Nacisnęła ponownie dzwonek i krzyknęła dziarsko:- Halo! Dostawa kwiatów!Wciąż cisza...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
ZEGAR BOŻYCH PROROCTW ZACZYNA PONOWNIE ODMIERZAĆ CZAS:ODLICZANIE T MINUS 7Dokładnie w momencie podpisania przymierza, zegar Bożych proroctw zostanie...
»
Gdy to uczynił, dwadzieścia potworów krzyknęło jed­nym głosem, umarło, rozpadło się, a potem narodziło po­nownie, już pod/nad i nad/pod...
»
W środku zastałem ledwie garstkę ludzi, czemu trudno się dziwić, ponieważ żniwa były w pełni, a do zmierzchu zostało wciąż pięć, sześć godzin...
»
-- Nie wiem -– Kosti zrobił krok naprzód; przerażony kierowca krzyknął: To najprawdziwsza prawda! Tylko ludzie Salzara wiedzą, gdzie jest i jak działa...
»
Zaniósł rzeźbę do kuchni, gdzie Kefas szorował podłogę z cegieł energicznymi ruchami wciąż jeszcze silnych ramion...
»
Wciąż w zupełnej ciszy, którą przerwały jedynie słowa tego, który odprowadzał konie, łódź wypłynęła na Jezioro...
»
Po wymianie kilku uprzejmych zdań Valder spytał:- Jak leci? Wciąż wysługujesz się tej magiczce?- Sharassin? Nie...
»
Szmaragd radży Z wielkim trudem James Bond ponownie skoncentrował uwagę na małej żółtej książce, którą trzymał w ręku...
»
Następnego ranka wciąż padał deszcz i Ce’nedra wstała wcześnie, aby przy- gotować się do rozmowy...
»
Dwie godziny później zatrzymał się ponownie, tym razem w mieście Mountain View, żeby zjeść sandwicza i zapytać o drogę...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Chwyciła za klamkę - zamknięte. Wybiegła na ulicę i otworzyła skrzynkę na listy - pusta. Wróciła pod dom i zaczęła go obchodzić po werandzie, zatrzymując się, żeby zerkać w każde mijane okno. Wszędzie jednak było tak samo - efektownie i pusto. Wyszła zza rogu i stanęła pod ścianą od strony oceanu. Musiała się odwrócić i skulić, chroniąc przed podmuchami wiatru. Po tej stronie w bryle domu widniało dwukondygnacyjne szklane półkole. Na górze najpewniej umieszczono apartamenty właściciela. Na tym poziomie, jak odgadła Cam, znajdował się pokój stołowy. Było to niesamowite pomieszczenie z oknami od podłogi do sufitu jak w angielskiej oranżerii - piękny, monumentalny pokój w pięknym, monumentalnym domu. Przez sekundę usiłowała sobie wyobrazić siebie w tym pokoju, jak pije poranną kawę i ogląda wschód słońca nad Atlantykiem. Stanowiło to niezły wysiłek dla wyobraźni dziewczyny, która dorastała w przyczepie samochodowej na tyłach stacji benzynowej przy autostradzie. Po chwili ruszyła dalej.
Następnym pomieszczeniem była kuchnia. Dojrzała tu parę oznak życia - dwa taborety przy granitowym blacie, podłączony ekspres do kawy i kartkę papieru przyciśniętą magnesem do lodówki. Przywarła nosem do szyby, ale literki były za małe, żeby mogła je odczytać.
Szła dalej wzdłuż ściany wychodzącej na ocean, aż dotarła do kolejnego pomieszczenia z beczkowym sklepieniem. Znajdował się tam masywny, kamienny kominek i japoński materac, który leżał na podłodze przy palenisku. Pod ścianą stał stolik komputerowy z szafką, chociaż nie było widać komputera. Cam szarpała za wszystkie klamki, ale drzwi w całym rzędzie zamknięto na głucho.
Oparła się o cedrowe deski i pozwoliła, aby wiatr kłuł ją w twarz. To najwyraźniej robota dla władz. Policja mogła namierzyć forda explorera Pattersona, mogli też wyłamać drzwi i odczytać kartkę na lodówce, poszukać innych śladów. Żadna z tych możliwości nie była dla niej dostępna.
