Po wymianie kilku uprzejmych zdań Valder spytał:- Jak leci? Wciąż wysługujesz się tej magiczce?- Sharassin? Nie...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Czy mogę do niego przemówić? – spytałem...
»
– Czy brakuje tylko masztów? – spytał Julian...
»
– Czy pani Leben też zalicza się do grupy, w której jest Gavis? – spytał Julio...
»
– I to właśnie ten plik jest teraz w TRANSLATORZE? – spytała Susan...
»
A on spytal: „Co rozumiesz przez odautomatyzowanie?”A na tym wlasnie polega cala medytacja - odautomatyzowanie...
»
- A ci? - spytał Orion, wskazując na cztery chochliki, śpiące na grzbietach sennych wierzchowców...
»
W ciągu kilku następnych sesji Cletus pracował wraz z całą grupą nad tym, by wszyscy potrafili osiągnąć uczucie unosze­nia się, nie zapadając przy tym w sen...
»
- Znowu widzisz rzeczy, nieprawdaż? - spytała Amyr­lin...
»
Simonides i Estera przybyli przed kilku dniami z Antiochii; ciężka to była podróż dla kup- ca, bo przebył ją w lektyce, do dwóch umocowanych wielbłądów,...
»
- Dlaczego pan mi o tym wszystkim mówi? - spytał chrapliwym głosem Jake...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Odpowiedź była niezwykle krótka.
- Co się stało? - spytał Valder. Tandellin uśmiechnął się krzywo.
- Jeśli już musisz wiedzieć, odkryła, gdzie spędzałem czas, kiedy nie byłem na służbie, a ona była. Nie przyjęła tego do­brze. Nie ma czego żałować, zresztą kilka dni temu i tak ją prze­nieśli.
Valder też się uśmiechnął.
- Więc gdzie spędzałeś ten czas? Czy może nie zawsze w tym samym miejscu?
- Och, w tym samym miejscu. Ma na imię Sarai Zielonooka. Valder czekał, ale Tandellin nie miał ochoty kontynuować.
- O co chodzi? - zdziwił się. - Żadnych opisów, żadnych su­gestii, że koniecznie muszę ją zobaczyć? A może jest w niej coś niezwykłego?
Tandellin uśmiechnął się, rozmarzony.
- Może jest.
- No cóż, jeśli to prawda, to gratuluję. Valder był szczerze zadowolony. Święcie wierzył w miłość i małżeństwo, przynajmniej zawsze to powtarzał, choć sam jak dotąd nie przejawiał żadnych inklinacji w tym kierunku. Z za­dowoleniem stwierdził, że Tandellin, po szaleńczym okresie młodości, zdradza objawy ustatkowania. Valder był przekona­ny, że świat potrzebował ustatkowanych ludzi - czegoś, co da stabilizację i stłumi chaos tej wiecznej wojny.
Ta myśl przypomniała mu o jego własnym udziale w tej woj­nie, o próbach siania chaosu wśród nieprzyjaciela. Zabijał prze­cież ludzi, którzy utrzymywali porządek. Zastanawiał się, czy północerze próbowali wykonywać w Ethsharze podobne misje. Jeśli tak, to chyba nie odnosili wielkich sukcesów, gdyż przybli­żone miejsca pobytu dowódców: Azrada, Terreka, Gora i Anarana były powszechnie znane. Mimo to żaden skrytobójca ich nie zabił.
Gdybym miał wybór, uznał Valder, wolałbym raczej utrzymy­wać porządek w Ethsharze niż szerzyć chaos w Imperium. Odkąd jednak został właścicielem Wirikidora nie miał takiego wyboru. Sam Wirikidor jest czynnikiem budzącym chaos, a zwierzchnicy Valdera nie pozwolą, aby pozostał w pochwie dostatecznie długo, by mógł o nim zapomnieć, jak to sobie wymarzył. Pewnie już wkrótce znajdą godny cel i znowu zostanie wysłany, by użyć Wirikidora. Takie myśli odbierały mu sporą część przyjemności życia w Fortecy.
Trzy dni po przybyciu odszukał go sekretarz kapitana Dumery'ego i zaprowadził na odprawę.
Pierwsza misja powiodła się. Zdołał szybko zabić wrogiego generała, którego mu wskazano, i to bez zabijania innych osób. Lista ofiar miecza wzrosła do osiemnastu.
Następna misja, trzy dni później, zakończyła się klęską. Valder wykonał swoją część zadania, lecz była to misja łączona - brał w niej udział także mag, zajmujący się transportem, i zaro­zumiały młody złodziej. Ten złodziej zawalił swoją cześć. Valder i mag uszli z życiem, choć magowi została długa blizna, a li­sta ofiar Wirikidora wzrosła do dwudziestu pięciu. Nie było na niej ostatniego celu.
Dwudziestu pięciu załatwionych, siedemdziesięciu pięciu po­zostało... Albo siedemdziesięciu trzech czy siedemdziesięciu siedmiu. Valder zaczął się niemal niecierpliwić, czekając na ko­lejne zadanie. Jeżeli będzie używał Wirikidora w takim tempie, w ciągu paru miesięcy musi zrezygnować z zabijania. Dumery nie może mu nakazać wyjęcia miecza, gdy szansa na to, że zwróci się przeciwko właścicielowi, stanie się zbyt poważna. Potem Valder pozostanie żołnierzem, ale już nie skrytobójcą. Pozostawi Wirikidora bezpiecznie w pochwie i będzie walczył zwyczajną bronią.
Przez cały dzień odpoczywał po ostatniej misji, zanim we­zwano go już nie do małego gabinetu kapitana Dumery'ego, ale na spotkanie z samym generałem Gorem. Poszedł trochę wy­straszony.

Powered by MyScript