— Będziemy tam...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Ha! Pora ci już, pora rozejrzeć się za jaką głupią panną…Było rzeczą powszechnie wiadomą, że John Nieven jest nieprzejednanym wrogiem kobiet,...
»
Dziesięcioletnie bliżniaczki ze Złotego Brzegu stanowiły całkowite przeciwieństwo tego, jak ludzie wyobrażają sobie bliźniacze siostry — były do...
»
miejskiej partyzantki? Baader (z odpowiednim naciskiem) — a czy wasza interwencja nie jest niezbitym dowodem na to, że taka partyzantka jest...
»
Uszczęśliwieni chłopcy natychmiast pobiegli na dwór, Una poszła pomóc cioci Marcie przy zmywaniu — choć gderliwa staruszka niechętnie przyjmowała jej...
»
W moich rozmowach ze Stanisławom Beresiem znajduje się kilka miejsc wykropkowanych — wtedy już pozwalano znaczyć w taki sposób ingerencje cenzury...
»
Że ktoś ze mną zagra w berka, Lub przynajmniej w chowanego… Własne pędy, własne liście, Zapuszczamy — każdy sobie I korzenie...
»
— Czy moglibyśmy zwabić Gurboriana w pułapkę za pomocą rzekomego listu Voloriana? Przypuśćmy, że twój stryj zapragnął poznać prawdziwe...
»
— Mam nadzieję, że żądam większej forsy od tych tanich drani! I nie fałszywek, które ostatnio wpakowały mnie w takie tarapaty...
»
— To, że jestem jednym z Cayhallów? Nie zamierzam mówić każdemu, kogo spotkam, ale nie będę zaskoczony, jeśli wkrótce się to wyda...
»
— Właśnie ujrzałam, że pewien alizoński baron nosi na łańcuchu, oznace swej rangi, mój dar zaręczynowy...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

— Hettar wskoczył na siodło. — Uważajcie na siebie w Cthol Murgos.
Zawrócił konia i ruszył zboczem w dół, na równinę. Klacz i źrebak biegli jego śladem. Źrebak obejrzał się jeszcze na Gariona i zarżał żałośnie, po czym pobiegł za matką.
Barak smętnie pokręcił głową.
— Będzie mi brakowało Hettara — mruknął.
— Cthol Murgos to nie miejsce dla niego — zauważył Silk. — Musielibyśmy go uwiązać.
— Wiem. — Barak westchnął. — Ale i tak będzie mi go brakowało.
— W którym kierunku wyruszyć nam wypada? — zapytał Mandorallen.
Belgarath wyciągnął rękę na południowy wschód.
— Tędy. Skrajem Doliny dotrzemy do szańca, potem przetniemy południową część Mishrak ac Thull. Thullowie nie wysyłają patroli tak regularnie jak Murgowie.
— Thullowie mało co robią, jeśli nie muszą — dodał Silk. — Są zbyt zajęci unikaniem Grolimów.
— Kiedy ruszamy? — zapytał Durnik.
— Jak tylko Relg zakończy swoje modły.
— W takim razie zdążymy zjeść śniadanie — stwierdził zgryźliwie Barak.
Przez cały dzień jechali przez płaski step południowej Algarii, pod jesiennym niebem o barwie głębokiego błękitu. Relg włożył na zbroję starą tunikę Durnika z kapturem. Był marnym jeźdźcem — nogi sterczały mu sztywno na boki. Wyglądał, jakby całą uwagę poświęcał na utrzymywaniu spuszczonej głowy i nie dbał o to, gdzie jedzie.
Barak obserwował go niechętnie, z wyraźnie malującą się na twarzy dezaprobatą.
— Nie chcę się wtrącać w twoje sprawy, Belgaracie — oświadczył. — Ale ten człowiek ściągnie na nas kłopoty.
— Światło razi go w oczy, Baraku — wyjaśniła Cherekowi ciocia Pol. — I nie jest przyzwyczajony do konnej jazdy. Nie krytykuj go bez zastanowienia.
Barak gniewnie zamknął usta, lecz jego twarz nie złagodniała.
— Przynajmniej mamy pewność, że będzie trzeźwy — dodała z godnością ciocia Pol. — A to więcej, niż mogłabym powiedzieć o niektórych członkach naszej grupy.
Barak chrząknął z zakłopotaniem.
Rozbili obóz na bezdrzewnym brzegu krętego strumienia. Gdy zaszło słońce, Relg trochę się uspokoił, chociaż demonstracyjnie unikał patrzenia w stronę ogniska. Aż spojrzał w górę i zobaczył pierwsze gwiazdy na wieczornym niebie. Wpatrywał się w nie ze zgrozą, a pot zalał mu odkrytą twarz. Nagle osłonił głowę rękami i ze zduszonym krzykiem padł twarzą w dół na ziemię.
— Relg! — zawołał Garion. Podbiegł do leżącego mężczyzny i bez namysłu chwycił go za ramiona.
— Nie dotykaj mnie — jęknął odruchowo Ulgos.
— Nie żartuj. Co się stało? Niedobrze ci?
— Niebo — wycharczał Relg z rozpaczą, — Niebo! Przeraża mnie.
— Niebo? — zdziwił się Garion. — Co z niebem?
Spojrzał na znajome gwiazdozbiory.
— Ono nie ma końca — jęknął Relg. — Sięga coraz wyżej, przez wieczność.
I nagle Garion zrozumiał. W jaskiniach to on się bał — bał się bez powodu — ponieważ był zamknięty w ograniczonej przestrzeni. Tutaj, pod otwartym niebem, Relg odczuwał tę samą ślepą zgrozę. Garion uświadomił sobie ze zdumieniem, że Relg przez całe życie nie opuszczał pewnie jaskiń Ulgo.
— Wszystko w porządku — próbował go uspokoić. — Niebo nic ci nie zrobi. Ono po prostu jest. Nie zwracaj na nie uwagi.
— Nie mogę go znieść.
— Nie patrz.
— Ale wiem, że tam jest... cała ta pustka.
Garion zerknął bezradnie na ciocię Pol. Skinęła dłonią, nakazując mu dalej mówić.
— Nie jest puste... — zająknął się. — Pełno w nim różnych rzeczy... najrozmaitszych... chmur, ptaków, słonecznego światła, gwiazd...
— Czego? — Relg podniósł głowę. — O czym mówisz?
— Chmury? Wszyscy wiedzą, co... — Garion urwał. Relg najwyraźniej nie wiedział, co to są chmury. Nigdy w życiu ich nie widział. Chłopiec spróbował uporządkować myśli, uwzględniając ten fakt. Tłumaczenie nie będzie łatwe. Nabrał tchu. — Dobrze. Zacznijmy od chmur.
Trwało to bardzo długo. Garion nie był przekonany, czy Relg zrozumiał, czy tylko chwytał słowa, by uniknąć myślenia o niebie. Po chmurach ptaki były trochę łatwiejsze, chociaż pióra okazały się bardzo trudnym pojęciem.
— UL przemówił do ciebie — przerwał Relg, gdy Garion zaczął opowiadać o skrzydłach. — Nazwał cię Belgarionem. Czy takie jest twoje imię?
— No... — Garion zawahał się. — Właściwie nie. Naprawdę mam na imię Garion, ale przypuszczam, że to drugie imię też będzie moim. Trochę później, kiedy będę starszy.

Powered by MyScript