Linberg pragnął jedynie za pośrednictwem Reikoffa dotrzeć do informacji z komputera Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej. Wiadomość, którą przekazał Agent Specjalny, zupełnie zbiła go z tropu. Okazało się, że furgonetka na nowojorskich numerach jest poszukiwana przez waszyngtońską policję. Porzucony i obrobiony samochód znaleziono na zamkniętej drodze koło torów Conrail, pod mostem Johna Philipa Sousy. Linberg przypomniał Reikoffowi wszystkie wspólne trafienia i wreszcie przekonał inspektora FBI, że warto przeczesać teren i wykorzystując fotografie terrorystów poszukać świadków. Dzięki tym wysiłkom dwie osoby rozpoznały Dietera Haasa, który kręcił się po okolicy. Raz widziano go, jak kupował coś w sklepie spożywczym na rogu, koło Szkoły Zawodowej imienia Chamberlaina, i raz jak wchodził do obserwowanego teraz budynku. Linberg i Reikoff zajęli pozycje trzy godziny temu, lecz nie pokazał się ani Haas, ani inni terroryści. Reikoffowi udało się dotrzeć do właściciela budynku i uzyskać od niego w miarę dokładny opis wnętrza. Z tego, co mówił właściciel, wynikało, że najpierw mieścił się tam warsztat lakierniczy, specjalizujący się w malowaniu samochodów dostawczych. Dwa lata temu warsztat przeniesiono i od tamtej pory budynek stał pusty; tylko czasem wynajmowano go okresowo na magazyn. Przed trzema tygodniami właściciel wynajął budynek człowiekowi, który twierdził, że musi przechować towar pozostały po likwidacji sklepu, zanim przeniesie go do nowych pomieszczeń. Jak zeznał właściciel, nowy najemca, mówiący z lekkim akcentem niemieckim, gotówką opłacił czynsz za miesiąc z góry, plus depozyt na wypadek szkód. Kiedy pokazano zdjęcie Dietera Haasa, właściciel domu rozpoznał na nim człowieka wynajmującego magazyn. Budynek nie miał okien, tylko troje drzwi: podwójną bramę od alei wjazdowej i dwa boczne wyjścia pożarowe. Na dachu znajdowały się trzy kominy przewodów wentylacyjnych. Reikoff rozstawił swoich ludzi przy bocznych drzwiach, naprzeciw głównego wejścia umieścił ciężarówkę z sześcioosobowym oddziałem szturmowym, a na dachu dwóch ludzi wyposażonych w pojemniki gazu łzawiącego. Policja waszyngtońska ze swoją własną brygadą szturmową osłaniała tyły i otoczyła kordonem obszar między M Street, Water Street, Yirginia Avenue i podjazd na most Anacostia. Ogółem w akcji brało udział pięćdziesięciu ludzi. - Jak długo jeszcze czekamy? - spytał Linberg. Reikoff odłożył lornetkę i sprawdził czas. Linberg też spojrzał na zegarek. Była ósma trzydzieści. - Już nie czekamy - zdecydował Reikoff. Podniósł radiotelefon z podłogi. - Tu inspektor do wszystkich. Atakować. Z nie zmienionym wyrazem twarzy Reikoff ostrożnie odłożył radiotelefon i podniósł lornetkę. Linberg sięgnął po swoją. Wszystko odbyło się z wyćwiczoną precyzją. Na rozkaz Reikoffa dwaj ludzie na dachu wyrwali zatyczki z ciemnozielonych pojemników gazu łzawiącego, wcisnęli zawory i wrzucili pojemniki do przewodów wentylacji. Po wykonaniu głównego zadania obaj zjechali po linach na tyły budynku. Tymczasem w aleję wjazdową wpadł z rykiem silnika spory pojazd, który z początku służył za ciężarówkę dostawczą do rozwożenia gazet, a teraz woził waszyngtoński oddział szturmowy FBI. Przed podwójną drewnianą bramą budynku wykonał kontrolowany poślizg. Niestety, nikt wcześniej nie sprawdził, czy brama jest na tyle wysoka, by furgon mógł swobodnie przejechać, i dlatego zamiast wtargnąć z trzaskiem rozniesionych drzwi do wnętrza, ciężarówka z ogłuszającym łoskotem zaklinowała się w wejściu na dobre, a dwa metry jej blaszanego dachu odwinęło się niczym wieczko puszki sardynek. Ze swego punktu obserwacyjnego Linberg widział, jak przez wyważoną bramę zaczynają ulatywać smugi gazu. - Psiakrew - zaklął Reikoff, patrząc z góry na zniszczoną ciężarówkę.
|