— Znacznie lepiej, Inches...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Ha! Pora ci już, pora rozejrzeć się za jaką głupią panną…Było rzeczą powszechnie wiadomą, że John Nieven jest nieprzejednanym wrogiem kobiet,...
»
Dziesięcioletnie bliżniaczki ze Złotego Brzegu stanowiły całkowite przeciwieństwo tego, jak ludzie wyobrażają sobie bliźniacze siostry — były do...
»
miejskiej partyzantki? Baader (z odpowiednim naciskiem) — a czy wasza interwencja nie jest niezbitym dowodem na to, że taka partyzantka jest...
»
Uszczęśliwieni chłopcy natychmiast pobiegli na dwór, Una poszła pomóc cioci Marcie przy zmywaniu — choć gderliwa staruszka niechętnie przyjmowała jej...
»
W moich rozmowach ze Stanisławom Beresiem znajduje się kilka miejsc wykropkowanych — wtedy już pozwalano znaczyć w taki sposób ingerencje cenzury...
»
Że ktoś ze mną zagra w berka, Lub przynajmniej w chowanego… Własne pędy, własne liście, Zapuszczamy — każdy sobie I korzenie...
»
— Czy moglibyśmy zwabić Gurboriana w pułapkę za pomocą rzekomego listu Voloriana? Przypuśćmy, że twój stryj zapragnął poznać prawdziwe...
»
— Mam nadzieję, że żądam większej forsy od tych tanich drani! I nie fałszywek, które ostatnio wpakowały mnie w takie tarapaty...
»
Ów największy Memnóg wstał i tak mi powiedział:— Czcigodny ojcze, wiemy dobrze, że będziemy potępieni i męczeni do końca świata, i...
»
— To, że jestem jednym z Cayhallów? Nie zamierzam mówić każdemu, kogo spotkam, ale nie będę zaskoczony, jeśli wkrótce się to wyda...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Przekręcił się w wannie. Woda przelała się przez krawędź, zmoczyła nogawkę spodni Vicary'ego.
— Mówił pan, panie premierze...?
— A tak, mówiłem, Vicary, że jestem na ciebie zły. Ani słówkiem nie wspomniałeś, że za swoich młodych lat całkiem nieźle sobie radziłeś z szachami. Ponoć biłeś na głowę wszystkich w Cambridge.
— Przepraszam, panie premierze — odparł zmieszany Vica­ry — ale w żadnej z naszych rozmów nie pojawił się temat szachów.
— Błyskotliwa, bezwzględna, ryzykancka, tak ludzie opisywali mi twoją grę. — Churchill zawiesił głos. — W czasie pierwszej wojny służyłeś też w wywiadzie wojskowym.
— Byłem tylko w oddziale motocyklistów, pełniłem rolę ku­riera, nic więcej.
Churchill odwrócił wzrok od rozmówcy i zapatrzył się w sufit.
— W tysiąc dwieście pięćdziesiątym roku przed naszą erą Bóg kazał Mojżeszowi wysłać zwiadowców, żeby zbadali ziemię Ka­naan. W swojej łaskawości dał mu też pewne wskazówki, jak należy wybrać szpiegów. Do tak odpowiedzialnego zadania, rzekł Pan, nadają się wyłącznie najlepsi i najinteligentniejsi, a Mojżesz wziął sobie te słowa do serca.
— To prawda, panie premierze — zgodził się Vicary. — Ale prawdą jest też to, że nędznie spożytkowano informacje dostar­czone przez wywiadowców. I w wyniku tego Izraelici przez kolejne czterdzieści lat błąkali się po pustyni.
Churchill się uśmiechnął.
— Już dawno powinienem był się nauczyć, że nie ma sensu się z tobą sprzeczać, Alfredzie. Zawsze podziwiałem twoją błys­kotliwą inteligencję.
— Czego pan ode mnie oczekuje?
— Chcę, żebyś podjął pracę w wywiadzie wojskowym.
— Ależ, panie premierze, brak mi kwalifikacji do tego rodzaju...
— Nikt tutaj nie wie, co robi — wpadł mu w słowo Chur­chill. — Zwłaszcza zawodowi oficerowie.
— Co się stanie z moimi studentami? Moimi badaniami?
— Twoi studenci już niedługo będą walczyć na froncie. A twoje badania mogą poczekać. — Churchill zawiesił głos. — Znasz Johna Mastermana i Christophera Cheneya z Oksfordu?
— Proszę mi nie mówić, że ich wciągnięto.
— A i owszem. I nie myśl sobie, że znajdziesz teraz na którymś z uniwersytetów choć jednego wybitnego matematyka. Wszystkich ich zabrano z uczelni i ulokowano w Bletchley Park.
— Co, u licha, oni tam robią?
— Próbują złamać niemieckie szyfry. Vicary przez chwilę udawał namysł.
— Wygląda na to, że przyjmuję pańską propozycję.
— Dobrze. — Churchill rąbnął pięścią w krawędź wan­ny. — W poniedziałek z samego rana masz się zgłosić do generała Basila Boothby'ego. Kieruje on wydziałem, do którego będziesz wyznaczony. A poza tym jest typowym dupkiem z angielskich wyższych sfer. Wysiudałby mnie, gdyby tylko mógł, ale jest na to za głupi. Taki typek jak on potrafiłby przejebać nawet pocisk.
— Z opisu sądząc, czarujący.
— Wie, że się przyjaźnimy, i dlatego będzie wobec ciebie wrogo nastawiony. Nie daj się mu sterroryzować. Jasne?
— Tak, panie premierze.
— Potrzebny mi ktoś zaufany w tamtym departamencie. Pora, żeby w wywiadzie zaczęli znowu pracować ludzie z głową. Poza tym tobie też wyjdzie to na dobre. Najwyższy czas wygrzebać się z tej zakurzonej biblioteki i przyłączyć do świata żywych.
Churchill zaskoczył go tą nieoczekiwaną nutą serdeczności. Vicary przypomniał sobie ubiegły wieczór, spacer do domu, za­glądanie do samochodu Helen.
— Tak, panie premierze, rzeczywiście, chyba już czas. Tylko co ja właściwie będę robił w wywiadzie wojskowym?
Ale Churchill zanurzył się i zniknął pod wodą.
 
Rozdział czwarty 
Kętrzyn, Niemcy; styczeń 1944
 

Powered by MyScript