Nie mając pojęcia, jakie warunki napotkam w hotelu, na wszelki wypadek zabrałam ze sobą najwytworniejszą koszulę nocną, można powiedzieć wielofunkcyjną...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
go, zmusi swych wodzów iść i walczyć, wojsko powiedzie wodzów, nie wodzowie wojsko...
»
— O nie! — powiedziałam stanowczo...
»
- Nic się nie stało! Nic się nie stało! - powiedział Bonifacy...
»
— Słuchaj no, synu, wiesz doskonale, że nie mam czasu martwić się o jedzenie dla czarnuchów — powiedział Tay Tay...
»
— Wiesz co — powiedziała Chia — jestem śpiąca...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
 — A moglibyście komuś o tym powiedzieć? 512 ERNEST HEMINGWAY — Dobrze — odrzekł kapral...
»
— Zatrzymam cię tutaj — powiedziała...
»
– Otwarte – powiedział, nie patrząc...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Od góry miała koronki, a dołu wystarczyłoby na odzież dla słonia, bez trudu dałoby się z niego uszyć krynolinę. Nigdy nie sypiałam w piżamach. Omotana niezliczonymi metrami wytwornej tkaniny, wpuściłam go do łóżka, bo niby dlaczego nie, a należy zauważyć, że z racji dopasowania w talii zdjąć z siebie ten cały nabój to była duża sztuka, po czym błogo i beztrosko zasnęłam na jego ramieniu. Skłonności do gwałtu Grzegorz nie miał, pogodził się z sytuacją i zasnął w końcu również, mniej błogo, a więcej filozoficznie. Spaliśmy sobie niewinnie, niczym dwa aniołki.
W wiele lat później wyznał mi, że ta noc upojna napełniła go głęboką tkliwością.
Ledwo zdążyłam wrócić do domu, wyszło na jaw, że telefoniczna euforia mojego męża miała swoje uzasadnienie. Rozmawiał służbowo, owszem, tyle że ze swoją przyszłą drugą żoną. Razem pracowali. Z całego serca pożałowałam własnej kretyńskiej wierności i prawie byłam gotowa przepraszać Grzegorza, ale nie było go, wyjechał na parę tygodni. Kiedy znów pojawił się w biurze, byłam chudsza o cztery kilo i podobno miałam interesujący wyraz twarzy, bo nie da się ukryć, że rozwód mnie nie zachwycił.
No właśnie, i dokąd myśmy wtedy poszli? Zima już nadeszła, więc plener odpadał, moja sprawa rozwodowa była w toku, gdzie nas diabli zanieśli? Za skarby świata nie mogłam sobie tego przypomnieć...
Wszystko jedno. Z owego miejsca wróciliśmy do mnie i Grzegorz dobitnie udowodnił mi, że jestem piękną i godną pożądania kobietą, pomysł, że nikt mnie nie chce i nigdy chciał nie będzie, bije wszechświatowe rekordy głupoty, a życie i cała jego męska połowa leży przede mną na półmisku. Rozpacz po mężu zaczęła dogorywać.
Spędziliśmy wtedy razem trzy dni, nie dni, powiedzmy, że trzy wieczory, bo praca wchodziła w paradę. Jego żony nie było, wyjechała na urlop. Po tych trzech dniach Grzegorz miał jechać do niej na tydzień. Świadoma tego faktu, jeszcze się jako tako trzymałam.
— Ciekawa jestem — rzekłam w zadumie przy pożegnaniu — czy, jak wrócisz, na twój widok piknie mi w sercu.
— Też jestem ciekaw — odparł żywo. — Uczciwie chcę ci powiedzieć, że gdybyś w czasie mojej nieobecności zdecydowała się na pociechę z innej ręki... No, ręki jak ręki... Nie będę miał żalu.
Z grzeczności ugryzłam się w język, żeby mu nie wytknąć tej parszywej żony. Ja męża z serca wydarłam, a on żony nie, wręcz przeciwnie. Niemniej byłam mu wdzięczna z całej siły za ustawienie do pionu. Fakt, życie i świat przede mną.
