Musimy przywieźć ciało Oberna i wyprawić mu odpowiedni pogrzeb. – Tak, wodzu, chociaż proponuję, żebyś zaczekał do rana. Noc zapada. – Nie, muszę jechać. Ale ty tu zostań. Chcę, żebyś przejrzał ten traktat. W ten sposób będziemy mogli omówić go po moim powrocie. Och, jeszcze coś... proszę, wyślij posłańca do Neave i przekaż jej te smutne wieści. Kasai skinął głową i opuścił salę audiencjonalną z traktatem w dłoni. Dla Snollego była to bardzo długa noc i długa jazda do miejsca, w którym mogli przebyć rzekę graniczną i dotrzeć do Krainy Bagien. Wśród Morskich Wędrowców wojownicy tradycyjnie mieli niewiele wspólnego ze swoimi dziećmi. Aż do meldunku o śmierci Oberna Snolli nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo przywiązał się do syna. Obern zawsze był blisko – solidny, godny zaufania, niezawodny – najlepszy strażnik pleców, jakiego mógłby pragnąć każdy ojciec, a nie tylko taki wódz jak Snolli. W Nowym Voldzie będzie im brakowało Oberna. Postanowił, że poświęci trochę więcej uwagi synowi Oberna, gdy tylko chłopczyk na tyle podrośnie, żeby stać się interesujący. Lecz chociaż przeszukali miejsce, gdzie olbrzymie ptaki zaatakowały zwiadowców, i znaleźli krawędź klifu, na której widziano Oberna tuż przed upadkiem, nie zlokalizowali jego ciała. Kather zaproponował, że zejdzie w dół urwiska i poszuka, jeżeli pozostali będą go pilnowali na wypadek ponownego ataku ohydnych ptaków z Bagien. Mimo najlepszych chęci i wysiłków nic nie znalazł. – Zmiażdżone liście i połamane gałęzie wskazywały miejsce upadku, ale ciała tam nie było – wydyszał Kather po powrocie na szczyt klifu. – Niektórzy mówią, że na Bagnach są potwory, które pożerają to, co znajdą. – Nie mów nic więcej – powiedział Snolli zmęczonym głosem. – Nie przyznam, że potwory pożarły szczątki mego syna. Zamiast tego powiemy, że teraz go straciliśmy, ale pewnego dnia znajdziemy i urządzimy mu odpowiedni pogrzeb. Pozostali poszukiwacze ukłonili się na znak zgody, chociaż na większości twarzy malował się sceptycyzm. W głębi serca Snolli zrozumiał, że jego propozycja to tylko pozory. 18 Kiedy Royance i Florian odeszli, Ysa nie wezwała z powrotem swoich dam dworu. Siedziała pogrążona w myślach, postukując paznokciem o zęby. Chociaż na razie pozbyła się syna, nie oszczędziło jej to zmartwień, lecz przysporzyło. Tak, musi znów zwrócić się do swojego wysłannika. Musi wiedzieć, czy to, co tylko wyczuwa, jest prawdą. W tej trudnej sytuacji strategia czekania i obserwowania na nic jej się nie zda. Wyczuła, że czas jej nie sprzyja i zdała sobie sprawę, że musi zrobić wszystko, żeby zdobyć aktualne informacje o biegu wydarzeń. W owej chwili zrozumiała, że w razie potrzeby zdobędzie się na wszystko – nawet na wyjawienie większości swoich głęboko skrywanych tajemnic. Pospiesznie weszła tajemnymi schodami na oszałamiająco wysoki szczyt wieży i wyprawiła Vispa z nową misją. Potem wróciła do swojej komnaty, wezwała dworki, jeszcze raz wzięła tamborek i zaczęła czekać. Kiedy tak czekała, pozornie spokojna i obojętna, zdając się przejmować tylko doborem barwy nici do haftu, rozmyślała nad znacznie ważniejszymi sprawami. Ten krótki epizod między panią Marcalą i Royance’em– Ysa była pewna, że nie będzie to odosobniony incydent. Wiedziała też, że Marcala nie całkiem jest przeciwna zainteresowaniu, jakie na pewno obudzi na dworze. Trzeba to naprawić. Ysa od dawna zamierzała użyć pewnego czaru, który sprawi, że Marcala wpadnie w oko Harousowi. Ostrożność nakazywała włączenie równolegle innego magicznego nakazu – Marcali musi się spodobać Harous, ale nikt inny. Zdawała sobie sprawę, że lepiej jest uprzedzać problemy, niż je rozwiązywać, gdy się pojawią. Udając zmęczenie, królowa odesłała damy dworu i rozkazała przynieść do swojej komnaty obfitą kolację. Kiedy służebna postawiła tacę na stole i ruszyła w stronę drzwi, Ysa ją zatrzymała. – Gdzie jest pani Marcala? – zapytała. – Na dole, w sali jadalnej, wasza królewska mość – odpowiedziała dziewczyna, nieco zaniepokojona. Ysa nigdy dotąd nie odezwała się do niej. – Idź i powiedz jej, że chcę z nią porozmawiać, zanim uda się na spoczynek. Powiedzmy o jedenastej.
|