- Uwierz mi, Devinie,jest mi przykro - mruknął cicho Ales­san, żeby nikt inny go nie usłyszał...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- mówi minister - chcecie tak pomagać, żeby cesarstwo nic z tego nie miało? I tu, razem z ministrem, nasza prasa głos podnosi i zbuntowanym dobroczyńcom wytyka, że...
»
Dwukrotnie otwierał jeszcze usta, żeby się do mnie odezwać, zanim się oddaliłem, i nawet zrobił krok za mną, lecz zatrzymał się i uderzając biczem po nogach...
»
Oczyszczenie zewnętrznej powierzchni dzwonu zajęło mu prawie cały dzień, a potem nadeszła pora, żeby używając tych samych narzędzi zabrać się do wnętrza...
»
przykÅ‚adów, żeby uzasadnić tezÄ™, iż tworzenie modeli różnych systemów oraz ich badanie przy użyciu technik komputerowej symulacji – to ważny...
»
– Raczej trzeba tu kogoÅ› przysÅ‚ać, żeby to udokumentowaÅ‚ – po­wiedziaÅ‚em...
»
wyobra¿enie œwiata tej drugiej strony by³o ca³kiem odmienne oraz ¿eby brak porozumienia nie pozwala³na przekazywanie emocji i myœli...
»
Stryj spostrzegł dziecko i zapytał szorstkim tonem: - Czego chcesz? Dziecko odpowiedziało niepewnie: - Mamusia mnie przysłała, żeby pan dał mi...
»
Kwestie Izraela uwielbianego przez gojów, akrich, akumów, trzeba, podniesc, uwypuklic, i akcentowac odpowiednio, zeby nie szla w zapomnienie...
»
Chociaż miała zbyt ostre rysy, żeby być ładna, kilku detektywów odwróciło się i łakomie wpatrzyło w jej jędrne, młode po​ladki...
»
- Czy można wiedzieć, po co pan Gray to robi, po co traci czas i absorbuje energię komputera?- Jak to po co? Żeby rozmnożyć skromny dorobek niektórych...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- Najtrudniej jest za pierw­szym razem, a ja nie dałem ci możliwości przygotowania się.
Devin potrząsnął głową. Czuł się wycieńczony, niemal otę­piały.
- Nie miałeś wyboru. Może tak jest lepiej. - Odchrząknął niezręcznie. - Alessanie, masz ważniejsze sprawy na głowie. Zeszłej jesieni w Lesie Sandrenich dokonałem wyboru. Nie je­steś za mnie odpowiedzialny.
- W jakiś sposób jestem.
- Nie w taki, żeby to miało znaczenie. Sam dokonałem wyboru.
- A czy przyjaźń nie ma znaczenia?
Devin zamilkł, nagle onieśmielony. Alessan potrafił tak działać na ludzi. Po chwili książę dodał:
- Kiedy wróciłem z Ouilei, byłem w twoim wieku. Przez chwilę wydawało się, że chce jeszcze coś powiedzieć, ale w końcu tego nie zrobił. Devin domyślał się jednak, co Alessan ma na myśli, i coś w nim rozjarzyło się niczym świeca spokój nym płomieniem.
Jeszcze przez chwilę patrzyli na zabitego. Blade światło Vidomniego na nowiu było na tyle jasne, że dostrzegli rysujący się na jego twarzy ból.
- Wybrałem dobrowolnie i rozumiem potrzebę zabijania, ale chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję - powiedział Devin.
- Ja się nigdy nie przyzwyczaiłem - rzekł Alessan. Zawahał się. - Każdy z moich braci o ileż lepiej wypełniłby to, do czego zostałem zachowany przy życiu.
Devin odwrócił się wtedy, usiłując dostrzec w ciemności wyraz twarzy księcia. Po chwili powiedział:
- Nie znałem ich, lecz czy pozwolisz sobie powiedzieć, że w to wątpię? Naprawdę w to wątpię, Alessanie.
Po chwili książę dotknął jego ramienia.
- Dziękuję. Obawiam się jednak, że są ludzie, którzy by się z tobą nie zgodzili. Ale dziękuję.
Wydawało się, że przy tych słowach coś sobie przypomniał. Głos mu się zmienił.
