Mamusię bolało serce, a dziewczynki płakały. I nawet Tadziu był zły, bo w tym hałasie nie mógł oglądać telewizora. Zaraz zaprowadziłam porządek. Tatusia położyłam spać na moim tapczanie razem z Tadziem, dziewczynkom opowiedziałam bajkę na dobranoc, a w końcu uspokoiłam i mamusię, wyciągając ją na wspomnienia z dzieciństwa. Już wszystko dobrze w naszym domu. Śpią wszyscy, tylko ja zasnąć nie mogę, bo śpię razem z mamusią, a ona tak głośno chrapie, że aż się obraz trzęsie na ścianie. No, może trochę przesadziłam z tym obrazem, ale spać przy takim chrapaniu to się naprawdę nie da. Wychodzę na balkon. Jest ciepło, świecą gwiazdy. Ziemia widziana z daleka jest taką samą gwiazdką, jak one. Maluteńkie światełko w ciemności. Oto, czym wszyscy razem jesteśmy tu, na ziemi. Jakoś mi dobrze z tą myślą. Już piąta rano. Trochę się zdrzemnęłam. Teraz robię tatusiowi śniadanie. Budzę go. Ubiera się i przychodzi do kuchni. Aż żal na niego patrzeć. Stawiam przed nim kubek z herbatą i głaszczę go po głowie. Po raz pierwszy w moim życiu głaszczę mojego tatusia po głowie, jakby był moim małym braciszkiem, albo nawet małym synkiem. - Narozrabiałem, co? - Trochę tak - mówię. - Kup mamusi kwiaty, jak będziesz wracał z roboty. Nigdy jej nie kupujesz kwiatów. - Jak to nie? A co jej przyniosłem na dzień kobiet? - Ale kup jej dzisiaj. - Akurat... Kupię i mi piekło zrobi, że pieniądze na duperele wydaję. - Ale może dziś nie zrobi. Zaryzykuj. Tata śmieje się. - No dobra. Ryzyk fizyk, kupię. Jest już przy drzwiach, już ma wychodzić do roboty, gdy odwraca się do mnie, mruga i mówi cicho: - Ryzyk fizyk. Odmruguję mu z uśmiechem. Och, jak w tym domu potrzebna jest dorosła córka. - Haj, Majka. Haj. - Słuchaj, głupia sprawa. Mimi zginął pierścionek. Ten z brylantem, wiesz, co kosztował ponad tysiąc dolarów. Chciała go wczoraj włożyć, bo szli na przyjęcie. Szukam go od rana. Pamiętasz... bawiłyśmy się nim. - Pamiętam. Ale przecież włożyłyśmy go z powrotem do pudełka. Razem z kolią. - Ty ostatnia go miałaś. Może zapomniałaś zdjąć? - Zdjęłam. Chyba nie myślisz, że ukradłam. - Ja nic nie myślę. Ale mogłaś zapomnieć. Potem zdjęłaś go u siebie w domu, gdzieś położyłaś i zapomniałaś... To się zdarza. - Na pewno nie, bym pamiętała. Przysięgam ci, że go nie mam. - Zrozum. Ostatnio tylko ty do mnie przychodziłaś. Jak się nie znajdzie, będzie na ciebie. - Ale ja go nie mam. - Mimo to proszę, poszukaj u siebie. Musimy się upewnić. Jak znajdziesz, zaraz do mnie zadzwoń. Ja też będę jeszcze szukać. - Mogę poszukać, ale wiem na pewno, że go u mnie nie ma. - Ale poszukaj. Haj, wracam do domu. I pojechała. A ja ostatni dzień lekcji mam zatruty myślą o pierścionku. Przypominam sobie cały tamten dzień, w którym bawiłyśmy się biżuterią mamy Ewy, ale czym więcej o tym myślę, tym mniej pamiętam, co mogłam zrobić z tym pierścionkiem. Nagle przychodzi mi do głowy taka myśl, że... ten pierścionek wcale nie zginął, że to Ewa tylko tak wymyśliła, żeby mnie dręczyć, żeby się na mnie zemścić za wczorajsze. Tak, jestem pewna, że tak właśnie jest. Prawie pewna. Nie, całkowicie pewna. Trochę Ewę poznałam i wiem, na co ją stać. Nikt jej nie zna tak dobrze, jak ja. Może nawet nie chodzi jej o zemstę. Może tym pierścionkiem chce jakoś unieważnić to, co stało się między nami wczoraj. A ja przecież nie gniewam się na nią, potrafię doskonale zrozumieć jej zazdrość o Kasię. Może ja też na jej miejscu byłabym zazdrosna? Czuję, że się jeszcze między nami wszystko ułoży. Och, jak byłoby cudownie, gdyby chciała się zaprzyjaźnić z Kasią. Wtedy miałabym je dwie. A może nawet udałoby się nam namówić Kasię na to, żeby zdawała z nami do liceum? I aż do matury byśmy były razem, we trzy. Kasia w normalnej sukience to ktoś zupełnie inny, niż Kasia w stroju cygańskim. Dopiero teraz tak naprawdę widać, jaka jest szczuplutka i śliczna. I taka beztroska. To na pewno dlatego, że pozbyła się Dżigiego. I dobrze ci tak, kolego. Czuje się już dobrze. Nie ma gorączki, ani nic, tylko jeszcze trochę się smarka. To przeziębienie to stąd, że jak po tych pięciu dniach i nocach komponowania wyszła do ogrodu, to położyła się w trawie i spała na ziemi chyba z pięć godzin, zanim jej babcia nie znalazła. Nagrała swoją kompozycję na kasetę i wysłała ją do bardzo dobrego krytyka muzycznego z prośbą, żeby jej napisał, co o tym myśli, i teraz ciągle lata na dół do skrzynki, czy już nie ma listu od niego. Ale jak ma być, jeśli od wysłania kasety upłynęło dopiero kilka dni...?
|