Pocieszająca jest myśl, że bary szybkiej obsługi nie są same w sobie zjawiskiem nowym. Gorące, gotowe do spożycia potrawy serwowała miejska biedota w prawie każdej, znanej historii miejskiej kulturze. (77) Mieszkania w starożytnym Rzymie rzadko przeznaczały jakąkolwiek przestrzeń na kuchnię bądź na kuchen- \ ne urządzenia: ich mieszkańcy przynosili gotowe posiłki zakupione u ulicznych sprzedawców. Na ulicach Londynu w czasach Bec-ketta publiczne kuchnie w dzień i w nocy oferowały jedzenie na każdą kieszeń, w postaci pieczonej, smażonej albo gotowanej dziczyzny, ryb i drobiu. W Paryżu w XIII wieku można było kupić gotowaną albo pieczoną cielęcinę, wołowinę, baraninę, wieprzowinę, mięso z jagniąt, koziołków, gołębi, kapłonów, gęsi; przyprawione paszteciki nadziewane siekaną wieprzowiną, kurczakiem albo węgorzem; tartinki z miękkim serem albo jajkiem, gorące wafle, ciastka, naleśniki, szarlotki i ciastka z owocami, gorące puree z groszku, sos czosnkowy, ser z Champagne i z Brie, masło i gorące pierogi. W XIV wieku Pierś Plowman słuchał wołań sprzedawców: „Gorące paszteciki! Smaczne prosięta i gęsi! Prosimy na obiad!" (78) Wydaje się, że pod pewnymi względami nic nie zmieniło się do roku 1928, kiedy to pismo „Ladies Home Journal" wołało z emfazą godną bezprecedensowego, historycznego wydarzenia, że „mało jest dziś rzeczy, z wyjątkiem jaj na miękko, których nie kupisz w postaci prawie gotowej do spożycia". (79) Mimo wszystko, istnieją oczywiste różnice między tym, co można by nazwać tradycyjnym fast food, i wyborem dzisiejszych, gotowych dań. Uliczni sprzedawcy starożytności i średniowiecza reprezentowali w większości małe, rękodzielnicze przedsięwzięcia, zapewniając lokalne 388 ŻYWIENIE GIGANTÓW i/e- .my Iko tupio- V na «jdń-I Jtupić lneprzo-iypra-altiem j, gorące f prące H masło I wołań ilProsi- bsic do Jzemfa-„ma-e kupisz ist-[tadycyj-i l/liczni H' więk-ilotalne usługi polegające na zaopatrywaniu domów w potrawy, wchodzące w skład normalnych posiłków. Przemysł fast food jest dziś zdominowany przez artykuły przetworzone metodami przemysłowymi, pomyślane do spożywania „w locie" lub przed ekranem telewizora czy komputera. Zamiast łączyć, stają się barierą. „Wygoda" zdaje się być w cenie bardziej niż cywilizacja, przyjemność czy nawet odżywianie. Badania regularnie informują, że ludzie są świadomi gorszego smaku przetworzonego jedzenia niż świeżego. Uważają też, że jest ono mniej odżywcze. Jednak gotowi są dla wygody poświęcić inne wartości. Rewolucję tę dokumentują z przerażającym chłodem kroniki jej ofiar. W czasie II wojny światowej felietonistka Eleanor Early obiecywała swoim czytelnikom: „Nadchodzi dzień, gdy kobieta będzie mogła kupić ugotowany obiad i przynieść go do domu w torebce... gdy będziecie podawać swoim córkom lekki lunch, składający się z mięsa i ziemniaków w proszku... kremu z jaj w proszku i mleka w proszku na deser". (80) W roku 1937 Dick i Mac McDonald otworzyli w San Bernardino restaurację dla kierowców „bez wysiadania z samochodu": była to idea najbliższa jedzeniu z taśmowego przenośnika, który był już wyprodukowany przez rewolucję przemysłową. Od roku 1948 zaczęli oni eliminować talerze i sztućce, odwracając tym samym jedno z długo pożądanych i osiągniętych z trudem zwycięstw cywilizacji, co klienci przyjęli jednak bez protestów. Ich hamburger za piętnaście centów był przeniesieniem na grunt jedzenia pomysłów Forda. W roku 1953 podano prezydentowi Eisenhowerowi w Beltsville w stanie Mary-land „sondażowo-badawczy lunch", w skład którego wszedł sok pomarańczowy w proszku, „ziemniaczane frytki", sos serowy ze sproszkowanej serwatki, „mrożonka ze sproszkowanego groszku", wołowina i wieprzowina ze zwierząt karmionych hormonami i antybiotykami oraz odtłuszczone mleko. (81) 389 WOKÓŁ TYSIĄCA STOŁÓW
|