Matt usłyszał stukanie odsuwanych krzeseł, ale nie obejrzał się...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Patrz — usłyszał nagle chrapliwy szept Markiza...
»
NOC Z MILIONEREM 127 Bardzo chciała mu uwierzyć, ale pierwsze sło- wa, jakie od niego usłyszała, tak głęboko ją zraniły, z˙e mimo najlepszych...
»
informacji o autorze usłyszanych słów albo miejscu, w którym opiniataka została opublikowana...
»
- Uwierz mi, Devinie,jest mi przykro - mruknął cicho Ales­san, żeby nikt inny go nie usłyszał...
»
Egwene wypuściła wstrzymywany od dawna oddech, usłyszała, że Nynaeve i Elayne postąpiły podobnie...
»
- Są tutaj cztery rodzaje aparatów, panie Wilmarth - usłyszałem cichy szept...
»
Te kobiety nie dawały wiary wielu informacjom, które od nich usłyszały...
»
Do wieczora uprzątnęli półkolisty teren wokół kominka, odkrywając w trakcie pracy dwa łóżka, kilkanaście krzeseł i solidny stół...
»
W skupieniu obejrzałam kopię pełnej dokumentacji kraksy pod Łodzią...
»
obejrzał się na Tomera...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Młody policjant spojrzał na swoich kumpli, a potem znów na Matta.
- Jesteś pijany.
- I co z tego?
Teraz przysunął swoją twarz do twarzy Matta.
- To, że może chcesz, żebym wziął cię za dupę, zawiózł do centrum i kazał dmuchać w alkomat?
- Po pierwsze - Matt podniósł palec wskazujący - komisariat nie znajduje się w centrum Livingston. Raczej w śródmieściu. Obejrzałeś za dużo powtórek Nowojorskich gliniarzy. Po drugie, nie prowadzę, tępaku, więc nie wiem, po co miałbym dmuchać w alkomat. Po trzecie, skoro mowa o dmuchaniu, a ty stoisz tak blisko mnie i w ogóle, to mam w kieszeni miętówki. Teraz powoli sięgnę po nie i dam ci jedną. Może nawet całą paczkę.
Inny gliniarz podniósł się z krzesła.
- Wynoś się stąd, Hunter.
Matt odwrócił się do niego i zmrużył oczy. Po chwili rozpoznał tego łasicowatego typa.
- Mój Boże, ty jesteś Fleisher, prawda? Młodszy brat Douga.
- Nie jesteś tu mile widziany.
- Naprawdę? - Matt obrzucił spojrzeniem obu policjantów. - Mówicie poważnie? A co, chcecie wypędzić mnie z miasta? Ty... - warknął Matt, pokazując palcem. - Młodszy bracie Fleishera, jak ci na imię?
Tamten nie odpowiedział.
- Nieważne. Twój brat Doug był największym ćpunem w mojej klasie. Zaopatrywał całą szkołę. Nazywaliśmy go Zioło, jak pragnę zakwitnąć.
- Oczerniasz mojego brata?
- Nikogo nie oczerniam. Mówię prawdę.
- Chcesz spędzić tę noc w areszcie?
- Za co, dupku? Zamierzasz aresztować mnie pod jakimś sfingowanym zarzutem? No już. Pracuję w kancelarii prawniczej. Zaskarżę cię i zażądam takiego odszkodowania, że przypomni ci się egzamin wstępny do szkoły średniej, którego pewnie nigdy nie zdałeś.
Stuk następnych odsuwanych krzeseł. Wstał następny gliniarz. I jeszcze jeden. Puls Matta gwałtownie przyspieszył. Ktoś podszedł i złapał go za rękę. Matt wyrwał się. Zacisnął pięść.
- Matt?
Łagodny głos poruszył jakąś strunę, głęboko w jego pamięci. Matt zerknął za bar. Pete Appel. Jego stary przyjaciel ze szkoły średniej. Bawili się razem w Riker Hill Park. Ten park był dawną bazą wojskową z okresu zimnej wojny. Razem z Pete'em odpalali rakiety z popękanych betonowych pasów startowych. Tylko w New Jersey.
Pete uśmiechał się do niego. Matt się odprężył. Policjanci nie ruszyli się z miejsc.
- Cześć, Pete.
