- Kiedy​ nazywało się Palmenthal - powiedział Isaac...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
go, zmusi swych wodzów iść i walczyć, wojsko powiedzie wodzów, nie wodzowie wojsko...
»
— O nie! — powiedziałam stanowczo...
»
- Nic się nie stało! Nic się nie stało! - powiedział Bonifacy...
»
— Słuchaj no, synu, wiesz doskonale, że nie mam czasu martwić się o jedzenie dla czarnuchów — powiedział Tay Tay...
»
— Wiesz co — powiedziała Chia — jestem śpiąca...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
 — A moglibyście komuś o tym powiedzieć? 512 ERNEST HEMINGWAY — Dobrze — odrzekł kapral...
»
— Zatrzymam cię tutaj — powiedziała...
»
– Otwarte – powiedział, nie patrząc...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- Założyli je Niemcy i Szwajcarzy. Zanglicyzowało się na przełomie wieków.
- No proszę - mruknęła Petra.
- Zawracam głowę, prawda?
- Przestań. Edukacja jest dobra dla duszy. Gdzie wynajdujesz takie rzeczy?
- Miałem zaawansowanš geografię w liceum, uczyłem się głównie samodzielnie. Badałem kilka miast hrabstwa Los Angeles i okolic. To mnie zaskoczyło, można by pomy​leć, że wszystko tu ma latynoskie korzenie, a wiele miejsc nie ma. Eagle Rock na przykład, nazywano jš Szwajcariš Zachodu. Kiedy jeszcze powietrze było czyste.
- Zamierzchła historia - powiedziała Petra.
- Różne nieistotne informacje często zostajš mi w głowie, a potem czasami wyrywajš mi się z ust.
- I czasami-dokończyła Petra-sš bardzo interesujšce.
Zjechała z autostrady pierwszym zjazdem na Palmdale, zajrzała do atlasu drogowego i pojechała pod adres, który Conrad Ballou podał na formularzu emerytalnym, około pięciu kilometrów na zachód.
Znajšc alkoholowš przeszło​ć Ballou, spodziewała się, że będzie mieszkał w przygnębiajšcym bloku z kawalerkami dla emerytów albo czym​ jeszcze gorszym - i rzeczywi​cie, okolica, przez którš przejeżdżała, wyglšdała do​ć smutno. Ale potem zrobiło się lepiej -
dookoła wyrosły takie same czerwone dachy, jakie widziała z autostrady, duże domy, zamknięte enklawy.
Dom Ballou był ​redniej wielko​ci, w hiszpańskim stylu, położony na terenie ładnego osiedla Golden Ridge Heights, gdzie drzewa -
palmy i jakie​ inne, o korze jak z papieru - wyrosły całkiem spore, a na trawnikach widać było krzewy w rozkwicie. Wszędzie stały samochody z czę​ciš mieszkalnš, przyczepy na motocykle, pikapy i terenówki. Ulice były szerokie, czyste i ciche, a domy miały podwórka z widokiem na pustynnš panoramę. W tle rysowały się ostre szczyty gór. Jak dla Petry za spokojnie, ale wyobraziła sobie ciepłe, ciche, rozgwieżdżone noce i pomy​lała, że może nie byłoby tu aż tak ​le.
Zatrzymała się przy krawężniku. Na podje​dzie Ballou stał dziesięcioletni, półtonowy ford. Sšsiedzi po obu stronach powiesili nad drzwiami
75
garażowymi kosze do koszykówki, podwórka wylali betonem. Ballou zasadził u siebie piękne, płożšce, karłowate jałowce, nieskazitelnie zielone kępy trawy mondo i bujne sagowce, a wysypany żwirem chodnik odgrodził rzędami niskich, uko​nie ​ciętych bambusowych rurek. Dłuższy kawałek bambusa, nachylony nad kamiennš misš, służył za fontannę; strumień wody szemrał
nieustannym sopranem.
Japanofil?
