— Poprowadzimy je do traktu — szepnął Wilk...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Ha! Pora ci już, pora rozejrzeć się za jaką głupią panną…Było rzeczą powszechnie wiadomą, że John Nieven jest nieprzejednanym wrogiem kobiet,...
»
Dziesięcioletnie bliżniaczki ze Złotego Brzegu stanowiły całkowite przeciwieństwo tego, jak ludzie wyobrażają sobie bliźniacze siostry — były do...
»
miejskiej partyzantki? Baader (z odpowiednim naciskiem) — a czy wasza interwencja nie jest niezbitym dowodem na to, że taka partyzantka jest...
»
Uszczęśliwieni chłopcy natychmiast pobiegli na dwór, Una poszła pomóc cioci Marcie przy zmywaniu — choć gderliwa staruszka niechętnie przyjmowała jej...
»
W moich rozmowach ze Stanisławom Beresiem znajduje się kilka miejsc wykropkowanych — wtedy już pozwalano znaczyć w taki sposób ingerencje cenzury...
»
Że ktoś ze mną zagra w berka, Lub przynajmniej w chowanego… Własne pędy, własne liście, Zapuszczamy — każdy sobie I korzenie...
»
— Czy moglibyśmy zwabić Gurboriana w pułapkę za pomocą rzekomego listu Voloriana? Przypuśćmy, że twój stryj zapragnął poznać prawdziwe...
»
— Mam nadzieję, że żądam większej forsy od tych tanich drani! I nie fałszywek, które ostatnio wpakowały mnie w takie tarapaty...
»
Ów największy Memnóg wstał i tak mi powiedział:— Czcigodny ojcze, wiemy dobrze, że będziemy potępieni i męczeni do końca świata, i...
»
— To, że jestem jednym z Cayhallów? Nie zamierzam mówić każdemu, kogo spotkam, ale nie będę zaskoczony, jeśli wkrótce się to wyda...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

— Nie należy zrywać wie-
śniaków ze snu.
Silk ruszył przodem. Wolno wyjechali z dziedzińca.
Pola za wioską bielały od szronu, a blade, zamglone światło księżyca zdawało się wywabiać z nich wszelki kolor.
— Jak tylko znajdziemy się poza z zasięgiem głosu — rzekł Wilk, wdrapując
się na kozioł — ruszymy szybciej, żeby oddalić się z tego miejsca. Wozy są puste, a trochę biegu nie zaszkodzi zwierzętom.
— Słusznie — zgodził się Silk.
Wspięli się na wozy i ruszyli wolno. Gwiazdy migotały im nad głowami na
czystym, zimnym niebie. Pola lśniły bielą; przy drodze rysowały się czarne plamy drzew.
Na szczycie pierwszego wzgórza Garion obejrzał się na gromadkę ciemnych
domków w dolinie. Pojedyncze światełko błysnęło w którymś oknie — samotny,
złoty punkcik, który pojawił się i zniknął.
— Ktoś tam nie śpi — powiedział Silkowi. — Właśnie zobaczyłem światło.
— Może jakiś ranny ptaszek. Ale może i nie.
Potrząsnął lejcami i konie przyspieszyły kroku. Szarpnął jeszcze raz i ruszyły kłusem.
— Trzymaj się, chłopcze — rzucił Silk; wychylił się i smagnął lejcami końskie zady.
82
Wóz podskakiwał i trzeszczał przeraźliwie; gryząco mroźne powietrze dmuchało prosto w twarz Gariona, który dwiema rękami przytrzymywał się kozła.
W pełnym galopie tabor trzech wozów stoczył się w dolinę i przemknął mię-
dzy białymi od szronu polami. Wioska z jej pojedynczym światełkiem została
daleko z tyłu.
