Kupa wpuścił ich nocą do laboratorium, a reszty dokonała opieszałość młodszego asystenta prof. Razgłaza, niejakiego magistra Serpentine'a. Pozostawił on na biurku klucze od kasy pancernej, co ułatwiło intruzom zadanie. Serpentine tłumaczył się potem chorobą, przedstawiał świadectwa lekarskie, lecz cały Instytut wiedział, że ten niedowarzony młokos miał aferę miłosną z pewną mężatką, niejaką Ewą A., i wprost pełzając u jej stóp przy konkurach stracił z oczu obowiązki służbowe. Kupa zaprowadził wspólników do sali z aparaturą kriotronową, wyjęli z niej pojemnik Dewara, z niego zaś futerał mieszczący bezcenny nabój i dokonali swych niecnych “poprawek” parametrycznych, których skutki każdy może oglądać do woli, jeśli się tylko rozejrzy po tym koszmarnym świecie, w jakim żyjemy. Tłumaczyli się później na wyścigi, twierdząc, że mieli “jak najlepsze intencje” i liczyli też na sławę (!!), zwłaszcza ponieważ było ich t r z e c h. Też mi T r ó j c a! Jak musieli zeznać pod naciskiem dowodów i w ogniu krzyżowych pytań, podzielili się pracą. Ast A. Roth, ongiś student Getyngi (ale sam Heisenberg wyrzucił go z asystentury za wkładanie zdjęć pornograficznych do spektrografu Astona), “zajął się” fizyczną stroną Stworzenia i uczciwie ją spaprał. To przez niego tak zwane słabe oddziaływania nie zgadzają się z silnymi i nawala symetria praw zachowania. Każdy fizyk w lot chwyci te moje słowa. Tenże Roth, popełniwszy błąd w zwykłym dodawaniu, doprowadził do tego, że nabój elektronu, gdy się go obecnie oblicza, uzyskuje wielkość nieskończoną. Przez tego bałwana nie można też odnaleźć nigdzie kwarków, jakkolwiek z teorii wynika, że powinny być! Nieuk, zapomniał zrobić poprawkę w formule dyspersji! Również i to, że interferujące elektrony w żywe oczy zaprzeczają logice, jest jego “zasługą”. I pomyśleć, że dylemat, nad którym Heisenberg łamał sobie głowę przez całe życie, sprokurował mu jego najgorszy i najgłupszy uczeń! Zresztą dopuścił się on występku jeszcze znacznie cięższego. Mój plan Stworzenia przewidywał reakcje jądrowe, bo wszak bez nich nie byłoby promienistej energii gwiazd, lecz skasowałem pierwiastki grupy uranowej, żeby ludzkość nie mogła wyprodukować bomb atomowych w połowie XX wieku, to jest przedwcześnie. Miała owładnąć energią nuklearną tylko jako syntezą jąder wodorowych w hel, a ponieważ to jest trudniejsze, odkrycia nie można się było spodziewać przed wiekiem XXI. A. Roth wprowadził jednak uranidy na powrót do projektu. Niestety nie dało mu się udowodnić, że działał powodowany przez agentów pewnego imperialnego wywiadu, co łączyło się z planami militarnej supremacji... ale właściwie i tak należałby mu się proces z oskarżenia o ludobójstwo, bo gdyby nie on, nie zbombardowano by japońskich miast w II wojnie światowej. Drugi “specjalista” z tej dobranej trójki, E. Bubb, ukończył kiedyś studia lekarskie, lecz odebrano mu prawo praktyki za liczne wykroczenia. Ten “zajął się” stroną biologiczną i odpowiednio ją “udoskonalił”. Co do mnie, rozumowałem następująco: świat jest, jaki jest, a ludzkość zachowuje się, jak się zachowuje, ponieważ wszystko to powstało sposobem przypadkowym, więc byle jakim, z okazji naruszenia praw fundamentalnych. Wystarczy zastanowić się chwilę, aby dojść do wniosku, że przy takich warunkach mogło być nawet jeszcze gorzej! Decydowała przecież loteria - skoro “Stwórcą” był fluktuacyjny kaprys nicości, która potwornie i koszmarnie zadłużyła się, rozdymając bez sensu i planu Metagalaktyczną bańkę! Uznałem wprawdzie, że pewne cechy Kosmosu można pozostawić, przy właściwych retuszach i korekturach, toteż dopracowałem sumiennie, co należało. Lecz co się Człowieka tyczy, a, tutaj byłem już skrajnie radykalny. Zastaną paskudę przekreśliłem od jednego zamachu. Wspomniana wyżej liściastość, zastępująca owłosienie ciała, służyłaby urzeczywistnieniu nowej etyki życia, lecz panu Bubbowi ważniejsze wydały się włosy, ponieważ, uważacie, “było mu ich szkoda”. Ze to można takie ładne plerezy, bokobrody i inne sierściane zakrętasy z nich układać. Tu - nowa solidarystycznohumanistyczna moralność, a tam - walory, dające się mierzyć tylko fryzjerskim kanonem! Zapewniam was, żebyście się nie poznali, gdyby nie p. Boels E. Bubb, który na powrót wkopiował w elektron z kasety wszystkie szkaradzieństwa, jakie dostrzegacie u siebie i u innych. Co się tyczy wreszcie laboranta Kupy, ten nie umiał wprawdzie sam nic zrobić, domagał się jednak od kompanów, żeby uwiecznili jego udział w stworzeniu świata; chciał tedy - aż mną trzęsie, kiedy to piszę - by nazwisko jego widniało w każdej stronie firmamentu, gdy jednak Roth wytłumaczył mu, że wskutek swych ruchów gwiazdy nie mogą się trwale układać w monogramy czy litery, Kupa zażądał, żeby przynajmniej zostały zgrupowane dużymi rojowiskami, to jest, k u p a m i. To też uczyniono.
|