Położył się i usiłował zasnąć, ale z uczuciem dziwnego niepokoju stwierdził, że oczekuje dalszej eksplozji gwiazd. Na koniec wstał, zaciągnął zasłony i pogrążył się w ciepłym, czarnym oceanie snu. V John Breton wolno otworzył oczy i wytężając wzrok w bursztynowym świetle z przyjemnym jak gdyby przerażeniem czekał na powracające falami poczucie tożsamości. Prostokąt bladego światła: co to może być? Okno sypialni w mroku? Jakaś nieznana postać ducha wyzwolonego z ciała? Ekran kinowy? Drzwi z jakiegoś innego wymiaru? Czasami wydawało mu się, że każdy sen powoduje niejako roztopienie się jego osobowości i że jej ponowne formowanie się co rano zależy całkowicie od tego, czy znajdzie się we właściwych realiach. Gdyby na przykład obudził się w innym otoczeniu, wśród innych przedmiotów, mógłby podjąć zupełnie inne życie, z lekkim jedynie podejrzeniem, że coś jest nie w porządku. Poczuł ruch obok siebie w łóżku i obrócił się w tamtą stronę. Śpiąca twarz Kate... Rozbudził się całkowicie przypominając sobie wieczór i zjawienie się Jacka Bretona. Było to chudsze, nędzniej ubrane, bardziej uparte wcielenie jego samego. Beznadziejny facet, jakieś stuknięte stworzenie, które nie widzi nic złego w tym, żeby się wpakować człowiekowi i jego żonie do domu, przedstawiając im zupełnie niedorzeczny plan. Tak więc Kate ma wybierać między jednym a drugim! Breton usiłował sobie uświadomić, dlaczego nie władował pięści w tę znajomą gębę. Był oczywiście pijany, ale nie tylko to. Czyżby dlatego, że Kate udając, że nie bierze tej sprawy poważnie, godziła się mimo wszystko z sytuacją? A może dlatego, że ten fantastyczny pomysł w jakiś sposób obnażył słabe strony ich małżeństwa? Są razem jedenaście lat i przez ten czas nie tylko przeżywali wspólne wzloty i upadki, ale - co gorsze - stale oddalali się od siebie. Byli właściwie teraz bez przerwy na noże. Im więcej zarabiał pieniędzy, tym większe Kate miała potrzeby, pracował więc coraz ciężej, a ona stawała się coraz dalsza i coraz bardziej obojętna. Eskalacja chłodu i oschłości. Pojawienie się Jacka Bretona mogło oznaczać łatwą, nie obciążoną poczuciem winy ucieczkę. Mogliby sobie gdzieś wyjechać z Kate albo - pomyślał na zimno John - on mógłby ich zostawić samym sobie, pięknie wyplątując się w ten sposób z sytuacji. Weźmie trochę pieniędzy i pojedzie gdziekolwiek - do Europy, do Ameryki Południowej, nawet na Księżyc. Buzz Silvera donosił w swoich ostatnich listach z Florydy, że weźmie każdego dobrego inżyniera z praktyką, który się zgłosi. Breton leżał w swoim ciepłym, puszystym tunelu, na pół przytomnie zastanawiając się nad tą koncepcją, kiedy wreszcie z opóźnieniem uświadomił sobie na trzeźwo, że ta jego druga osobowość nie była snem. Będzie musiał stawić jej czoło przez cały dzień i przez wiele dni następnych. Dygocąc z lekka, wstał, włożył szlafrok i poszedł na śniadanie. Kate Breton nie otwierała oczu, dopóki John nie wyszedł z pokoju, po czym nie wstając zaczęła wykonywać nogami takie ruchy, jakby szła, aż prześcieradło utworzyło kłąb w nogach łóżka; leżała tak przez chwilę spokojnie, równoległa do szarobiałej płaszczyzny sufitu. Leżąc zastanawiała się, czy John bierze prysznic, czy poszedł na dół. Mógł w każdej chwili wrócić do pokoju i zobaczyć, jak leży skrępowana swoją nagością, ale nie zrobiłoby to na nim żadnego wrażenia. (Z punktu widzenia antropologicznego nie jesteś poprawnie zbudowana - powiedział jej z zastanowieniem nie dalej jak miesiąc temu. - Budowa kobieca charakteryzuje się kształtami stożkowatymi, a ty masz walcowate). Jack Breton nigdy by czegoś takiego nie powiedział, pomyślała Kate przypominając sobie chudą, dość obdartą postać z oczyma Swinburne'a z ostatnich dni jego życia. Uczucia emanowały z tego człowieka jak z niemego ekranu, ale mimo że nie czuła z nim więzi psychicznej, to jednak zdawała sobie sprawę, że zaczyna na niego reagować w sposób dojmujący, niepowstrzymany. Jack Breton był niemal klasycznym typem romantycznego bohatera, zdolnego poświęcić życie dla nieosiągalnego ideału. Ta twarz naznaczona piętnem bólu kryła coś, co kazało mu rzucić zwycięskie wyzwanie samemu Czasowi - dla niej, dla Kate Breton. Jestem w pewnym sensie unikalna, pomyślała z satysfakcją.
|