Miał szeroką, męską twarz, starannie przyciętego wąsa, a w oczach czaił się smutek, który świadczył o tym, że mężczyzna przeszedł w życiu bardzo wiele. Spojrzał na Marissę i uśmiechnął się. Najwyraźniej nie wiedział, z kim ma do czynienia. - Czy możemy porozmawiać na osobności? - spytała dziewczyna. Tieman spojrzał w kierunku swego asystenta, który właśnie wszedł do klubu. - Zobaczymy się na operacyjnym - rzucił w jego kierunku i ujął Marissę pod ramię. Zabrał ją do kabiny, oddzielonej od klubu wahadłowymi drzwiami, a przeznaczonej do dyktowania. Stało tam jedno krzesło, które Tieman odwrócił, gestem zapraszając Marissę, by usiadła, sam zaś oparł się o blat, trzymając kubek z kawą w prawej ręce. Mając świadomość swej niezbyt imponującej postury i znikomego efektu psychologicznego, jaki ona wywołuje, Marissa zdecydowała się stać. Podsunęła krzesło w jego stronę, nalegając, by usiadł ze względu na to, iż cały czas był na nogach podczas operacji. - Dobrze, dobrze - roześmiał się. - Już siedzę. A teraz, czym mogę pani służyć? - Dziwię się, że moje nazwisko nic panu nie mówi - zaczęła Marissa, wpatrując się w jego oczy. Nadal było w nich wyłącznie zaciekawienie i życzliwość. - Proszę mi wybaczyć - powiedział. Zaśmiał się znowu, tym razem z lekkim zakłopotaniem. - Spotykam codziennie tyle osób... - Czy doktor Jack Krause nie dzwonił do pana w mojej sprawie? - Nie jestem pewien, czy znam jakiegoś doktora Krause - odparł Tieman, skupiając uwagę na kubku z kawą. Pierwsze kłamstwo, pomyślała Marissa. Wzięła głęboki oddech i powtórzyła wszystko to, co mówiła doktorowi Krause. Od chwili, gdy wspomniała o epidemii Eboli w Los Angeles, ani razu nie podniósł wzroku. Widziała, że jest zdenerwowany. Kawa w kubku chlupnęła kilka razy, gdy zadrżała mu ręka. Marissa pomyślała, że nie chciałaby być jego następną operowaną pacjentką. - Nie mam najmniejszego pojęcia, dlaczego mi pani o tym opowiada - powiedział Tieman, podnosząc się z krzesła. - Poza tym, przepraszam, ale mam kolejny zabieg. Z niespotykaną u niej śmiałością, Marissa lekko popchnęła go z powrotem na krzesło. - Jeszcze nie skończyłam - zauważyła - i bez względu na to czy zdaje pan sobie z tego sprawę, czy nie, jest pan osobiście zamieszany w tę aferę. Posiadam dowody, że Ebola jest rozmyślnie rozprzestrzeniana przez Kongres Akcja Lekarzy, a pan jest jego skarbnikiem. Muszę przyznać, że jestem zaszokowana faktem, iż człowiek o pana reputacji może brać udział w tak śmierdzącej sprawie. - Jest pani zaszokowana, a to dobre - odparł Tieman, podnosząc się z krzesła i spoglądając na nią z góry. - To ja jestem zaszokowany, że ma pani czelność insynuować coś tak nieodpowiedzialnego. - Niech pan sobie tego oszczędzi - powiedziała Marissa. - Powszechnie wiadomo, że jest pan członkiem zarządu Kongresu, jak również współwłaścicielem jednego z niewielu laboratoriów w tym kraju, wyposażonych w sprzęt do doświadczeń z wirusami takimi jak Ebola. - Mam nadzieję, że jest pani dobrze ubezpieczona - ostrzegł Tieman - bo wkrótce będzie pani miała do czynienia z moim adwokatem. - To świetnie, że ma pan zaufanego prawnika - odrzekła Marissa, zupełnie ignorując groźbę. - Może on uświadomi panu, że najlepszym wyjściem będzie współpraca z władzami. - Cofnęła się o krok i spojrzała mu prosto w twarz. - Teraz, kiedy pana poznałam, nie wierzę, że wyraził pan zgodę na zarażenie kogokolwiek śmiertelną chorobą. Będzie to dla pana podwójną tragedią, jeśli straci pan wszystko, na co pan dotąd pracował, z powodu czyjegoś fałszywego kroku. Niech się pan nad tym zastanowi, doktorze Tieman. Nie ma pan zbyt wiele czasu.
|