556
Wstał.
Zaraz potem wstał i starzec, patrząc wyczekująco.
„Na Szerń — rzekł sobie pilot. — Niechże to będzie ten, o którym myślę”.
Przemknęło mu zaraz przez głowę sto pytań, wartych zadania człowiekowi, którego
polecił mu sam Demon. Ruszył ku grajkowi, a ten mocniej ujął swój instrument i wy-
raźnie czekał. Raladan stanął przed nim i powiedział:
— Starcze, ktoś przed laty polecił mi cię jako źródło niezwykłej wiedzy. . . Powiedz,
czy się nie mylę. . . co do osoby.
— Ktoś mnie polecił? — głos grajka był cichy i lekko drżący. Kto taki, panie?
Raladan milczał przez chwilę, po czym odparł:
— Wielki pirat. . . Król Bezmiarów. Demon Walki, starcze.
Garbus wolno przymknął powieki, jakby coś rozważając.
— Mam tu izbę — rzekł niegłośno. — Chodź ze mną, panie.
Raladan poczuł nagły ucisk w gardle.
Był u celu.
557
W dalekim grombelardzkim Londzie istniał prastary zwyczaj, w myśl którego każdy zajazd miał izbę, czy też raczej komórkę w jakimś kącie, często na poddaszu, nieodpłatnie oddawaną na nocleg żebrakom i rozmaitym włóczęgom. Obyczaj ten rozprzestrzenił
się na niemal wszystkie krainy Szereru — może dlatego, że tanim kosztem pozwalał
okazać szczodrobliwość i hojność ubogim?. . . Wkrótce znaleźli się w takiej właśnie
izbie na poddaszu.
— A zatem? — rzekł starzec, troskliwie opierając instrument o ścianę.
Raladan stał w progu, milcząc.
— A zatem? — powtórzył po długiej chwili garbus, siadając na koślawym zydelku,
jedynym tutaj sprzęcie, stojącym obok kupki wilgotnego siana. — Mam czas, panie,
mam go dużo, znacznie więcej, niż myślisz. Ale ty, czy ty jesteś w równie szczęśliwej
sytuacji?
— Nie, to prawda — odparł pilot. Postawił wątły, przyniesiony z dołu kaganek, na
gnijącej podłodze i usiadł pod ścianą, wyciągając nogi w czarnych od wilgoci butach. —
Jednakże trudno mi uwierzyć. . .
Zamilkł, dotykając czoła.
558
— Powiedz, panie — przerwał ciszę starzec — czyś naprawdę w życiu tak mało dziwnych rzeczy zobaczył, że nie wierzysz w nasze spotkanie?
Pilot pokiwał głową.
— Masz rację, starcze. Widziałem niejedno. Ale z tego, co widziałem, rozumiem
tak mało. . . że dlatego właśnie aż boję się uwierzyć, iż uzyskam dziś wyjaśnienia.
— Spróbuj, panie.
— Przed laty pływałem na okręcie pirackim. Dowodził nim człowiek, o którym do
dziś śpiewa się pieśni. . .
Grajek skinął głową.
— Jest ich coraz więcej — powiedział. — I przybywać będą wciąż nowe, tak długo,
jak długo cień tego człowieka snuć się będzie po morzach. A nawet i później Demon
Walki będzie wieczną, nieśmiertelną legendą.
— Cień Demona już przepadł. Pochłonęło go morze.
Starzec uśmiechnął się lekko.
— Naprawdę?
Raladan wbił spojrzenie w głęboko osadzone oczy.
559
— Widziałem, starcze.
— Co widziałeś, żeglarzu?
— Wrak „Węża Morskiego”, jak szedł na dno.
— Czy przedziurawiły go skały i do środka nalała się woda? Ależ panie, czemu
ufasz oczom, miast ufać rozumowi?
Raladan marszczył brwi, poruszony.
— Czarny Okręt jest własnością wyklętych Pasm Szerni. One pozwalały, by przeni-
kał do światła. I one sprawiły, że zniknął, zdaje się bowiem, że się im sprzeniewierzył: Ach, więc myślisz, że sprawiła to dziewczyna? Nie, panie. Nie ma takiej siły, która
wyszarpnęłaby Pasma zza kopuły nieba. To cień Demona je sprowadził swym działa-
niem, które było, zdaje się, niezgodne z dążeniami Pasm. Ciemne Pasma pojawiły się,
by ukarać zdradę Cienia.
Cień Demona pojawi się jeszcze na Bezmiarach, a jeśli tak się nie stanie, to nie
z powodu mocy twojej przyjaciółki. Dziwnym, potężnym człowiekiem musiał być De-
mon. . . — Starzec zadumał się.
560
— Skoro nawet po śmierci służy jakimś własnym celom, zdolny przeciwstawiać się mocy, która sprawia, że trwa. . .
Raladan czuł grudę w gardle.
— Wiesz wszystko. . .
— Nie, żeglarzu. Wiem akurat tyle co ty. Ja — rozumiem. . .
Cisza trwała, dając czas, by pojął. Starzec uniósł dłoń.
— Nie pytaj. Myśl. Wspominaj. Będę to tłumaczył. A więc imię? Jak? Riolata?
Pilot chciał go powstrzymać. Nie zdążył.
|