liczyć na nikogo i na nic...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Poza pytaniami tego rodzaju interesujące są również przewidywania dotyczące skutków, z którymi trzeba będzie się liczyć, jeżeli koncepcja Dennetta i jej...
»
332MACIEJ GLOGERgicznej wizji opowiedzianej przez Dilorama, mog liczy na ostateczne przebaczenie?Kreacja Franki u koca powieci staje si...
»
— No i nawet nikogo nie trzeba było w tym celu zabijać — potwierdził z po- dziwem Kragar...
»
Podróż, jeśli nie liczyć nieuniknionego spóźnienia, upłynęła gładko...
»
 Tu nie ma ryb!Rozglda si wokB i nikogo nie widzi...
»
kiej trawy, farba, jeden lub wiĂŞ- cej kaczanów kukurydzy (odpowiadajÂące Matce Kukurydzy); skór-ki róÂżnych ptaków i czasami skalp...
»
d) Co do formy przyznania zadośćuczynienia pieniężnego, rysuje się teoretycznie rzecz biorąc zarówno forma jednorazowego odszkodowania (jednorazowej zapłaty sumy...
»
trudne pytanie, aby ujawnić w nim obecność złego ducha...
»
- Przysuń bliżej krzemień - poradził Roland - i mocno go trzymaj...
»
103y

