Gdy punk zmieniał biegi, powiedział:-To kupa złomu...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
go, zmusi swych wodzów iść i walczyć, wojsko powiedzie wodzów, nie wodzowie wojsko...
»
— O nie! — powiedziałam stanowczo...
»
- Nic się nie stało! Nic się nie stało! - powiedział Bonifacy...
»
— Słuchaj no, synu, wiesz doskonale, że nie mam czasu martwić się o jedzenie dla czarnuchów — powiedział Tay Tay...
»
— Wiesz co — powiedziała Chia — jestem śpiąca...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
 — A moglibyście komuś o tym powiedzieć? 512 ERNEST HEMINGWAY — Dobrze — odrzekł kapral...
»
— Zatrzymam cię tutaj — powiedziała...
»
– Otwarte – powiedział, nie patrząc...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Jeff na to:
-
Zamknij się i jedź.
Tak zrobił.
Dwadzieścia minut później wjechaliśmy do Newcastle. Czułem, jak skacze mi poziom adrenaliny.
Jeff kazał punkowi zaparkować jakieś dwadzieścia metrów przed wejściem do banku.
Wysiedliśmy, włożyliśmy kominiarki i wpadliśmy do środka. Są tacy, co przy napadach na banki
wierzą w skuteczność terroru słownego. Wpadają z wrzaskiem do środka, wykrzykują wulgarne
słowa.
Zastraszają obywateli. Dostrzegam w tym pewne zalety.
Jednak Jeff miał własną metodę. On uważa, że przedstawienie jest warte więcej niż tysiąc słów.
Dlatego właśnie postrzelił pierwszego napotkanego klienta.
Postrzelił go w kolana. Facet osunął się na podłogę. Jeff załadował swoją broń śrutem. Nie czyni
wielkiej szkody, ale boli jak wszyscy diabli wygląda okropnie i napędza niezłego stracha.
Po dwóch minutach stłoczyłem razem cały personel i klientów. Jeff przeleciał przez bank jak wirus,
napełnił dwie czarne torby. Potem daliśmy nogę.
Gdy biegliśmy do samochodu, w pewnym gościu odezwał się brytyjski duch obywatelski. Złapał
mnie od tyłu, zacisnął ramiona wokół mnie. Punk odpalał silnik. Rozluźniłem ciało, a potem z całej
siły nastąpiłem na podbicie stopy tamtego. Wydał wrzask, który pewnie było słychać aż w Brixton.
No a przede wszystkim mnie puścił. Obróciłem się do niego, walnąłem w twarz i wrzasnąłem:
-
Głupi skurwielu, chcesz, żeby cię zastrzelić, tak? Jeff odciągnął mnie i warknął przez zęby:
-
Idziemy, szybko.
Słychać już było syreny. Wycofałem się i pobiegłem do samochodu. Ruszyliśmy z piskiem opon.
-
Rany, Mitch, myślałem, że go sprzątniesz - powiedział Jeff.
-
Ja też.
Punk zaśmiał się histerycznie.
-
Trzeba było - zawołał. - Trzeba było wpakować mu kulkę!
Gdyby nie to, że prowadził, walnąłbym go pięścią w łeb.
Dotarliśmy do Keele i zmieniliśmy samochody. Potem w stateczniejszym tempie pojechaliśmy do
trzeciego pojazdu. Znów się przesiedliśmy i wkrótce wyjechaliśmy na szosę, zgubiliśmy się w
sznurze samochodów. Gdy wsiedliśmy do furgonetki, głośno wypuściłem powietrze z płuc. Nawet
nie wiedziałem, że wciąż wstrzymywałem oddech.
Na tylnym siedzeniu Mike, Bert i punk krzyczeli z radości. Jeff, który prowadził, sięgnął pod swój
fotel. Wyjął butelkę whisky Cutty Sark i mi ją podał. Wziąłem długi palący łyk. Jeff zerknął na mnie i
uśmiechnął się pod nosem.
-
Bułka z masłem, co? - powiedziałem.
Po powrocie do Jeffa zaczęliśmy balować. Piłem budweisera i sączyłem cutty. Gówniarz opróżniał
butelkę dżinu. Jeff i Bert liczyli forsę.
-
Chcesz jeszcze jednego buda, Mitch? - spytał Mike.
-
Jasne.
Siedziałem na krześle kuchennym, a Mitch nachylił się nad stołem i powiedział:
-
Ten chłopak cię wkurwia.
-
Mogą z nim być kłopoty.
-
Dziś dobrze sobie radził.
-
Widziałeś ślady na jego rękach?
Mike zerknął i odparł:
-
Wygląda na to, że już nie bierze, nie ma spuchniętych żył.
-
Maść na hemoroidy.
-
Co?
-
Schodzi po niej obrzęk. Mike był naprawdę zaskoczony.
-
Jezu, Mitch, skąd ty wiesz takie rzeczy?
-
New Hope for the Dead.
-
Co?
-
Książka Charlesa Wil eforda.
-
Nie znam gościa.
-
Już nie żyje.
Jeff podniósł rękę i powiedział:
-
Chłopaki, policzyliśmy. Zastygliśmy w oczekiwaniu.
-
Piętnaście kawałków.
Głośna owacja. Po odjęciu kosztów Jeff wypłacił nam po dwa siedemset na głowę. Punk rzucił:
-
Trzeba to oblać.
Po jakimś czasie chłopaki zaczęły się rozchodzić.
-
Masz chwilę, Mitch? - spytał Jeff.
-
Jasne.
Gdy wszyscy wyszli, otworzył piwo i spytał:
-
Słyszałeś kiedyś o niejakim Kerrkovianie?
-
Nie.
-
Taki wysoki, chudy skurwiel, lubi ubierać się na czarno. Ma oczy jak kulki, bez śladu życia.
Myślę, że to jeden z tych wschodnioeuropejskich gangsterów.
-
Bardzo ciekawe, Jeff, ale co to ma ze mną wspólnego?
-
Wypytywał o ciebie.
-
Aha.
-
Uważaj na siebie.
-
Dobra. Dzięki, Jeff.
-
Musiałeś zaleźć za skórę jakiemuś ważniakowi.
-
Chyba mam do tego talent.
Poszedłem do kwiaciarni. Zamówiłem bukiet złożony z róż, orchidei, tulipanów.
-
Taka wiązanka będzie sporo kosztować - zauważyła kwiaciarka.
-
Czy ja się z panią targuję?
-
Nie. Ale...
Włożyłem kwiaty do bagażnika i pojechałem do Peck-ham.

Powered by MyScript