– Jak dotąd...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Pozwól mi zaciągnąć przynajmniej sto razy po stu oszczepników i łuczników i sto wozów bojowych, a odzyskam dla ciebie całą Syrię, bo zaprawdę, gdy i...
»
Jednakże gdy opuścił swe zakrwawione ręce – gdy od trucizny dotyku Foula jego usta poczerniały i napuchły tak, że nie mógł dłużej wytrzymać dotyku...
»
Morgiana nie mogła powstrzymać śmiechu:– Urok? Na ciebie? A to po co? Avallochu, gdyby nawet wszyscy mężczyźni oprócz ciebie zniknęli z powierzchni...
»
– Proszę mi wierzyć, poruczniku, kiedy zobaczyłem, jaki efekt wywołała ta kaseta na pani Marshall i kiedy sam jej wysłuchałem, próbowałem dowiedzieć...
»
Przyjdźcie! Pójdźmy do Pana! Ja na przedzie, wy – za Mną! Chodźmy do wód zbawczych, na święte pastwiska, chodźmy na ziemie Boże...
»
przykładów, żeby uzasadnić tezę, iż tworzenie modeli różnych systemów oraz ich badanie przy użyciu technik komputerowej symulacji – to ważny...
»
-- Nie wiem -– Kosti zrobił krok naprzód; przerażony kierowca krzyknął: To najprawdziwsza prawda! Tylko ludzie Salzara wiedzą, gdzie jest i jak działa...
»
Gałkin, nauczyciel geografii, uwziął się na mnie i zobaczycie, że dziś nie zdam u niego egzaminu – mówił, nerwowo zacierając potniejące ręce,...
»
Zawezwawszy go więc na rozmowę rzekł mu ze zmartwioną wielce twarzą: – Trudno! każdy sam najlepiej rozumie, co mu czynić przystoi, nie będę ja cię...
»
– Ja to robiê dla panów dobra, no bo teraz to oni siê wstydz¹ piæ herbatê, ich gryzie sumienie, ¿e to na moim gazie, a jak ka¿dy zap³aci gaz, to on bêdzie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

– Reisa starannie odmierzała słowa. – Dobrze się już czujesz?
– Jak na razie.
Wjechali na łagodne wzniesienie, ostatnie przed rzeką Weyel i mostem do Diev. Dorrin poczuł skurcz w żołądku.
Przy moście zebrała się nieduża grupa mężczyzn i kobiet, uzbrojonych w palki i widły. Na polu na wschód od drogi czekały dzieci i kilka starszych kobiet.
– Kłopoty – zauważyła niepotrzebnie Reisa.
– Raczej nie będę walczył. – Dorrin potarł czoło, a potem ramiona.
Prymitywnie uzbrojeni mężczyźni i kobiety obrócili się ku Dorrinowi i jego towarzyszom. Unieśli pałki i widły.
– Mają jedzenie! Konie!
– Przeklęci handlarze! Pokażemy im.
– ...za dumni, żeby przyjąć białych...
Reisa owinęła wodze na prawym przedramieniu i położyła lewą dłoń na jelcu miecza.
– Masz jakiś pomysł, jak uniknąć walki?
– Pozwól mi spróbować. – Dorrin spiął Meriwhen, wyjechał przed Reisę i zjechał po łagodnym zboczu w stronę wieśniaków.
– ...bierzcie tego gnojka...
– ...nadęty lichwiarz...
Kiedy był jakieś dwa rody od grupy, nie widząc łuków i mając nadzieję, że ich tu nie ma, ściągnął wodze.
– Bylibyśmy wdzięczni za przejazd. – Dorrin wiedział, że nie należy do elokwentnych, ale i tak żadne słowa tu nie wystarczą.
– Och... będzie wdzięczny za przejście, co?
– Nie bez solidnej zapłaty... i wykupu od damulek...
Dorrin czekał przez chwilę i podniósł laskę, pozwalając wylać się czerni. Potem owinął światłem siebie i Meriwhen.
– ...zniknął...
– ...pieprzony mag...
Dorrin poprowadził Meriwhen naprzód, skupiony na żelazie wideł, a potem uderzył laską.
– ...uuufff...
Pochylając się do przodu, zaczął sobie torować drogę przez motłoch.
– ...łap go!
– ...jak? Nie...
Za sobą słyszał dudnienie kopyt i wyczuł dwa inne konie przesuwające się w jego stronę.
– ...ucieka!
– ...goń go...
– Sam go goń!
– ...nie warto...
Dorrin odrzucił zasłonę, kiedy dotarł do mostu, pojawiając się przed innymi. Dołączyli doń Reisa i Yarrl. Ale wieśniacy pierzchli. Jeden z mężczyzn podtrzymywał ramię, jego oczy płonęły. Splunął na drogę. Kilku innych patrzyło wściekle na wóz i dwukółkę wjeżdżające do Diev, nikt jednak nie wyszedł na drogę. Dorrinowi dudniło w głowie, ale na razie widział.
– Jak na kogoś, kto nie jest magiem, nieźle udajesz – stwierdziła Reisa.
– Nie jestem dobrym magiem – stwierdził Dorrin. – Po prostu kiepskim, tak samo jak jestem kiepskim uzdrowicielem i kiepskim kowalem.
– Nie kiepskim kowalem, po prostu młodym.
Yarrl zjechał na skraj drogi. Kowal czuł się tak swobodnie w siodle, a miecz wydawał się jego częścią, że Dorrin zastanawiał się, jak mógł nie zauważyć, że Yarrl mógłby być niebezpiecznym przeciwnikiem.
Gdy tylko wóz przekroczył most, Dorrin i Reisa podążyli za nim, a potem pojechali skrajem chodnika, aby wrócić na czoło wyprawy.
– Czy kowal był kiedyś wojownikiem? – zapytał Vaos, kiedy Dorrin go mijał.
– Nie mówił mi – odpowiedział uzdrowiciel. – Domyślam się, że tak, ale to jego sprawa, nie moja.
Ulice Diev były puste, a okiennice wszystkich domów szczelnie zamknięte. Nawet Czerwony Lew był zamknięty na cztery spusty, a frontowe drzwi Kufla zabito deskami.
Pośród cieni wczesnego poranka ulicami dolnego Diev niósł się echem odgłos kół, kiedy jechali obok nabrzeży. Drogę do Tyrela zagradzała barykada z desek i beczek.
– Halo! – zawołał Dorrin. – Tyrel?
Otworzyła się okiennica pojedynczego okna wychodzącego na ulicę.
– Och... tak późno... miałem nadzieję, że będziecie wczoraj. Bałem się, że mieliście kłopoty z motłochem. – Okiennica zatrzasnęła się.
Poszarpane namioty znikły ze wzgórza za warsztatem cieśli.

Powered by MyScript