Nim wzeszło słońce, pokonali już dobre cztery mile i Silk zatrzymał spienione konie. Garion był rozbity i obolały od wściekłej jazdy zmarzniętymi na kamień drogami. Z ulgą powitał możliwość odpoczynku. Silk rzucił mu lejce, zeskoczył, porozmawiał chwilę z panem Wilkiem i ciocią Pol, po czym wrócił do wozu.
— Skręcimy w tę ścieżkę przed nami — oznajmił rozcierając palce.
Chłopiec podał mu lejce.
— Ty powozisz — stwierdził Silk. — Ręce zamarzły mi na sztywno. Niech
konie idą spokojnie.
Garion cmoknął i potrząsnął lekko lejcami. Zwierzęta ruszyły posłusznie.
— Ścieżka zatacza koło za tym pagórkiem — Silk skinął głową, gdyż obie
dłonie wsunął pod tunikę. — Po drugiej stronie jest jodłowy zagajnik. Tam się zatrzymamy, żeby konie trochę odpoczęły.
— Myślisz, że ktoś za nami jechał?
— To będzie odpowiedni moment, by się przekonać.
Okrążyli wzgórze i dotarli do miejsca, gdzie tuż przy ścieżce wyrastały ciemne pnie jodeł. Garion zakręcił i zjechał w cień gałęzi.
— To wystarczy — Silk zeskoczył na ziemię. — Chodź.
— Gdzie idziemy?
— Chcę spojrzeć na drogę za nami. Przejdziemy miedzy drzewami na szczyt
i zobaczymy, czy nasz trop kogoś zainteresował.
Ruszył w górę. Posuwał się szybko, choć w absolutnej ciszy. Garion człapał za nim, z zakłopotaniem łamiąc stopami suche gałązki. Po chwili zaczął pojmować sekret cichego marszu. Silk z uznaniem skinął głową, lecz milczał.
Granica drzew przebiegała tuż pod szczytem. Silk zatrzymał się. Dolina pod
nimi z przecinającą ją ciemną drogą była całkiem pusta, jeśli nie liczyć dwóch jeleni, które wyszły skubać zmarzniętą trawę.
— Poczekamy chwilę — rzekł Silk. — Jeśli Brill i ten jego najemnik jadą za
nami, powinni się wkrótce pokazać.
Usiadł na pniu i obserwował pustą dolinę.
Po chwili jakiś powóz przejechał drogą w stronę Winoldu. Z tej odległości
wydawał się maleńki i poruszał bardzo wolno.
Słońce weszło odrobinę wyżej, więc mrużyli oślepione blaskiem oczy.
— Silku — zaczął z wahaniem Garion.
— Słucham?
— O co w tym wszystkim chodzi?
83
Było to trudne pytanie, ale chłopiec uznał, że zna już Silka na tyle dobrze, by je zadać.
— W czym wszystkim?
— W tym, co robimy. Usłyszałem trochę, domyśliłem się nieco więcej, ale
dalej nic nie rozumiem.
— A czego się domyśliłeś, Garionie? — oczy Silka błyszczały mocno na nie
ogolonej twarzy.
— Coś zostało skradzione; coś bardzo ważnego. Pan Wilk i ciocia Pol, i my
wszyscy, próbujemy to odzyskać.
— Zgadza się — przyznał Silk. — To prawda.
— Pan Wilk i ciocia Pol nie są tymi, kim się wydają.
— Nie — zgodził się Silk. — Nie są.
— Myślę, że umieją robić rzeczy, których inni ludzie nie potrafią — Garion
z trudem dobierał stówa. — Pan Wilk może. . . tropić to coś, wcale tego nie wi-dząc. A w zeszłym tygodniu, kiedy mijali nas ci Murgowie, zrobili coś takiego. . .
nie wiem nawet, jak to opisać. . . Jakby sięgnęli do mojego umysłu i uśpili go. Jak tego dokonali? I po co?
Silk zaśmiał się.
— Jesteś bardzo spostrzegawczym chłopcem — pochwalił, po czym dodał już

Powered by MyScript