności.
Dlaczego w takim razie kręcił z Hart? Na to pytanie nie zna­lazł odpowiedzi. Uczucia kipiały, podgrzewane podejrzeniami roz­budzonymi przez Człowieka Światła. Czy to prawdziwa magia, czy tylko stara, dobrze znana magia hormonów i psychologicz­nych potrzeb?
Zdał sobie sprawę, że nie zna Hart wystarczająco dobrze, aby za nią udzielać odpowiedzi. Czy byłaby szczera, gdyby z nią po­rozmawiał? Ciekawe. Tamtej nocy na dachu bał się powtórzyć jej wszystko to, co powiedział Człowiek Światła i ograniczył się do mniej osobistych tematów.
Jednak pamiętał jak zadrżała, kiedy powiedział jej o magicz­nej presji, zmuszającej do zapomnienia o spotkaniu w posiadło­ści Glovera. Co mogła znaczyć ta reakcja? Nie wiedział. Tak na­prawdę to w ogóle jej nie znał. Pamiętał smutek jej oczu, kiedy pociągała za spust. Dlaczego to zrobiła? Było tak wiele rzeczy, których o niej nie wiedział. Przecież to właśnie Hart mogła być Lady Brane Deigh.
Czy to wyjaśniałoby cokolwiek? Roztrząsał tę możliwość przez chwilę, ale ostatecznie odrzucił ją jako niedorzeczną. Czas na roz­ważania skończył się z chwilą, gdy Sam został wprowadzony do sali audiencyjnej. Daleko, na końcu rzędu dworzan, znajdowało się podwyższenie, na którym ustawiono trzy trony. Ten po prawej był zajęty. Lady Brane Deigh, stwierdził w myślach Sam. Obok
królowej stał ciemnoskóry elf. Hart stała wśród dworaków, nieda­leko podwyższenia. Elf towarzyszący Samowi popchnął go do przo­du. Pierwszy krok był chwiejny, ale zaraz potem Sam pewnie ru­szył przed siebie, zdecydowany nie okazywać zmieszania, które nadal odczuwał. Zignorował chichoty tłumu, które dobiegły go, gdy zatrzymał się przed tronem. Spojrzał hardo na królową.
- Dlaczego się tutaj znalazłem?
- Uważaj się, proszę, za mojego gościa - odparła słodko.
- Gości nie trzyma się w celi.

Powered by MyScript