Wkrótce potem dowiedzieli my si , e Syjamczycy przeszli nad
Mekongiem do działa zaczepnych i mimo powa nych pora ek na l dzie
i na morzu zdołali zaj terytoria, o które im chodziło, dzi ki brutalnemu
naciskowi japo skiemu w Sajgonie i Vichy wywartemu pod
płaszczykiem „mediacji". Pó niej Japonia sama przej ła kontrol nad
Indochinami. adne z mocarstw zainteresowanych w basenie Pacyfiku
nie wyst piło przeciw temu ani nawet nie zało yło protestu. Od tej
chwili nie mogło ulega w tpliwo ci, e przyst pienie Japonii do wojny
wiatowej jest ju tylko kwesti czasu.
W miar tego, jak coraz wyra niej zarysowywały si powody
uzasadniaj ce nasz wspóln akcj , stosunki mi dzy Francuzami a
Anglikami rozci gały si na coraz to nowe dziedziny. Z czasem zreszt
coraz lepiej wzajemnie si poznawali my. Uwa am za swój obowi zek
powiedzie , e kierownicy Anglii zyskali sobie cały mój szacunek;
zdawało mi si , e tak samo i oni odnosili si do mnie. Przede
wszystkim król, który wiecił przykładem i był zawsze o wszystkim
dobrze poinformowany, oraz królowa i wszyscy członkowie rodziny
królewskiej korzystali z ka dej nadarzaj cej si sposobno ci, aby da mi
tego dowody. Spo ród ministrów najbli sze stosunki oficjalne i
nieoficjalne ł czyły mnie rzecz jasna z Churchillem. Ale w okresie tym
widywałem si b d w sprawach urz dowych, b d w toku
przyjacielskich spotka z wieloma innymi osobisto ciami, jak Eden, sir
John Anderson, Amery, sir Edward Grigg, Alexander, sir Archibald
Sinclair, lord Lloyd, lord Granborne, lord Hankey, sir Stafford Cripps,
Attlee, Duff Cooper, Dalton, Bevin, Morrison, Bevan, Butler, Brendan-
Bracken. Najwy szymi urz dnikami pa stwowymi, cywilnymi czy
wojskowymi, których najcz ciej widywałem, byli: sir Robert Vansittart,
sir Alexander Cadogan, Strang, Morton, generałowie sir John Dill i
Ismay, admirał sir Dudley Pound i marszałek lotnictwa Portal.
Niezale nie od tego, czy chodziło o członków rz du, przywódców
politycznych, wysokich urz dników czy o osobisto ci z kół
parlamentarnych, prasowych, gospodarczych itp., wszyscy oni bronili
interesów swego kraju z lojalno ci i przekonaniem budz cymi uczucie
podziwu i szacunku. Ludzie ci oczywi cie nie byli pozbawieni zmysłu
krytycznego, a nawet i fantazji. Ile razy sam delektowałem si
humorem, z jakim mimo przem czenia oceniali ludzi i wydarzenia w
owym straszliwym okresie, kiedy wzburzone fale wojny rzucały nami
niby drobnymi kamykami na brzegu morskim. Ale ka dy z nich był
całkowicie oddany swej słu bie, wszyscy za byli przenikni ci
wiadomo ci wspólnych celów, która ich ł czyła ze sob . W sumie
wszystko to wiadczyło o zwarto ci kierowniczych kół kraju, która
cz sto budziła we mnie uczucie zazdro ci i podziwu.
Ale cz sto te sam do wiadczałem na sobie skutków wynikaj cego
st d nacisku. Trudno bowiem było oprze si machinie brytyjskiej z
chwil , gdy puszczano j w ruch, aby narzuci partnerowi swoj wol .
Kto sam tego nie do wiadczył, ten nie mo e sobie wyobrazi , jak
koncentracj wysiłków, jak rozmaito metod, jak uporczywo ,
wyra aj c si najpierw w uprzejmych naleganiach, a potem
przybieraj c form da i gró b, umieli rozwija Anglicy, by dopi
swego celu.
Rozpoczynało si od aluzji, które padały to tu, to tam, ale zdumiewały
sw zgodno ci i miały działa na nas jako ostrze enie i stopniowo nas
przygotowa . Potem w przebiegu jednej ze zwykłych konferencji
powołana do tego osobisto nieoczekiwanie wyst powała z pro b lub
daniem Anglii. Gdy nie zgadzali my si na to, by po prostu przyj
angielskie propozycje — a musz przyzna , e zdarzało si to cz sto —
rozpoczynała si faza „nacisku". Wszyscy dookoła, niezale nie od rangi
i szczebla, starali si go wywrze wszelkimi sposobami. W czasie
oficjalnych i nieoficjalnych rozmów w najró niejszych kołach
zapewniano nas zale nie od warunków o przyja ni, wyra ano uczucia
sympatii lub obawy. Brała w tym równie udział prasa, która umiej tnie
prze lizguj c si obok samego przedmiotu sporu stwarzała dokoła nas
atmosfer zarzutów i smutku. Ludzie, z którymi pozostawali my w
kontaktach osobistych, jak gdyby za jakim instynktownym
porozumieniem starali si nas przeko-
na . Zewsz d spadały na nas wymówki, skargi, obietnice i słowa
oburzenia.
Naszym angielskim partnerom pomagała w tym wszystkim wła ciwa
Francuzom skłonno i do sporów wewn trznych, i do ust powania
cudzoziemcom. Dla tych spo ród nas, którzy w ci gu swej kariery z tego
lub innego tytułu stykali si z zagadnieniami polityki zagranicznej,
ust pstwa tak dalece stały si przyzwyczajeniem, e a niemal zasad .
Wielu z nich, wskutek długich lat ycia w warunkach re imu
pozbawionego wszelkiej stało ci, przywykło uwa a , ze Francja nigdy
nie mówi „nie". Tote za ka dym razem, gdy sprzeciwiałem si
daniom Anglików, widziałem nawet w moim najbli szym otoczeniu
zdziwienie, niepokój i obawy. Słyszałem wymieniane po kryjomu szepty
i czytałem w oczach pytanie: „Do czegó on wła ciwie zmierza?" Jak
gdyby było rzecz nie do poj cia, e mo na w czym nie ust pi . Je eli
za chodzi o emigrantów francuskich, którzy nie przyst pili do naszego
ruchu, to przy ka dej takiej okazji zawsze, niemal automatycznie,
wyst powali przeciwko nam. Wi kszo , zgodnie z doktryn polityczn ,
w której si wychowywali, uwa ała, e Francja nigdy nie ma racji, gdy
twardo stoi przy swoim, wszyscy za pot piali de Gaulle'a za jego
stanowczo , okre laj c j jako dyktatur i uwa ali za podejrzan w
zestawieniu z duchem rezygnacji, uto samianym przez nich z duchem
republiki.
Po wyczerpaniu tych wszystkich ró norodnych form nacisku nagle
|