Jeden miał żebra złamane, a drugi Był wpół harmatnym przejechany kołem; Wnętrzności ze krwią wypadły mu z brzucha, Trzykroć okropnie spod...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Chociaż widział przedmioty w ciemnościach – większość urodzonych w czarnych rodzinach widziała – miał kłopoty z detalami, jak na przykład litery...
»
Złoty pierścień miał kształt węża pożerającego własny ogon, Wielkiego Węża, który stanowił symbol Aes Sedai, ale nosiły go także Przyjęte...
»
Rozmowa miała zosta nagrana w korytarzu, eby poziom hałasu i odgłosy z zewn trz odpowiadały miejscu, w którym 2J miał ich rzekomo podsłuchiwa...
»
Miał niezłe znajomości w sztabie FBI, lecz zamiast z nich skorzystać, ryzykując przedwczesny rozgłos, wolał zwrócić się do George'a Reikoffa, specjalnego...
»
Jak ptaki rozprawiające świegotem o poranku o przygodach nocy, tak one po przejściu kalifa, na którego ślady rzucano zaraz kwiaty i miał bursztynowy, mówiły sobie...
»
— Czy chodzi wam o sprawę delfinów? — miał nadzieję, że głos nie zdradzał jego zdenerwowania...
»
Tak samo było wtedy, myśli, tak było, kiedy Jacky miał sześć lat...
»
Regulator temperatury w akwarium M I N I P R O J E K T Y Regulator temperatury w akwarium Przedstawiamy jeden Schemat elektryczny...
»
- Czy nasz stróż przypomniał sobie jeszcze coś istotnego?- Chłopak przysięga, że lord Jon miał krzepę męża w sile wieku...
»
cia, bo miał specjalne uzdolnienia w tym kierunku, takie jak moja umiejętność projek- jakiego byłem zdolny, musiałoby zakończyć się roztrzaskaniem...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.



Ostatni ranny wszystkich bardzo zdziwił:
Grożono, bito, próżna groźba, kara,
Jenerałowi nawet się sprzeciwił,
I jęczał głośno - klął samego cara.
Ludzie niezwykłym przerażeni krzykiem
Zbiegli się nad tym parad męczennikiem.

Mówią, że jechał z dowódcy rozkazem,
Wtem koń mu stanął jak gdyby zaklęty,
A z tyłu wleciał cały szwadron razem;
Złamano konia, i żołnierz zepchnięty
Leżał pod jazdą płynącą korytem;
197
Ale od ludzi litościwsze konie:
Skakał przez niego szwadron po szwadronie,
Jeden koń tylko trafił weń kopytem
I złamał ramię; kość na wpół rozpadła
Przedarła mundur i ostrzem sterczała
Z zielonej sukni, strasznie, trupio biała,
I twarz żołnierza równie jak kość zbladła;
Lecz sił nie stracił: wznosił drugą rękę
To ku niebiosom, to widzów gromady
Zdawał się wzywać i mimo swą mękę
Dawał im głośno, długo jakieś rady.
Jakie? nikt nie wie, nie mówią przed nikim.
Bojąc się szpiegów słuchacze uciekli
I tyle tylko pytającym rzekli,
Że ranny mówił złym ruskim językiem;
Kiedy niekiedy słychać było w gwarze:
"Car, cara, caru" - coś mówił o carze.

Chodziły wieści, że żołnierz zdeptany
Był młodym chłopcem, rekrutem, Litwinem,
Wielkiego rodu, księcia, grata synem;
Że ze szkół gwałtem w rekruty oddany,
I że dowódzca, nie lubiąc Polaka,
Dał mu umyślnie dzikiego rumaka,
Mówiąc: "Niech skręci szyję Lach sobaka".

Kto był, nie wiedzą, i po tym zdarzeniu
Nikt nie posłyszał o jego imieniu;
Ach! kiedyś tego imienia, o carze,
198
Będą szukali po twoim sumnieniu.
Diabeł je pośród tysiąców ukaże,
Któreś ty w minach podziemnych osadził,
Wrzucił pod konie, myśląc, żeś je zgładził.

Nazajutrz z dala za placem słyszano
Psa głuche wycie - czerni się cos w śniegu;
Przybiegli ludzie, trupa wygrzebano;
On po paradzie został na noclegu.
Trup na pół chłopski, na poły wojskowy,
Z głową strzyżoną, ale z brodą długą,
Miał czapkę z futrem i płaszcz mundurowy,
I był zapewne oficerskim sługą.
Siedział na wielkim futrze swego pana,
Tu zostawiony, tu rozkazu czekał,
I zmarzł, i śniegu już miał za kolana.
Tu go pies wierny znalazł i oszczekał. -
Zmarznął, a w futro nie okrył się ciepłe;
Jedna źrenica śniegiem zasypana,
Lecz drugie oko otwarte, choć skrzepłe,
Na plac obrócił: czekał stamtąd pana!

Pan kazał siedzieć i sługa usiądzie,
Kazał nie ruszać z miejsca, on nie ruszy,
I nie powstanie - aż na strasznym sądzie;
I dotąd wierny panu, choć bez duszy,
Bo dotąd ręką trzyma pańską szubę
Pilnując, żeby jej nie ukradziono;
Drugą chciał rękę ogrzać, ukryć w łono,
199
Lecz już nie weszły pod płaszcz palce grube.

I pan go dotąd nie szukał, nie pytał!
Czy mało dbały, czy nadto ostrożny -
Zgadują, że to oficer podróżny;
Ze do stolicy niedawno zawitał,
Nie z powinności chodził na parady,
Lecz by pokazać świeże epolety -
Może z przeglądów poszedł na obiady,
Może na niego mrugnęły kobiety,
Może gdzie wstąpił do kolegi gracza
I nad kartami - zapomniał brodacza;
Może się wyrzekł i futra, i sługi,
By nie rozgłosić, że miał szubę z sobą;
Że nie mógł zimna wytrzymać jak drugi,
Gdy je car carską wytrzymał osobą;
Boby mówiono: jeździ nieformalnie
Na przegląd z szubą! - myśli liberalnie.

O biedny chłopie! heroizm, śmierć taka,
Jest psu zasługą, człowiekowi grzechem.
Jak cię nagrodzą? pan powie z uśmiechem,
Żeś był do zgonu wierny - jak sobaka.
O biedny chłopie! za cóż mi łza płynie
I serce bije, myśląc o twym czynie:
Ach, żal mi ciebie, biedny Słowianinie! -
Biedny narodzie! żal mi twojej doli,
Jeden znasz tylko heroizm - niewoli.
200
DZIEŃ PRZED POWODZIĄ PETERSBURSKĄ 1824
OLESZKIEWICZ

Gdy się najtęższym mrozem niebo żarzy,
Nagle zsiniało, plamami czernieje,
Podobne zmarzłej nieboszczyka twarzy,
Która się w izbie przed piecem rozgrzeje,
Ale nabrawszy ciepła, a nie życia,
Zamiast oddechu zionie parą gnicia.
Wiatr zawiał ciepły. - Owe słupy dymów,
Ów gmach powietrzny jak miasto olbrzymów,
Niknąc pod niebem jak czarów widziadło,
Runęło w gruzy i na ziemię spadło:

Powered by MyScript