Kiedy wbijał się w nią raz za razem, wymawiała jego imię, powtarzała je niczym jakąś przerywaną modlitwę. I wciąż płakała, nawet kiedy jej ciało wygięło się w łuk i przywarło do niego. Jej łzy działały nań niczym potężny afrodyzjak, rozpalały go do szaleństwa, prowokowały do tego, by bez reszty napełnił ją namiętnością i rozkoszą i przegnał z niej wszelki żal. Kiedy pożądanie i smutek połączyły się w przejmującej, wszechogarniającej chwili upojenia, leżeli wtuleni w siebie, wyczerpani, niezdolni do najmniejszego ruchu. Wreszcie Mikahl przetoczył się na bok i przygarnął ją do siebie, wplatając palce w jej gęste, splątane włosy. Lekki oddech Sary pieścił jego wilgotną skórę. Nie pozwolił sobie na sen. dopóki nie poczuł, że Sara jest już całkiem rozluźniona i spokojna. Dopiero wtedy zasnął, z przekonaniem, że jego żona porzuciła niemądre pomysły i nigdy go już nie zostawi. Sara spała przez jakieś trzy godziny. Kiedy się obudziła, do pokoju wpadał szary blask świtu. Mikahl leżał na brzuchu, jedną ręką obejmował ją w talii, jakby chciał ją chronić i więzić jednocześnie. Jego twarz, odprężona i spokojna, wydawała się teraz niezwykle młoda i przystojna. Przez chwilę Sara przyglądała mu się z czułością, zapamiętując zarys ust i nosa, długie czarne rzęsy, twardy, męski podbródek. Choć ciało przesycone było zmęczeniem, jej umysł pozostawał zupełnie jasny. Może łatwiej byłoby wyjechać w ciągu dnia, pod jego nieobecność, pragnęła jednak uciec jak najszybciej, natychmiast. Wiedziała, że z czasem coraz trudniej przychodziłoby jej zdobyć się i na taki krok, a świadomość, że nie może zostać z Mikahlem, czyniłaby z każdej chwili prawdziwą męczarnię. Sara zsunęła się powoli z łóżka. Kiedy jej mąż mruknął coś przez sen i poruszył się niespokojnie, włożyła mu pod rękę poduszkę. Mikahl przygarnął ją do siebie i uspokoił się. Chciała pocałować go na pożegnanie, bała się jednak, że może go obudzić. Powiedzieli już wszystko, co mieli sobie do powiedzenia; kolejna kłótnia niczego by nie zmieniła. Choć kochała go nie mniej niż dotychczas, a może nawet bardziej, wiedziała, że nie może żyć z człowiekiem, który bez skrupułów przysparza innym cierpień. Nie wierzyła, by cokolwiek mogło go teraz powstrzymać przed dopełnieniem zemsty, to zaś oznaczało, że nigdy już nie będzie mogła być z nim szczęśliwa - chyba że zmieniłaby swoje poglądy na naturę dobra i zła, i stała się kimś, kim nie chciała być. Sara powoli przeszła przez pokój, musiała jednak zatrzymać się jeszcze przy drzwiach, by po raz ostatni spojrzeć na człowieka, którego pokochała, poślubiła i utraciła. Zastanawiała się, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Weszła do garderoby i cicho zamknęła za sobą drzwi. Kiedy była już ubrana, zaczęła się pakować. Część ubrań została w Londynie, nie musiała więc zabierać dużego bagażu. Kończyła już, kiedy z korytarza weszła do garderoby Jenny. Pokojówka zatrzymała się w drzwiach, szeroko otwierając oczy ze zdumienia. Sara przyłożyła palec do ust, prosząc ją o ciche zachowanie. - Wyjeżdżam, Jenny - oświadczyła szeptem. - Chcesz pojechać ze mną? Daję ci wolną rękę. - To znaczy, że opuszcza pani księcia? Nie wyjeżdża pani po prostu na kilka dni na zakupy? - pytała Jenny z niedowierzaniem. - Otóż to. Pokojówka przełknęła ciężko, nie zadawała jednak żadnych pytań. - W takim razie pojadę z panią. Przyda się pani ktoś do pomocy. - Doskonale. Poproszę, by powóz był gotowy za pół godziny. Ty tymczasem spakuj się szybko i pożegnaj ze wszystkimi. Jenny jeszcze raz spojrzała na nią pytająco, po czym ukłoniła się grzecznie i wyszła, zabierając ze sobą jedną z dwóch toreb swej pani. Sara zastanawiała się przez chwilę, czy Jenny spędziła noc z Benjaminem Slade'em, uznała jednak w końcu, że woli tego nie wiedzieć. Z pewnością nie był to typowy przypadek uwiedzenia młodej i naiwnej pokojówki przez starszego mężczyznę; Jenny nie była naiwna, a Slade nie wyglądał bynajmniej na uwodziciela. Sara widziała kiedyś, jak ci dwoje rozmawiali ze sobą; pomimo różnicy wieku i pochodzenia, najwyraźniej niebyli sobie obojętni. Może będą szczęśliwsi i mądrzejsi niż ona i Mikahl.
|