- Najtrudniej jest za pierwÂszym razem, a ja nie daÅ‚em ci możliwoÅ›ci przygotowania siÄ™. Devin potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. CzuÅ‚ siÄ™ wycieÅ„czony, niemal otÄ™ÂpiaÅ‚y. - Nie miaÅ‚eÅ› wyboru. Może tak jest lepiej. - OdchrzÄ…knÄ…Å‚ niezrÄ™cznie. - Alessanie, masz ważniejsze sprawy na gÅ‚owie. ZeszÅ‚ej jesieni w Lesie Sandrenich dokonaÅ‚em wyboru. Nie jeÂsteÅ› za mnie odpowiedzialny. - W jakiÅ› sposób jestem. - Nie w taki, żeby to miaÅ‚o znaczenie. Sam dokonaÅ‚em wyboru. - A czy przyjaźń nie ma znaczenia? Devin zamilkÅ‚, nagle onieÅ›mielony. Alessan potrafiÅ‚ tak dziaÅ‚ać na ludzi. Po chwili książę dodaÅ‚: - Kiedy wróciÅ‚em z Ouilei, byÅ‚em w twoim wieku. Przez chwilÄ™ wydawaÅ‚o siÄ™, że chce jeszcze coÅ› powiedzieć, ale w koÅ„cu tego nie zrobiÅ‚. Devin domyÅ›laÅ‚ siÄ™ jednak, co Alessan ma na myÅ›li, i coÅ› w nim rozjarzyÅ‚o siÄ™ niczym Å›wieca spokój nym pÅ‚omieniem. Jeszcze przez chwilÄ™ patrzyli na zabitego. Blade Å›wiatÅ‚o Vidomniego na nowiu byÅ‚o na tyle jasne, że dostrzegli rysujÄ…cy siÄ™ na jego twarzy ból. - WybraÅ‚em dobrowolnie i rozumiem potrzebÄ™ zabijania, ale chyba nigdy siÄ™ do tego nie przyzwyczajÄ™ - powiedziaÅ‚ Devin. - Ja siÄ™ nigdy nie przyzwyczaiÅ‚em - rzekÅ‚ Alessan. ZawahaÅ‚ siÄ™. - Każdy z moich braci o ileż lepiej wypeÅ‚niÅ‚by to, do czego zostaÅ‚em zachowany przy życiu. Devin odwróciÅ‚ siÄ™ wtedy, usiÅ‚ujÄ…c dostrzec w ciemnoÅ›ci wyraz twarzy ksiÄ™cia. Po chwili powiedziaÅ‚: - Nie znaÅ‚em ich, lecz czy pozwolisz sobie powiedzieć, że w to wÄ…tpiÄ™? NaprawdÄ™ w to wÄ…tpiÄ™, Alessanie. Po chwili książę dotknÄ…Å‚ jego ramienia. - DziÄ™kujÄ™. Obawiam siÄ™ jednak, że sÄ… ludzie, którzy by siÄ™ z tobÄ… nie zgodzili. Ale dziÄ™kujÄ™. WydawaÅ‚o siÄ™, że przy tych sÅ‚owach coÅ› sobie przypomniaÅ‚. GÅ‚os mu siÄ™ zmieniÅ‚. - Lepiej już jedźmy. MuszÄ™ porozmawiać z Ducasem, a poÂtem bÄ™dziemy musieli dogonić Erleina i kontynuować podróż. Przed nami jeszcze daleka droga. - SpojrzaÅ‚ badawczo na DeviÂna. - WyglÄ…dasz na wyczerpanego. Powinienem spytać wczeÅ›Âniej: jak twoja noga? Możesz jechać? - Nic mi nie jest - żachnÄ…Å‚ siÄ™ Devin. - OczywiÅ›cie, że mogÄ™ jechać. Za nimi ktoÅ› siÄ™ szyderczo rozeÅ›miaÅ‚. Odwrócili siÄ™. Do wÄ…Âwozu wróciÅ‚ Erlein i reszta banitów. - Powiedz mi - odezwaÅ‚ siÄ™ czarodziej do Alessana z ostrÄ… drwinÄ… w gÅ‚osie - jakiej siÄ™ od niego spodziewaÅ‚eÅ› odpowiedzi? OczywiÅ›cie, że ci powie, że może jechać. JechaÅ‚by dla Ciebie półżywy przez caÅ‚Ä… noc. Podobnie jak ten - machnÄ…Å‚ rÄ™kÄ… w kierunku Naddo - zaledwie po godzinie znajomoÅ›ci z tobÄ…. Zastanawiam siÄ™, książę Alessanie, jakie to uczucie mieć takÄ… wÅ‚adzÄ™ nad ludzkimi sercami? Podczas przemowy Erleina