- Cześć, Matt.
- Dobrze cię widzieć, człowieku.
- Ciebie też - rzekł Pete. - Słuchaj, kończę zmianę. Może podwiozę cię do domu, co?
Matt spojrzał na gliniarzy. Niektórzy byli czerwoni ze złości, bliscy wybuchu. Odwrócił się do starego przyjaciela.
- W porządku, Pete. Sam trafię do domu.
- Na pewno?
- Tak. Słuchaj, człowieku, przepraszam, jeśli sprawiłem kłopot.
Pete kiwnął głową.
- Miło było cię widzieć.
- Ciebie też.
Matt czekał. Dwaj policjanci się odsunęli. Nie oglądając się za siebie, wyszedł na parking. Głęboko wciągnął w płuca nocne powietrze i poszedł ulicą. Po chwili zaczął biec.
Miał jasno sprecyzowany cel.
20
Lance Banner wciąż się uśmiechał do Loren.
- No już, wsiadaj - powiedział. - Porozmawiamy.
Jeszcze raz spojrzała na dom Marshy Hunter, a potem wsunęła się na siedzenie pasażera. Lance zaczął objeżdżać stare kąty.
- No więc - zaczął - czego chciałaś od szwagierki Matta?
Kazała mu przysiąc, że zachowa to w tajemnicy, ale i tak podała mu tylko najważniejsze fakty - że prowadzi dochodzenie w sprawie podejrzanej śmierci siostry Mary Rose, ale jeszcze nawet nie mają pewności, czy to było morderstwo, że siostra Mary Rose prawdopodobnie dzwoniła do domu Marshy Hunter. Nie powiedziała mu o implantach ani tego, że jeszcze nie ustalili tożsamości zakonnicy.
Ze swojej strony Lance poinformował ją, że Matt Hunter jest teraz żonaty i zatrudniony jako „doradca niskiego szczebla" w dawnej firmie prawniczej brata. Żona Matta Huntera, powiedział Lance, pochodzi z Wirginii lub Marylandu, nie pamięta skąd. Ponadto dodał, nieco zbyt ochoczo, że chętnie pomoże Loren w rozwikłaniu tej sprawy.
Loren odparła, żeby się nie fatygował, że to jej śledztwo i gdyby coś mu przyszło do głowy, powinien ją zawiadomić. Lance kiwnął głową i podwiózł ją do jej samochodu. Zanim wysiadł, zapytała:
- Pamiętasz go? Jako dzieciaka?
- Huntera? - Zmarszczył brwi. - Tak, pewnie, że go pamiętam.
- Sprawiał wrażenie porządnego chłopca. Jak wielu zabójców.
Loren chwyciła klamkę, kręcąc głową.
- Naprawdę w to wierzysz?
Lance nie odpowiedział.
- Kiedyś czytałam pewien artykuł - ciągnęła Loren. - Nie pamiętam szczegółów, ale główną tezą było to, że w wieku pięciu lat nasza przyszłość jest już w znacznym stopniu określona: jak będziemy sobie radzić w szkołach, czy staniemy się przestępcami, czy będziemy umieli kochać. Kupujesz to, Lance?
- Nie wiem - odparł. - Mało mnie to obchodzi.
- Złapałeś wielu złych facetów, prawda?
- Tak.
- Sprawdzałeś ich przeszłość?
- Czasem.
- Mam wrażenie - powiedziała Loren - że zawsze coś w niej znajduję. Zazwyczaj jakiś oczywisty przypadek psychozy lub urazu. W wiadomościach sąsiedzi zawsze mówią: „O rany, nie miałem pojęcia, że ten miły człowiek ćwiartuje małe dzieci. Zawsze wydawał się taki uprzejmy". Jeśli jednak sprawdzisz dokładniej, popytasz nauczycieli, przyjaciół z dzieciństwa, niemal zawsze mówią coś innego. Nigdy nie są zaskoczeni.
Lance skinął głową.
- No więc jak? - spytała. - Widzisz w jego przeszłości coś, co czyni Matta Huntera zabójcą? Lance zastanowił się.
- Gdyby wszystko było przesądzone już w wieku pięciu lat, nie mielibyśmy co robić.
- To nie jest odpowiedź.

Powered by MyScript