— Kapitanie Pekach, bardzo przepraszam...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Ha! Pora ci już, pora rozejrzeć się za jaką głupią panną…Było rzeczą powszechnie wiadomą, że John Nieven jest nieprzejednanym wrogiem kobiet,...
»
Dziesięcioletnie bliżniaczki ze Złotego Brzegu stanowiły całkowite przeciwieństwo tego, jak ludzie wyobrażają sobie bliźniacze siostry — były do...
»
miejskiej partyzantki? Baader (z odpowiednim naciskiem) — a czy wasza interwencja nie jest niezbitym dowodem na to, że taka partyzantka jest...
»
Uszczęśliwieni chłopcy natychmiast pobiegli na dwór, Una poszła pomóc cioci Marcie przy zmywaniu — choć gderliwa staruszka niechętnie przyjmowała jej...
»
W moich rozmowach ze Stanisławom Beresiem znajduje się kilka miejsc wykropkowanych — wtedy już pozwalano znaczyć w taki sposób ingerencje cenzury...
»
Że ktoś ze mną zagra w berka, Lub przynajmniej w chowanego… Własne pędy, własne liście, Zapuszczamy — każdy sobie I korzenie...
»
— Czy moglibyśmy zwabić Gurboriana w pułapkę za pomocą rzekomego listu Voloriana? Przypuśćmy, że twój stryj zapragnął poznać prawdziwe...
»
— Mam nadzieję, że żądam większej forsy od tych tanich drani! I nie fałszywek, które ostatnio wpakowały mnie w takie tarapaty...
»
Ów największy Memnóg wstał i tak mi powiedział:— Czcigodny ojcze, wiemy dobrze, że będziemy potępieni i męczeni do końca świata, i...
»
— To, że jestem jednym z Cayhallów? Nie zamierzam mówić każdemu, kogo spotkam, ale nie będę zaskoczony, jeśli wkrótce się to wyda...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Pan Baltazari byłby naprawdę szczęśliwy, gdyby poświęcił mu pan kilka minut ze swojego cennego czasu — powiedział i wskazał na stolik w odległym narożniku. Siedziało tam dwóch mężczyzn, którzy widząc, że Dave patrzy, lekko mu pomachali.
Pekach zdecydował, że Baltazari — o którym nigdy nie słyszał — to młodszy z nich, osobnik o śniadej skórze i włosach starannie sczesanych na czoło, zapewne w celu ukrycia łysiny. Starszego mężczyznę w szarym garniturze znał z widzenia. Na tablicy korkowej w wywiadzie wisiała jego fotografia, przypięta na samym szczycie schematu organizacyjnego przestępczości zorganizowanej. Filadelfijska gazeta „Daily News” chętnie określała go mianem „szefa miejskiej mafii”. Nazywał się Vincenzo Savarese.
„Jezu Chryste, o co tu chodzi? Czego oni chcą? Przywitać się?”.
Włoch już odsuwał krzesło kapitana.
— Wybaczysz, kochanie?
— Oczywiście — odrzekła Martha. Pekach ruszył przez salę.
— Dobry wieczór, kapitanie — zagaił Baltazari. — Witamy w Ristorante Alfredo. Proszę usiąść.
Uniósł rękę i u jego boku od razu ukazał się kelner. Odwrócił stojący nóżką do góry kieliszek od szampana, nalał, po czym odszedł. Po chwili Baltazari wstał i również się ulotnił.
— Nie zajmę panu dużo czasu, zaraz pan wróci do swej uroczej damy — odezwał się Vincenzo Savarese. — Usłyszałem, że przebywa pan w restauracji, i nie mogłem przeoczyć takiej okazji. Pragnę panu podziękować.
— Za co?
— Był pan nadzwyczaj wyrozumiały i łaskawy dla mojej wnuczki, kapitanie. Chciałem wyrazić swoją wdzięczność.
— Nie wiem, o czym pan mówi — oświadczył zgodnie z prawdą Pekach.
— Ubiegły czerwiec. Moja wnuczka… muszę dodać, że przeciwstawiła się poleceniom swoich rodziców… wyszła z pewnym bardzo głupim młodym człowiekiem i trafiła w ręce policji.