nadjechaÅ‚ Ducas. Nie odezwaÅ‚ siÄ™ jednak, a bez pochodni byÅ‚o zbyt ciemno, żeby dojrzeć wyraźnie czyjekolwiek rysy. Trzeba byÅ‚o oceniać po sÅ‚owach i tonie. Alessan odparÅ‚ cicho: - Chyba znasz mojÄ… odpowiedź na to pytanie. Tak czy owak, majÄ…c ciebie u boku i wysÅ‚uchujÄ…c twoich uwag, nie nabiorÄ™ raczej zbyt wysokiego mniemania o sobie. - Po chwili dodaÅ‚: - Niech Triada broni, żebyÅ› ty siÄ™ kiedyÅ› zaoferowaÅ‚ jechać caÅ‚Ä… noc w nie swojej sprawie. - Ja - powiedziaÅ‚ bezbarwnym tonem Erlein - nie mam już w tej kwestii wyboru. Może o tym zapomniaÅ‚eÅ›? - Nie. Nie mam jednak teraz ochoty powtarzać naszej sprzeczki, Erleinie. Ducas i jego ludzie wÅ‚aÅ›nie zaryzykowali wÅ‚asne życie, żeby uratować twoje. Jeżeli... - Å»eby uratować moje życie! Nigdy nie znalazÅ‚bym siÄ™ w nieÂbezpieczeÅ„stwie, gdybyÅ› nie zmusiÅ‚ mnie do... - Dosyć, Erleinie! Mamy jeszcze mnóstwo do zrobienia i nie mam ochoty na dyskusjÄ™. Devin zobaczyÅ‚ w ciemnoÅ›ci, jak Erlein skÅ‚ada z grzbietu konia szyderczy ukÅ‚on. - Najpokorniej bÅ‚agam o przebaczenie - rzekÅ‚ przesadnie uniżonym tonem. - Doprawdy musisz dać mi znać, kiedy bÄ™Âdziesz miaÅ‚ ochotÄ™ na dyskusjÄ™. Zgodzisz siÄ™, że jest to sprawa majÄ…ca dla mnie pewnÄ… wagÄ™. Alessan milczaÅ‚ przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™, po czym odezwaÅ‚ siÄ™ Å‚agodnie: - Chyba domyÅ›lam siÄ™, co siÄ™ za tym kryje. Rozumiem. ChoÂdzi o spotkanie innego czarodzieja, tak? Przy Sertino tym barÂdziej odczuwasz, co siÄ™ z tobÄ… staÅ‚o. - Nie udawaj, że mnie rozumiesz, Alessanie! - odrzekÅ‚ Erlein z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ…. Wciąż zachowujÄ…c spokój, książę powiedziaÅ‚: - Dobrze zatem, jak chcesz. Pod pewnymi wzglÄ™dami być może nigdy nie zrozumiem ciebie ani twojego stylu życia - poÂwiedziaÅ‚em ci to w wieczór naszego spotkania. Na razie jedÂnak sprawa jest zamkniÄ™ta. BÄ™dÄ™ gotów jÄ… omówić w dniu, w którym tyrani odejdÄ… z DÅ‚oni. Nie wczeÅ›niej. - PrÄ™dzej zginiesz. Obaj zginiemy. - Nie dotykaj go! - rzuciÅ‚ ostro Alessan. Devin teraz dopiero zauważyÅ‚, że Naddo uniósÅ‚ zdrowÄ… rÄ™kÄ™, by uderzyć czarodzieÂja. Książę dodaÅ‚ już spokojniejszym tonem: - JeÅ›li obaj zginieÂmy, nasze duchy bÄ™dÄ… mogÅ‚y siÄ™ spierać w Komnatach Moriany, Erleinie. Do tego czasu dosyć. W nadchodzÄ…cych tygoÂdniach bÄ™dziemy mieli razem dużo do zrobienia. Ducas kaszlnÄ…Å‚. - PowinniÅ›my na ten temat obaj porozmawiać. Zanim poÂciÄ…gnÄ™ dalej to, czego tutaj dokonaliÅ›my - choć sprawiÅ‚o mi to dużo przyjemnoÅ›ci - chciaÅ‚bym siÄ™ dowiedzieć wielu rzeczy. - Wiem - powiedziaÅ‚ Alessan, odwracajÄ…c siÄ™ do niego. - PoÂjedziesz kawaÅ‚ek z nami. Tylko do wioski. Ty i Naddo, ze wzglÄ™Âdu na jego ramiÄ™.
|