Graendal zastanawiała się, czy ktoś tu przypadkiem nie bawi się jej kosztem...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Po wejœciu Wooda do zespo³u, choæ na razie tylko tymczasowym, zaczê³o siê wyczuwaæ obecnoœæ elementu przyjaŸni, o której w przypadku Taylora trudno w³aœciwie by³o mówiæ...
»
bardzo ważna w przypadku tak kluczowej cechy, jak iloraz inteligencji:jednostki znajdujące się w obszarze powyżej krzywej I, lecz poniżej krzywej...
»
Inny natomiast charakter ma trzecia forma uwarunkowania, poniewa¿ g³ówny udzia³ przypada tu sytuacji, a determinanty osobowoœciowe schodz¹ na plan dalszy...
»
Nie mogąc wejrzeć do umysłu Davida ani go przywołać, miałem do dyspozycji tylko jedną telepatyczną sztuczkę: zaglądanie do umysłów przypadkowo wybranych...
»
Rzuciła się teraz do tego bigosu, ratując go przed najmniejszym cieniem przypalenia i nagle łyżka omal nie wypadła jej z ręki...
»
Rozważmy, co się stało w pewnym badaniu wykonanym na nowojorskiej plaży, w którym sprawdzano, czy przypadkowi świadkowie zaryzykują osobiste bezpieczeństwo,...
»
Jak za chwilę zobaczymy, jedynie w przypadku algorytmów o niewielkiej złożoności w rodzaju O(n)czy O(n log n) zwiększenie szybkości komputera ma znaczący...
»
W przypadku Poliq'i, z formalnego punktu widzenia mo¿emy mówiæ o zasadzie podwójnego podporz¹dkowania komendantaftl3 Por...
»
kilka podstawowych zasad dotyczÄ…cych różnego typu zdaÅ„ angielskich – w tym przypadku oznajmujÄ…cych i pytajÄ…cych...
»
Niewątpliwie, ten szczególny przypadek szczęśliwych mężów i pięknych żon niezbyt dobrze nadaje się do laboratorium eksperymentalnego...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Wzajemna nienawiść na twarzach obu kobiet zdawała się nie udawana. Na wszelki wypadek jednak sprawdzi, czy lubią, gdy je z kolei traktować jak zabawki. Nie odrywając od nich wzroku, mimo woli pocierając angreal zdobiący mały palec, podeszła do krzesła. Słodycz saidara rozlewającego się po jej wnętrzu uspokoiła ją. Nie, żeby potrzebowała uspokojenia, ale działo się tu coś dziwnego. Dzięki wysokiemu, bogato rzeźbionemu i pozłacanemu oparciu krzesło przywodziło na myśl tron, choć nie różniło się wiele od pozostałych siedzisk w komnacie. Takie szczegóły działały nawet na osoby najbardziej wyrafinowane, w sposób, jakiego ich świadomość nie potrafiła zarejestrować.
Opadła na oparcie, zakładając nogę na nogę, po czym, leniwie kołysząc stopą, przemówiła znudzonym głosem, który dopełnił jej wizerunek uosobienia spokoju.
- Ponieważ to ty rozkazujesz, dziecko, w takim razie powiedz mi, kim jest ten mężczyzna, który przedstawia się jako Śmierć? - Moridin jest Nae’blis. - Głos dziewczyny wciąż był opanowany, zimny i arogancki. - Wielki Władca zadecydował, że pora już, abyś ty również zaczęła służyć Nae’blis.
Graendal wyprostowała się gwałtownie.
- To jakaś niedorzeczność. - Nie potrafiła ukryć gniewu w głosie. - Mężczyzna, o którym w życiu nie słyszałam, został mianowany Regentem Wielkiego Władcy na Ziemi? - Nie przeszkadzało jej, gdy ktoś próbował nią manipulować, zawsze znalazła sposób, by obrócić knowania takiej osoby przeciwko niej samej, ale Moghedien musiała chyba sobie ubrdać, że ona jest jakimś przygłupem! Nie wątpiła, że to Moghedien kieruje tą wredną dziewuchą, cokolwiek by obie twierdziły, jakimikolwiek by spojrzeniami w siebie godziły. - Służę Wielkiemu Władcy i sobie samej, nikomu innemu! Dlatego wynoście się stąd natychmiast i bawcie się w swoje gierki gdzie indziej. Może spodobają się Demandredowi. Albo Semirhage. Bądźcie tylko ostrożne, gdy będziecie przenosiły na odchodnem, bo zastawiłam kilka przenicowanych pułapek. Zapewne nie chcecie którejś uruchomić.