Wciąż nie rozumiała, dlaczego Ramsayowie nie chcieli zadzwonić do FBI po tym, jak obcy mężczyzna ciemną nocą porwał z ulicy ich syna. Fakt, że porywacz był biologicznym ojcem chłopca, nie miał znaczenia. Nie znali go, nie wiedzieli, czy nie jest chory, gwałtowny lub wyrachowany. A nawet gdyby dotarło to do prasy? W tych okolicznościach media mogły im tylko współczuć.
Wiatr ucichł po raz kolejny. Cam usłyszała jakiś samochód na ulicy. Wyjrzała zza węgła i zobaczyła srebrnego mercedesa coupe skręcającego na podjazd przy sąsiednim domu. Upuściła kwiaty na podłogę werandy, ściągnęła kurtkę i ukryła ją. Wybiegła na deszcz.
- Halo? Przepraszam? - zawołała w stronę sąsiedniego budynku.
Jakiś mężczyzna wyciągał torbę z zakupami z bagażnika. Obrócił się, gdy Cam wpadła zdyszana na podjazd.
- Pro... proszę mi wybaczyć - wysapała. - Jestem Cammy Smith, nowy najemca domu Westoverow. I aż nie chce mi się wierzyć, że to zrobiłam, ale właśnie zatrzasnęłam klucze w środku.
Dystyngowany pan między czterdziestką a pięćdziesiątką miał łagodne oczy i cień siwizny na skroniach.
- Kiepska sprawa! - rzekł. -1 to jeszcze w taki dzień! Lepiej niech się pani schowa.
Poprowadził japo schodach i otworzył drzwi. Dom wybudowano w stylu śródziemnomorskim, ze stiukowymi ścianami i podłogami z terakoty. W środku pachniało czosnkiem i bazylią.
- Och, nie, proszę - wahała się na progu. - Nie chcę przeszkadzać. Miałam tylko nadzieję, że może Westoverowie zostawili u państwa zapasowy klucz...
- Gary? - doszedł ich głos z holu. - Czy pamiętałeś o bułeczkach?
Z głębi domu nadszedł młody mężczyzna i zatrzymał się nagle, gdy zobaczył Cam.
- O... cześć! - powiedział. Miał na sobie obcisły biały podkoszulek, dżinsy i czerwoną koszulę związaną w pasie.
Starszy mężczyzna zamknął drzwi.
- Derek, to jest...
- Cammy Smith - przedstawiła się Cam. - Proszę mi wybaczyć to najście. Wynajmuję sąsiedni dom od Westoverow i właśnie rozładowywałam mój samochód, kiedy wiatr zatrzasnął drzwi. Nie mogę się dostać do środka.
- A to pech! - wykrzyknął młodszy mężczyzna.
- Zastanawiałam się, czy George i Marcia nie zostawili u państwa dodatkowego klucza?
- Przykro mi - rzekł starszy, podając Derekowi torbę z zakupami. - Nie znamy ich aż tak dobrze.
- Och - przygryzła wargę. - Nie chce mi się wierzyć, jakiego mam pecha. Chociaż zważywszy na to, jak mi się ostatnio wiedzie... - przeciągnęła ręką po zmoczonych deszczem włosach - ... to nic dziwnego.
- Może pani wejdzie i usiądzie na chwilę przy kominku - zaproponował Gary. - Przynajmniej pani wyschnie.
- Filiżankę gorącej herbatki? - zapytał Derek.
- Byłoby cudownie.
- Proszę wejść i usiąść. Wrócę za chwileczkę.
Derek zniknął w drzwiach po prawej stronie, a Gary zaprowadził ją do salonu na wprost.
Ogień trzaskał na palenisku z terakoty, przeszklona ściana otwierała się na ocean. Gary usiadł na zamszowej kanapce i założył nogę na nogę.
- Przyjechałaś z daleka?
- Hmm... - Cam przycupnęła na krawędzi krzesła ustawionego w miejscu, skąd roztaczał się piękny widok na ocean. - Z Filadelfii.

Powered by MyScript