- Jestem doktor Marissa Blumenthal - przedstawiła się, bacznie obserwując jego reakcję...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– SkoroÅ› go nie widziaÅ‚, skÄ…d możesz wiedzieć, że byÅ‚ na strychu? – Toć jego wÅ‚asna żona musiaÅ‚a chyba wiedzieć, gdzie przebywa! –...
»
spełnienie przez przychodzącego świeżo człowieka, w jego historyczności, posiada ono moc, która budzi, a nie moc, która obdarza, bo ta raczej zwodziłaby...
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
· Automatyczne uleganie autorytetom oznaczać może uleganie jedynie symbolom czy oznakom autorytetu, nie zaś jego istocie...
»
współobywatelom, że wÅ‚aÅ›ciwie jego wypychano, ażeby siÄ™ biÅ‚ z synem margrabiego o obra- zÄ™ ksiÄ™cia Napoleona – mais je leur ai dit 353 –...
»
W¹tpliwoœci co do stanu psychicznego œwiadka i jego stanu rozwoju umys³owego mog¹ wynikaæ z informacji uzyskanych od innych osób w toku postêpowania przygotowawczego, w...
»
Mieszka, który do innego obejścia i innych stosunków przywykł z Jordanem, drażniła zarówno wyniosłość biskupa, jak i to, że pod bokiem jego, który zwykł...
»
Jednakże gdy opuÅ›ciÅ‚ swe zakrwawione rÄ™ce – gdy od trucizny dotyku Foula jego usta poczerniaÅ‚y i napuchÅ‚y tak, że nie mógÅ‚ dÅ‚użej wytrzymać dotyku...
»
Wejście do tego zakątka ciepła i światła przyniosło Mellesowi ogromną ulgę; poczuł, jak pod wpływem ciepła rozluźniają się jego napięte mięśnie...
»
Regis wdrapał się na stojące obok krzesło, by lepiej przyjrzeć się znamieniu, lecz już wcześniej był pewien, że jego bystre oczy nie zwiodły go, że znamię na...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Miał szeroką, męską twarz, starannie przyciętego wąsa, a w oczach czaił się smutek, który świadczył o tym, że mężczyzna przeszedł w życiu bardzo wiele. Spojrzał na Marissę i uśmiechnął się. Najwyraźniej nie wiedział, z kim ma do czynienia.
- Czy możemy porozmawiać na osobności? - spytała dziewczyna.
Tieman spojrzał w kierunku swego asystenta, który właśnie wszedł do klubu.
- Zobaczymy się na operacyjnym - rzucił w jego kierunku i ujął Marissę pod ramię.
Zabrał ją do kabiny, oddzielonej od klubu wahadłowymi drzwiami, a przeznaczonej do dyktowania. Stało tam jedno krzesło, które Tieman odwrócił, gestem zapraszając Marissę, by usiadła, sam zaś oparł się o blat, trzymając kubek z kawą w prawej ręce.
Mając świadomość swej niezbyt imponującej postury i znikomego efektu psychologicznego, jaki ona wywołuje, Marissa zdecydowała się stać. Podsunęła krzesło w jego stronę, nalegając, by usiadł ze względu na to, iż cały czas był na nogach podczas operacji.
- Dobrze, dobrze - roześmiał się. - Już siedzę. A teraz, czym mogę pani służyć?
- Dziwię się, że moje nazwisko nic panu nie mówi - zaczęła Marissa, wpatrując się w jego oczy. Nadal było w nich wyłącznie zaciekawienie i życzliwość.
- Proszę mi wybaczyć - powiedział. Zaśmiał się znowu, tym razem z lekkim zakłopotaniem. - Spotykam codziennie tyle osób...
- Czy doktor Jack Krause nie dzwonił do pana w mojej sprawie?
- Nie jestem pewien, czy znam jakiegoś doktora Krause - odparł Tieman, skupiając uwagę na kubku z kawą.
Pierwsze kłamstwo, pomyślała Marissa.
Wzięła głęboki oddech i powtórzyła wszystko to, co mówiła doktorowi Krause. Od chwili, gdy wspomniała o epidemii Eboli w Los Angeles, ani razu nie podniósł wzroku. Widziała, że jest zdenerwowany. Kawa w kubku chlupnęła kilka razy, gdy zadrżała mu ręka. Marissa pomyślała, że nie chciałaby być jego następną operowaną pacjentką.
- Nie mam najmniejszego pojęcia, dlaczego mi pani o tym opowiada - powiedział Tieman, podnosząc się z krzesła. - Poza tym, przepraszam, ale mam kolejny zabieg.
Z niespotykaną u niej śmiałością, Marissa lekko popchnęła go z powrotem na krzesło.
- Jeszcze nie skończyłam - zauważyła - i bez względu na to czy zdaje pan sobie z tego sprawę, czy nie, jest pan osobiście zamieszany w tę aferę. Posiadam dowody, że Ebola jest rozmyślnie rozprzestrzeniana przez Kongres Akcja Lekarzy, a pan jest jego skarbnikiem. Muszę przyznać, że jestem zaszokowana faktem, iż człowiek o pana reputacji może brać udział w tak śmierdzącej sprawie.
- Jest pani zaszokowana, a to dobre - odparł Tieman, podnosząc się z krzesła i spoglądając na nią z góry. - To ja jestem zaszokowany, że ma pani czelność insynuować coś tak nieodpowiedzialnego.
- Niech pan sobie tego oszczędzi - powiedziała Marissa. - Powszechnie wiadomo, że jest pan członkiem zarządu Kongresu, jak również współwłaścicielem jednego z niewielu laboratoriów w tym kraju, wyposażonych w sprzęt do doświadczeń z wirusami takimi jak Ebola.
- Mam nadzieję, że jest pani dobrze ubezpieczona - ostrzegł Tieman - bo wkrótce będzie pani miała do czynienia z moim adwokatem.
- To świetnie, że ma pan zaufanego prawnika - odrzekła Marissa, zupełnie ignorując groźbę. - Może on uświadomi panu, że najlepszym wyjściem będzie współpraca z władzami. - Cofnęła się o krok i spojrzała mu prosto w twarz. - Teraz, kiedy pana poznałam, nie wierzę, że wyraził pan zgodę na zarażenie kogokolwiek śmiertelną chorobą. Będzie to dla pana podwójną tragedią, jeśli straci pan wszystko, na co pan dotąd pracował, z powodu czyjegoś fałszywego kroku. Niech się pan nad tym zastanowi, doktorze Tieman. Nie ma pan zbyt wiele czasu.

Powered by MyScript