- Lepiej już jedźmy. Muszę porozmawiać z Ducasem, a po­tem będziemy musieli dogonić Erleina i kontynuować podróż. Przed nami jeszcze daleka droga. - Spojrzał badawczo na Devi­na. - Wyglądasz na wyczerpanego. Powinienem spytać wcześ­niej: jak twoja noga? Możesz jechać?
- Nic mi nie jest - żachnął się Devin. - Oczywiście, że mogę jechać.
Za nimi ktoś się szyderczo roześmiał. Odwrócili się. Do wą­wozu wrócił Erlein i reszta banitów.
- Powiedz mi - odezwał się czarodziej do Alessana z ostrą drwiną w głosie - jakiej się od niego spodziewałeś odpowiedzi? Oczywiście, że ci powie, że może jechać. Jechałby dla Ciebie półżywy przez całą noc. Podobnie jak ten - machnął ręką w kierunku Naddo - zaledwie po godzinie znajomości z tobą. Zastanawiam się, książę Alessanie, jakie to uczucie mieć taką władzę nad ludzkimi sercami?
Podczas przemowy Erleina nadjechał Ducas. Nie odezwał się jednak, a bez pochodni było zbyt ciemno, żeby dojrzeć wyraźnie czyjekolwiek rysy. Trzeba było oceniać po słowach i tonie.
Alessan odparł cicho:
- Chyba znasz moją odpowiedź na to pytanie. Tak czy owak, mając ciebie u boku i wysłuchując twoich uwag, nie nabiorę raczej zbyt wysokiego mniemania o sobie. - Po chwili dodał: - Niech Triada broni, żebyś ty się kiedyś zaoferował jechać całą noc w nie swojej sprawie.
- Ja - powiedział bezbarwnym tonem Erlein - nie mam już w tej kwestii wyboru. Może o tym zapomniałeś?
- Nie. Nie mam jednak teraz ochoty powtarzać naszej sprzeczki, Erleinie. Ducas i jego ludzie właśnie zaryzykowali własne życie, żeby uratować twoje. Jeżeli...
- Żeby uratować moje życie! Nigdy nie znalazłbym się w nie­bezpieczeństwie, gdybyś nie zmusił mnie do...
- Dosyć, Erleinie! Mamy jeszcze mnóstwo do zrobienia i nie mam ochoty na dyskusję.
Devin zobaczył w ciemności, jak Erlein składa z grzbietu konia szyderczy ukłon.
- Najpokorniej błagam o przebaczenie - rzekł przesadnie uniżonym tonem. - Doprawdy musisz dać mi znać, kiedy bę­dziesz miał ochotę na dyskusję. Zgodzisz się, że jest to sprawa mająca dla mnie pewną wagę.
Alessan milczał przez dłuższą chwilę, po czym odezwał się łagodnie:
- Chyba domyślam się, co się za tym kryje. Rozumiem. Cho­dzi o spotkanie innego czarodzieja, tak? Przy Sertino tym bar­dziej odczuwasz, co się z tobą stało.
- Nie udawaj, że mnie rozumiesz, Alessanie! - odrzekł Erlein z wściekłością.
Wciąż zachowując spokój, książę powiedział:
- Dobrze zatem, jak chcesz. Pod pewnymi względami być może nigdy nie zrozumiem ciebie ani twojego stylu życia - po­wiedziałem ci to w wieczór naszego spotkania. Na razie jed­nak sprawa jest zamknięta. Będę gotów ją omówić w dniu, w którym tyrani odejdą z Dłoni. Nie wcześniej.
- Prędzej zginiesz. Obaj zginiemy.
- Nie dotykaj go! - rzucił ostro Alessan. Devin teraz dopiero zauważył, że Naddo uniósł zdrową rękę, by uderzyć czarodzie­ja. Książę dodał już spokojniejszym tonem: - Jeśli obaj zginie­my, nasze duchy będą mogły się spierać w Komnatach Moriany, Erleinie. Do tego czasu dosyć. W nadchodzących tygo­dniach będziemy mieli razem dużo do zrobienia.
Ducas kaszlnÄ…Å‚.
- Powinniśmy na ten temat obaj porozmawiać. Zanim po­ciągnę dalej to, czego tutaj dokonaliśmy - choć sprawiło mi to dużo przyjemności - chciałbym się dowiedzieć wielu rzeczy.
- Wiem - powiedział Alessan, odwracając się do niego. - Po­jedziesz kawałek z nami. Tylko do wioski. Ty i Naddo, ze wzglę­du na jego ramię.

Powered by MyScript