Dom nie wyglšdał na mieszkanie alkoholika. Może dane z działu kadr były nieaktualne, jak wiele innych danych departamentu policji Los Angeles. Petra powinna najpierw zadzwonić, zamiast w ciemno marnować czas i paliwo. A teraz wyszła na kretynkę przed Panem Geniuszem.
W lękowych panelach frontowych drzwi wycięte były japońskie litery, pod nimi wisiała mosiężna kołatka w kształcie ryby. Karpia koi, takiego, jakie Alex Delaware trzymał w swoim uroczym małym stawie.
Petra postukała kołatkš. Mężczyzna, który otworzył drzwi, był niski, krzywonogi, szczupły, ale z wystajšcym brzuchem, zwisajšcym nad klamrš paska.
Klamrš z karpiem koi.
Miał sze​ćdziesišt pięć do siedemdziesięciu lat, ogolonš na łyso, opalonš głowę i białe sumiaste wšsy. Był ubrany w dżinsowš koszulę, dżinsowe spodnie z czerwonymi szelkami i sznurowane wysokie buty. Z tylnej kieszeni wystawała mu biała chusteczka.
Obrzucił Petrę i Isaaca spojrzeniem od stóp do głów i potarł ręce, jakby wła​nie j e umył.
Jasnoniebieskie oczy, czyste, niezmšcone wódkš. Bystre oczy.
- Sprzedaję tylko w weekendy - powiedział.
- Detektyw Ballou?
Dłonie mężczyzny przestały się poruszać. Oczy zmieniły się w dwa okruchy granitu.
- Od dawna nikt się tak do mnie nie zwracał. Petra pokazała mu legitymację. Pokręcił głowš.
- Skończyłem z tym. Hoduję i sprzedaję ryby, i nie my​lę o przeszło​ci. - Zaczšł cofać się w głšb domu.
- Marta Doebbler - powiedziała Petra. - A o niej pan czasami my​li? Conrad Ballou poruszył szczękš.
- Nie mogę powiedzieć, że tak. Nie mogę powiedzieć, że w ogóle mnie to jeszcze obchodzi.
- Nie minęło aż tak dużo czasu, proszę pana. Sze​ć lat. Badam kilka starych spraw, w tym Doebbler. Gdyby mógł pan ruszyć dla mnie głowš…
76
- Nie ma czym ruszać - powiedział Ballou, pocierajšc łysš czaszkę. -Według psychiatrów, do których wysłał mnie departament. -
Wyglšdał, jakby miał zamiar splunšć. - Mogłem oszczędzić im kłopotu. Nie byłem wariatem, tylko pijakiem. Dzięki Bogu, że nikogo nie zabiłem. - Pokręcił głowš. - Powinni mnie wykopać dużo wcze​niej. Cholerny departament.
- Czyli tęskni pan za pracš w policji - powiedziała Petra. Ballou spojrzał na niš wilkiem. U​miechnšł się. Za​miał.
- Lubi pani ryby?
- Je​ć?
- Oglšdać. Proszę wej​ć. I wzišć ze sobš stażystę.
Przed banałem dom ratowało japońskie wyposażenie wnętrza. Barwione ro​linnymi barwnikami dywany, palisandrowe stoły, porcelanowe wazy i donice, papierowe ekrany na ​cianach, a wszystko to ozdobione brokatowymi koi.
Nazbierało się tego za dużo jak na takš przestrzeń; na oko Petry nie było tu nic drogiego. Głównie krzykliwe, za grubo polakierowane rzeczy, które można kupić w każdej pułapce na turystów w Chinatown albo Małym Tokio.
Ballou zaprowadził ich dalej, przez podwójne tylne drzwi na podwórko. Na to, co kiedy​ było podwórkiem. Każdy centymetr kwadratowy tysišcmetrowego terenu zajmowały stawy rybne. Cały teren przykrywała druciana siatka rozpięta na słupkach, rzucajšca cień i chłodzšca pustynne powietrze. Na drugim brzegu znajdowało się wysokie, bambusowe ogrodzenie i przyczepa kempingowa sšsiada.

Powered by MyScript