Ogólnie szampan się we mnie nie pienił, ale uparłam się wyjść z impasu. Zastosowałam jedyną naprawdę sensowną metodę, mianowicie rzuciłam się na robotę. Lubiłam swoją pracę. Mogłam się rzucić na rozrywki i gachów, ale jakoś mi to nie leżało, zdrowy instynkt podsuwał lepsze rozwiązanie. Wtedy właśnie uświadomiłam sobie dokładnie, jakim straszliwym nieszczęściem jest praca, której się nie znosi, zawód, do którego człowiek nie ma serca, dzień w dzień robić coś, do czego czuje się niechęć albo zgoła obrzydzenie, rany boskie! Tak się marnuje życie...
Nie groziło mi to. Już dziesięć lat wcześniej zdołałam zastanowić się nad ulubioną profesją i wdać się w zajęcia, które mi pasowały. Łaska boska, że moje upodobania prezentowały dość szeroki wachlarz...
Po tygodniu nawet apetyt odzyskałam i właśnie spożywałam drugie śniadanko, kiedy z biurowego korytarza usłyszałam głos Grzegorza. Świeży chlebek z kiełbasą szynkową ugrzązł mi w gardle.
Grzegorz wszedł, witał się ze wszystkimi, podszedł do mnie.
— I co? — spytał, pochylając się nad moją dłonią, elegancko wymazaną grafitem z miękkiego ołówka. — Piknęło ci?
— Tak — odparłam poprzez ten chlebek, spontanicznie, szczerze i bez namysłu.
— Mnie też — powiedział i poszedł witać się dalej.
Zdaje się, że była to chwila przełomowa. Poddałam się. O jego żonie postanowiłam nie pamiętać.
No i wtedy się właśnie zaczęło. Te upiorne zakrętki do włosów...! Nie znałam dnia ani godziny, nie miałam pojęcia, kiedy on wyłapie chwilę czasu i swobody, spotykaliśmy się gęsto, ale przeważnie znienacka. Dusza mówiła mi, że muszę zawsze być pod bronią i nie było siły, robiłam przeklęte uczesanie! Reszta nadawała się do użytku bez żadnych specjalnych zabiegów, niepotrzebne mi były kremy i maści, trochę pudru, coś tam na oczy, skórę miałam odporną, a zmarszczki się mnie nie imały. Tylko włosy zatruwały mi życie. Kręciłam ścierwa, spałam na blachach, odgniatając sobie ciemię, potylicę i uszy, rozgoryczona i wściekła, bo co to za niesprawiedliwość cholerna, inne baby mają uczesanie z natury, a tylko ja jedna nie!
Ulgi na tym tle doznałam w wiele lat później. Odwiedziłam przyjaciółkę, młodszą ode mnie o dychę, na wczasach pod namiotem. Piękna dziewczyna, zawsze z twarzową koafiurą, i cóż się okazało? Ona też kręciła, na tym biwaku poniechała upiększeń i włosy wisiały jej w prostych strąkach, prawie jak mnie, różnicę czyniąc ogromną. Lubiłam ją zawsze, ale od owej chwili poczułam do niej czułą tkliwość. I wdzięczność. Niekoniecznie racjonalną.
Sielanka z Grzegorzem trwała rok. Przez ten rok pamięć o głowie zakodowała się we mnie, a na czaszce zapewne miałam odciski. Elastyczne i miękkie zakrętki stały się nam dostępne dopiero później, a gdyby — nawet istniały już wtedy, też wątpię, czy bym ich używała. Moje kretyńskie włosy nabierały od nich fasonu z przerażającym zapałem, przygnieciona łbem zakrętka uginała się i kłak na niej układał się w kant. W kant, jak Boga kocham! Zdarzyło mi się kiedyś, że nad uszami miałam pukle pozaginane pod kątem prostym i wycyrklować się świńskie ryje w żaden sposób nie dały. No, Grzegorza już wtedy nie było...
Póki jednakże był, musiałam jakoś wyglądać, a co się przy tym umęczyłam, to moje. Lek na życie w postaci pracy stosowałam nadal, co miało ten skutek, że kładłam się spać śmiertelnie ochwacona i ręce mi prawie paraliżowało, kiedy sięgałam do głowy. Kusiło, żeby dać spokój, do diabła z włosami, jedną noc bodaj przespać wygodnie, a nie tą japońską metodą! Jednak nie, mobilizowałam się. Warto było...

Powered by MyScript