Pekach potrząsnął głową, sugerując, że nadal nie pamięta tego zdarzenia.
— Bardzo późno którejś nocy w północnej Filadelfii, w okolicach skrzyżowania Old York Road i North Broad?
Kapitan wciąż potrząsał głową.
— Goniła ich policja. Chłopiec rozbił samochód? — ciągnął Savarese.
Nagle Pekach przypomniał sobie tamtą noc. Wracał właśnie z Bethlehem, ze ślubu kuzyna Stanleya. Mijał rozbite auto, a ponieważ zobaczył ludzi z antynarkotykowego i ich wóz, zatrzymał się, zaciekawiony. Incydent okazał się drobny. Kilkoro dzieciaków, które kupiły gdzieś marihuanę, uciekało i zostały schwytane.
Było ich czworo — kierowca, drugi chłopiec i dwie dziewczyny, obie schludne, ładne i okropnie przerażone. Siedziały na tylnych siedzeniach policyjnego radiowozu, który miał ich przetransportować do aresztu centralnego. Pekach współczuł dziewczętom i postanowił zaoszczędzić im więziennych nie — przyjemności, toteż gdy policjanci z dystryktu je spisali, kazał je zwolnić i wysłał taksówką do domów.
— Pamiętam — wtrącił.
— Moja wnuczka powiedziała, że był pan bardzo uprzejmy i wyrozumiały — podjął Savarese. — Znacznie bardziej niż, jak podejrzewam, jej matka i ojciec. Nie wierzę, że dziewczyna postąpi kiedykolwiek ponownie w ten sposób.
— Wyglądała na miłą młodą kobietkę — oznajmił kapitan. — Wszyscy od czasu do czasu popełniamy błędy.
— Chciałem tylko panu powiedzieć, że nigdy nie zapomnę pańskiej dobroci i jestem panu ogromnie wdzięczny — powtórzył Savarese, po czym wstał i wyciągnął rękę. — Jeśli będę mógł kiedyś coś dla pana zrobić, kapitanie…
— Proszę nie dziękować. Wykonywałem jedynie swoją pracę.
Savarese uśmiechnął się do niego i powoli wyszedł z restauracji. Włoch w smokingu stał w progu, czekając na niego z kapeluszem i płaszczem.
Pekach wzruszył ramionami i skierował kroki ku stolikowi, przy którym siedziała Martha.
W tym momencie podszedł do niego Baltazari.
— Pan to chyba upuścił, kapitanie — oświadczył i wręczył Pekachowi pudełko zapałek.
— Nie, nie sądzę — odparł Dave.
— Jestem pewny, że tak — upierał się Baltazari.
Pekach obejrzał pudełko. Było firmowe, miało napis
„Ristorante Alfredo”, a ponieważ było rozsunięte, dostrzegł w środku wpisane nazwisko i adres. Nazwisko nie było mu znane.
— Przyjaciele pana Savarese zawsze są wdzięczni, kiedy ktoś wyświadczy przysługę jemu lub komuś z jego rodziny, kapitanie Pekach — stwierdził Baltazari. — A teraz proszę usiąść przy swoim stoliku i zjeść wspaniałą kolację.
Pekach włożył pudełko do kieszeni. Obok Marthy stał ten sam Włoch.
— Jeśli mogę coś państwu zasugerować… — zaczął.
— O co w tym wszystkim chodziło? — weszła mu w słowo Martha.
Kapitan znowu wzruszył ramionami, a potem się do niej uśmiechnął.
— Poprosimy o sugestię — zdał się na młodego Włocha. Poczuł, że pod stołem Martha dotyka swoim kolanem jego kolana.
— Myślę, że zachwyci państwa nasze tournedos ŕ la Alfredo — oznajmił młody Włoch.
— Uwielbiam tournedos — wtrąciła Martha. Dave Pekach nie miał pojęcia, cóż to takiego.
— Brzmi świetnie — odparł.
Kolano Marthy przycisnęło się mocniej do jego kolana.
— A na przystawkę może małże w sosie weneckim? — mówił Włoch.
— Doskonale — rzekł kapitan.
Czternaście 

Powered by MyScript