Oddał się na usługi księżnej Cierpliwej. Mogła dzięki niemu korzystać z siatki ludzi rozsianych po całym Królestwie Sześciu Księstw, by zbierać informacje, a także by przesyłać środki na pomoc dla obrony wybrzeża. Wiele jest dowodów potwierdzaj ˛
acych, iż z pocz ˛
atku Cierń Spa-
daj ˛
aca Gwiazda próbował pozostać osob ˛
a nie znan ˛
a powszechnie. Jego powierz-
chowność uniemożliwiła realizowanie tego postanowienia. Stał się bohaterem lu-dowych opowieści. Mowa w nich o pełnym werwy starcu, podróżuj ˛
acym stale od
jednej tawerny do drugiej, umykaj ˛
acym stale ludziom księcia Władczego z łatwo-
ści ˛
a ur ˛
agaj ˛
ac ˛
a ich staraniom, nios ˛
acym wieści i przewoż ˛
acym fundusze na obronę
księstw nadbrzeżnych. Bohaterskie czyny zyskały mu powszechne uwielbienie. Zawsze dodawał ducha mieszkańcom Królestwa Sześciu Księstw i przepowiadał, że król Szczery oraz królowa Ketriken powróc ˛
a, by zdj ˛
ać z ich barków ciężar po-
datków oraz przekleństwo wojny. O jego czynach skomponowano niejedn ˛
a pieśń,
lecz najdokładniejszy jest cykl ballad „Dokonania Ciernia Spadaj ˛
acej Gwiazdy”,
przypisywany minstrelowi królowej Ketriken, Wildze Słowiczej.
381
* * *
Moja pamięć burzy się przeciwko odsłanianiu tych ostatnich dni spędzonych
w Stromym. Żyłem pogrążony w przygnębieniu, nie potrafili mnie rozchmurzyć
przyjaciele ani okowita. Nie umiałem znaleźć w sobie chęci do niczego, nie przybywało mi sił.
— Jeśli los jest wielką falą, która ma mną cisnąć o skalistą ścianę, niezależnie od moich czynów, wobec tego lepiej nie robić nic. Poddać się przeznaczeniu —
dowodziłem któregoś wieczoru przed błaznem, pijany w sztok.
Nie odparł nic. Spokojnie pokrywał kudłami marionetkę wilka. Ślepun nie
spał, leżał pod stołem, tuż przy stopach trefnisia. Gdy byłem pijany, chronił przede mną swój umysł, a wstręt wyrażał, ignorując mnie całkowicie. Pustka przy kominku robiła na drutach. Na przemian wyglądała na rozczarowaną albo zdegustowa-
ną. Naprzeciw mnie siedział sztywno Cierń. Jego ciemne oczy były zimne jak lód.
Piłem sam, trzecią noc z rzędu. Sprawdzałem w ten sposób teorię Brusa, że choć
gorzałka żadnego problemu nie rozwiąże, to pomaga znieść rzeczy nie do zniesie-
nia. Jak dotąd — nie skutkowało. Im więcej piłem, tym gorsza wydawała mi się
sytuacja. I tym przykrzejszy stawałem się dla przyjaciół.
Tamtego dnia zrzucono na mnie brzemię większe, niż byłem w stanie udźwi-
gnąć. Cierń pojawił się w końcu, by oznajmić, że królowa Ketriken życzy so-
bie mnie widzieć nazajutrz. Pogodziłem się z losem. Ugiąłem się też pod presją
Ciernia i przyrzekłem, że będę się dobrze prezentował: umyty, ogolony, czysto
odziany i trzeźwy, czyli zupełnie odmiennie niż w tej chwili. Nie był to najlepszy czas na potyczki słowne z moim mistrzem, ale uważałem, że nie zaszkodzi
spróbować. Zadawałem mu zaczepne i oskarżycielskie pytania. On na wszystkie
spokojnie odpowiadał. Tak, podejrzewał, że Sikorka nosi pod sercem moje dziec-
ko. Tak, nastawał, by Brus przyjął na siebie rolę jej opiekuna. Brus zadbał, żeby miała pieniądze na życie i dach nad głową; nie chciał z Sikorką mieszkać, ale kiedy Cierń wykazał, jakie niebezpieczeństwa mogą grozić i jej i dziecku, przystał
i na to. Nie, rzeczywiście nikt mi o niczym nie powiedział. Dlaczego? Ponieważ
Sikorka zmusiła Brusa do złożenia przysięgi, że nie powie mi o jej odmiennym
stanie, a Brus w zamian za zgodę na chronienie dziewczyny postawił warunek, że
stary skrytobójca także będzie się czuł związany jego przyrzeczeniem. Z początku mieli nadzieję, że sam się domyśle, dlaczego Sikorka zniknęła. Brus wyznał Cierniowi, iż po narodzinach dziecięcia będzie się czuł zwolniony ze słowa i powie mi
— nie o tym, że Sikorka była brzemienna, lecz że zostałem ojcem. Nawet pijany
jak bela pojmowałem, iż jak na Brusa, było to przeraźliwe krętactwo, zapewne
największe w jego życiu. Doceniałem jego poświęcenie dla naszej przyjaźni. Tyle że powróciwszy z wieścią o dziecku, znalazł dowody mojej śmierci.
382
Poszedł prosto do Koziej Twierdzy, zostawił wiadomość u tamtejszego kamie-niarza, który ją przekazał innemu człowiekowi i tak dalej, aż dotarła do Ciernia.
Spotkali się w dokach rybackich. Obaj nie potrafili uwierzyć, że naprawdę nie
żyję.
— Brus nie dopuszczał myśli o twojej śmierci. Ja nie pojmowałem, dlacze-
go tak długo zostałeś w pasterskiej chacie. Rzuciłem słówko swoim obserwato-
rom rozsianym w górę i w dół nadrzecznej drogi, gdyż byłem pewien, że nie
będziesz się wybierał do Kupieckiego Brodu, lecz natychmiast ruszysz w góry.
Byłem całkowicie pewien, że mimo wszystkich przejść masz szczere serce. Tak
też powiedziałem wcześniej Brusowi: że musimy zostawić cię samego, byś się
sam przekonał, czy jesteś wierny i prawy. Gotów byłem robić z Brusem zakła-
dy, że jeśli zostawimy ci zupełną swobodę, podążysz prosto do Szczerego niczym
strzała wystrzelona z łuku. I chyba najbardziej wstrząsnęło nami obydwoma, że
umarłeś tam, a nie w drodze do króla.
— No i obaj się pomyliliście — oznajmiłem z pijackim ukontentowaniem. —
Tacy byliście pewni, że mnie świetnie znacie. Obaj sądziliście, że uczyniliście ze mnie narzędzie doskonałe, że nie mogę działać inaczej, niż dla waszych celów.
A ja tam nie umarłem! I nie poszedłem szukać króla. Poszedłem zabić księcia
Władczego. Bo tak chciałem. — Odchyliłem się na oparcie, założyłem ręce na
piersi. I jak oparzony pochyliłem się do przodu, bo rana na plecach zapłonęła
żywym ogniem. — Bo tak chciałem! — powtórzyłem. — Nie zrobiłem tego dla
|