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

W czasie kilku godzin wędrówki wielokrotnie jeszcze odczuwał niesprawność prawej nogi, ale starał się tego nie okazywać. Nie wolno mu było dopuścić do interwencji lekarza, a tym bardziej — do rentgenowskiego prześwietlenia uszkodzonej nogi. Zdjęcie rentgenowskie zdradziłoby go od razu, Roastron IV wiedział, kiedy i przed kim jedynie wolno mu ujawnić swą tożsa-mość. Utykał więc w sposób jak najmniej widoczny i robił dobrą minę, gdy to-
warzysz patrzył na niego. Zdawał sobie sprawę, że wspinaczka nie potrwa długo, i ocenił, że starczy mu energii, by wytrwać do końca. . .
Teraz, gdy znalazł się na powrót w astrolocie, postanowił potajemnie doko-
nać tu kilku usprawnień, które w przyszłości pozwoliłyby mu łatwiej wykonywać powierzone zadania. Wybrał ze schowka narzędzia, schował do torby zwój cien-kiego przewodu i ruszył w kierunku sektora mieszczącego urządzenia łączności zewnętrznej.
Dość dokładne badania środowiska planety Kappa przeprowadzone po wy-
padkach geologów nie wykazały obecności żadnych czynników podejrzanych
o spowodowanie tajemniczej „śpiączki”. Trudno powiedzieć, czy było to skut-
kiem zarządzonych przez Kamila środków ostrożności, jednak nikomu już nie
przytrafiła się na planecie żadna niebezpieczna przygoda. Orbitę Kappy opuścił
astrolot z pełnym kompletem pasażerów, choć dwóch spośród nich żyło — jak
wyraził się lekarz Bunn — tylko teoretycznie. Ofiary śpiączki odłożono do przetrwalników z nadzieją przywrócenia ich wkrótce do normalnego stanu, choć nikt nie potrafił na razie zaproponować jakiegokolwiek na to sposobu.
Osoby, których świadoma obecność w czasie lotu była zbędna, także powróci-
ły do przetrwalników. Pełniąca służbę załoga podróżna miała przed sobą jeszcze 22
niecałe trzy miesiące pracy, po których nastąpi wymiana obsady. Przed startem w dalszą drogę Kamil zarządził dokładny przegląd zewnętrzny astrolotu, kazał
przetestować wszystkie urządzenia nawigacyjne i układy zabezpieczeń i dopiero po odebraniu szczegółowych meldunków od specjalistów wydał rozkaz startu.
Wyruszając z układu Tamiry, astrolot wkraczał w zupełnie dziewiczy obszar
Kosmosu: wiedza o przestrzeni rozciągającej się dalej, w kierunku celu podróży, była znikoma i pochodziła głównie z obserwacji radioastronomicznych. Poza Tamirę nie dotarły praktycznie żadne próbniki z Ziemi. Te dwa, które wysłano przed startem wyprawy do Hares, nie przekazały informacji i nie powróciły do Układu Słonecznego.
Dlatego właśnie, ze względu na brak danych o właściwościach próżni rozcią-
gającej się przed astrolotem, Kamil polecił tak starannie i dokładnie przygotować statek do dalszej drogi. Wypadki geologów uświadomiły mu po raz pierwszy bezsilność człowieka wobec nieznanych niebezpieczeństw, choć dotychczas za-patrywał się dość sceptycznie na możliwość niezwykłych wydarzeń na martwych
planetach, a tym bardziej w próżni.
Zamknął dziennik pokładowy, w którym lakonicznie odnotował przebieg
ostatnich wydarzeń na Kappie, i wydobył z kieszeni bluzy swój prywatny no-
tatnik. Posługiwał się nim dla notowania spostrzeżeń i własnych przemyśleń, dotyczących codziennych, drobnych zdarzeń, tego wszystkiego, co nie musiało zna-leźć się w oficjalnych dokumentach wyprawy, a mogło przydać się osobiście Kamilowi w związku z funkcjami, jakie pełnił w astrolocie.
Były więc tam próby oceny poszczególnych członków załogi, ich cechy cha-
rakteru, szkice powiązań osobistych, upodobania i antypatie wzajemne. Były też zupełnie prywatne sądy i spostrzeżenia Kamila, nie zawsze trafne. Uważał on jednak, że z ołówkiem w ręce lepiej mu się wnioskuje, i zawsze wolał notować swoje myśli niż nagrywać w formie dźwięku.
Teraz właśnie, otworzywszy notatnik na nowej stronie, usiłował uporządko-
wać i zarejestrować wszystko, co wiadomo było w sprawie okoliczności towa-
rzyszących przypadkom tajemniczej „śpiączki”. Wobec załogi Kamil starał się —
o ile to było możliwe w takiej sytuacji — nieco bagatelizować tę sprawę. Postępo-wał zresztą zgodnie z zasadami, jakie wpojono mu w czasie szkolenia. Wiedział, jak łatwo o zbiorową psychozę lęku przed nieznanym niebezpieczeństwem, prowadzącą nieuchronnie do rozprzężenia tak koniecznej dyscypliny i obniżenia sku-teczności działania załogi. Sam jednakże bynajmniej nie lekceważył problemu.
Od chwili wypadku z geologami poświęcił tej sprawie mnóstwo czasu. Zasięgał
opinii specjalistów i wertował zasobniki informacji komputera, sprawdzał każdy szczegół. Kazał dokładnie zbadać nawet znalezione przy poszkodowanych próbki skał, by wykluczyć możliwość szkodliwego ich działania na organizm ludzki.
Badając indywidualne dawkomierze, rejestrujące dawki promieniowania jo-
nizującego używane przez uczestników wyprawy geologicznej, odkrył niewiel-
23
kie napromieniowanie neutronami dawkomierza należącego do Enrica. Znacznie mniejsze śladowe napromieniowanie tego samego rodzaju wykazał dawkomierz
Mufiego. U innych Kamil nie stwierdził niczego podobnego, a zatem dla badanej sprawy nie miało to znaczenia, jednak fakt wystąpienia takiego promieniowania na planecie Kappa był sam w sobie interesującym fenomenem i dlatego Kamil
odnotował to również.
5
Sygnał telefonu przerwał Kamilowi medytacje nad otwartym notesem. Dzwo-
nił Erwin, Drugi Nawigator astrolotu.
— Chciałbym ci coś pokazać. Sam jesteś?
— Sam. Skąd dzwonisz?
— Jestem przy pulpicie programowym. Ale nie przychodź tutaj. Czekaj na
mnie w swojej kabinie, już wychodzę.

Powered by MyScript