To było kłamstwo, ale bardzo wiarygodne, toteż Graendal przeżyła wstrząs, kiedy Moghedien przeniosła znienacka i wszystkie lampy w komnacie pogasły, pogrążając jej wnętrze w ciemnościach. Graendal natychmiast poderwała się z krzesła, żeby nie znajdować się w miejscu, w którym widziały ją ostatnio, i jednocześnie sama przeniosła, tkając sieć ze światła, która zawisła z boku, przybierając kształt kuli z czystej bieli rozsiewającej w krąg migotliwe cienie. Obie kobiety znalazły się w jej blasku. Graendal bez chwili wahania przeniosła raz jeszcze, korzystając z wszystkich zasobów siły ukrytych w małym pierścieniu. Nie potrzebowała aż tyle, ale pragnęła uzyskać jak największą przewagę. Jak śmiały! Sieć Przymusu pochwyciła obie, nim zdążyły bodaj drgnąć.
Mocne utkała sieci, mocne, bo musiała dać upust swojej złości, i dlatego ich dotyk mógł niemal zaboleć. Obie kobiety stały teraz wpatrzone w nią z zachwytem, z wytrzeszczonymi oczyma i otwartymi ustami, wręcz odurzone uwielbieniem. Teraz mogła im rozkazywać. Gdyby im powiedziała, że mają poderżnąć sobie gardła, zrobiłyby to. I nagle zorientowała się, że Moghedien nie obejmuje już Źródła. Wypuściła je zapewne, gdy została poddana takim ilościom Przymusu. Słudzy przy drzwiach oczywiście nawet się nie poruszyli.
- A teraz - powiedziała lekko zadyszanym głosem - odpowiecie na moje pytania. - Miała ich sporo, na przykład, kto to jest Moridin, jeśli ktoś taki rzeczywiście istnieje, i skąd pochodzi Cyndane, ale jedno przede wszystkim nie dawało jej spokoju. -Na co ty liczyłaś, Moghedien? Przecież mogę teraz postanowić, że podwiążę twoją sieć. I wtedy zaczniesz mi służyć w ramach zapłaty za swoje gierki.
- Błagam, nie! - jęknęła Moghedien, załamując ręce. Naprawdę zaczęła płakać! - Zabijesz nas wszystkie! Ty musisz służyć Nae’blis! Po to właśnie przyszłyśmy. By przyjąć cię do służby u Nae’blis! - W bladym świetle twarz niskiej, srebrzystowłosej kobiety wyglądała jak maska symbolizująca śmiertelny strach, łono zafalowało, kiedy głośno wciągnęła oddech.
Nagle zaniepokojona Graendal otwarła usta. Z każdą chwilą to wszystko miało coraz mniej sensu. Otworzyła usta i w tym momencie Źródło gdzieś się zapodziało. Jedyna Moc wyciekła z niej i komnata na powrót pogrążyła się w czerni. Naraz zamknięte w klatce ptaki rozkrzyczały się jak oszalałe, zaczęły łopotać gwałtownie skrzydłami, uderzając nimi o bambusowe pręty.
Za jej plecami rozległ się głos tak zgrzytliwy, że przywodził na myśl kamień mielony na pył.
- Wielki Władca przewidział, że być może nie uwierzysz im na słowo, Graendal. Czasy, kiedy mogłaś robić, co ci się żywnie podoba, to już przeszłość. - W powietrzu pojawiło się coś... jakby kula z... kula czarna jak śmierć, a mimo to wnętrze komnaty wypełniło się srebrnym światłem. Tak srebrnym, że oświetlone nim lustra zdawały się nie lśniące, lecz mętne. Ptaki znieruchomiały i ucichły, a Graendal jakimś sposobem wiedziała, że zastygły z panicznego strachu.

Powered by MyScript