Wbrew radom najbliższych przyjaciół, powrócił do Jerozolimy, miasta wypełnionego gorliwcami, którzy chcieliby go ujrzeć martwym. Nie traciłem więc czasu, aby to wykorzystać. Wczoraj rozpoznano go i aresztowano, jest więc teraz więźniem, skazanym na to, aby sam się bronił przed Sanhedrynem! Myślę, że mój stary wróg będzie wkrótce tylko paskudnym wspomnieniem. Kolejny dzień: popołudnie Dzisiaj rano przyprowadzono Pawła przed Sanhedryn, aby odpowiedział na oskarżenia o herezję. Ku memu jednak ogromnemu zdziwieniu, okazał się lepszym prawnikiem niż cały sąd najwyższy! Był członkiem tej rady, zanim przy- łączył się do kultu Jezusa, dobrze zna, jak działają tu wewnętrzne mechanizmy, dlatego ten bystrzak szybko rozpoznał, że grupa radnych dzieliła się na dwa wrogie sobie obozy. Jedna frakcja składała się z Faryzeuszów, ludzi o wielkiej ortodoksji, którzy wierzą w takie dogmaty, jak zmartwychwstanie umarłych. Druga grupa obejmowała liberalnych Saduceuszy, którzy odrzucają te doktry-ny jako bajki dla niewykształconych. Wykorzystując zręcznie ten spór doktry-nalny, Paweł podzielił sąd najwyższy na dwie bezradne grupy. – Mężowie bracia! – wołał. – Jestem Faryzeuszem, synem Faryzeusza, a po-wód, dla którego stoję tu oskarżony jest ten, że wierzę w zmartwychwstanie umarłych! Po tych słowach rada eksplodowała chaotycznym rykiem. Faryzeusze głośno bronili Pawła, zaś Saduceusze domagali się jego głowy, a dostojni pisarze miej- Rozdział 23 Kontratak 243 scy włączyli się w spór po stronie Faryzeuszów z głośnymi ostrzeżeniami, że atakowanie Pawła jest jakby atakowaniem Boga. Wkrótce cała kłótnia przero-dziła się w walkę, podczas której niektórzy z tłumu zaczęli fizycznie bronić Pawła przed drugimi, którzy z kolei chcieli go ukamienować. W końcu interweniował dowódca rzymski, właśnie w tym momencie, gdy niemal nie rozdarli Pawła na kawałki i zabrano go, dla bezpieczeństwa, do zamku. Teraz więc jest strzeżony przez Rzymian, a ja zaczynam się zastanawiać, jak się do niego dostać. Tydzień później Właśnie przeglądałem poranne wiadomości, gdy przybiega do mnie posłaniec. – Mistrzu, dobre nowiny! Ponad czterdziestu zelotów, ludzi, którzy nienawidzą Pawła z całą pasją, przysięgło sobie, że nie będą ani jedli, ani pili, aż bę- dzie on martwy. Są bardzo zawzięci. Albo go zabiją, albo sami padną, podejmując tego próbę. Gdy poprowadzą go z zamku na kolejne przesłuchanie, będzie do niego dostęp. – Tak... – zadumałem się. – I tych czterdziestu będzie się bardzo spieszyło, aby wykonać swoje zadanie. Po trzech dniach dostaną szału z pragnienia. Po tygodniu będą już tak zgłodniali, że nie będzie dla nich ważne, czy będą żyć, czy umrą, i podejmą się każdej, nawet samobójczej szansy, aby dokonać zamachu na tego człowieka. Myślę, że nasi wojownicy powinni tam być. Posłaniec kłania się, oczywiście pochwalony za to, że jego wieści mnie zadowoliły, a ja długo przyglądam się kamiennej konstrukcji, za którą teraz uwięziony jest Paweł. Złapany – jak ptak w klatce. W tej fortecy nie może biegać ani przemawiać, a jeśli tylko wyjdzie na zewnątrz, od razu będzie zabity. Żadnym sposobem nie mogę tego przegrać. Ale wtedy przychodzi mi do głowy orzeźwiająca myśl. Już znajdowałem się wcześniej w takich sytuacjach, w których wszystko wyglądało na to, że Wszechmogący nie może wygrać, a ja nie mogę przegrać, a potem przeżyłem przykrą niespodziankę. Powoli zaczynam się martwić: coś zapewne przebiegnie nie tak, jak trzeba. Nie wiem gdzie i kiedy, ale już odczuwam, że nadchodzi kłopot. I stało się to później, tego samego dnia. Inny posłaniec, który właśnie schodził ze swej służby, podchodzi do mnie, a wyraz jego twarzy już mi mówi, że przynosi wieści, których wcale nie chcę usłyszeć. – Złe wieści, Mistrzu. Siostrzeniec Pawła usłyszał o przygotowanej zasadzce na apostoła, udał się więc z tą informacją wprost do Klaudiusza Lucjusza, do-wódcy garnizonu. W tej chwili właśnie Rzymianie przygotowują dwie setki żoł- nierzy oraz siedemdziesięciu jeźdźców, a także dwustu oszczepników. Mają zamiar wysłać Pawła do Cezarei pod tak silną strażą. Słyszałem, jak jeden z setników mówił, że wyruszą jeszcze przed świtem. Mistrzu, oni znikną stąd jeszcze wtedy, gdy wszyscy będą spać. 244 Pamiętnik Lucyfera Kolejny dzień Wszystko wydarzyło się tak, jak powiedział posłaniec. Jeszcze w ciemnych godzinach wczesnego poranku, oddziały powędrowały z Pawłem znajdującym się w samym centrum ich formacji, otoczonym ścianą błyszczącej stali i brązu. Zasadzka, jaką na niego przygotowywano, została udaremniona. Serce mi się kraje. Klęska, i to nawet tam, gdzie była sama pewność wygranej! Gdy brzask powoli przywołuje szarość nieba nad Górą Oliwną, dochodzę do wniosku: tutaj, w Jerozolimie, nie ma dla mnie przyszłości – ani trochę. Tutaj zabiłem Narodzonego, ale powrócił znowu do życia. Tutaj atakowałem Jego naśladowców, ale ten ucisk jedynie powoduje, że dobrze się rozwijają. Nawet rządzący wydają się tutaj bezsilni, aby powstrzymać od rozwoju sektę Jezusa. Nie, siła leży gdzieś indziej – na północnym zachodzie, za morzem. Muszę przenieść moją siedzibę do Rzymu. Rozdział 24 Objawienie Rok: 95 Chrześcijanie rozpoczęli liczyć czas od narodzin Chrystusa-dziecka, a ponieważ muszę dostosować moją taktykę do ludzkiego umysłu, ważne jest, aby myśleć ludzkimi kategoriami. Tak więc mamy teraz rok 95 – Anno Domini 95, jeśli mam już być precyzyjny i korzystać z terminologii łacińskiej, jaką sobie obecnie upodobali.
|