Morgianę zalała fala nienawiści tak silnej, iż myślała, że zemdleje od mocy jej uderzenia. Poczuła, że ta nienawiść będzie z nią aż do śmierci, i przez tę ulotną chwilę naprawdę pragnęła umrzeć. Dzień utracił wszystkie barwy, otaczała ją szarość, mgły i zdradliwe trzciny, a wraz ze światłem uleciało całe jej szczęście. – Chodź – powtórzyła martwym głosem – pokażę ci drogę. Kiedy odwróciła się i ruszyła przed siebie, usłyszała, jak się razem śmieją, idąc z tyłu. Poprzez swą głuchą nienawiść zastanawiała się, czy śmieją się z niej. Słyszała dziecinny głosik Gwenifer mówiący: – Ale ty nie należysz do tego okropnego miejsca, prawda? Ty nie wyglądasz jak ktoś z czarownego ludu, ty nie jesteś mały i brzydki. Nie, pomyślała, nie, on jest piękny, a ona – mała i brzydka. Te słowa wtopiły jej się w serce; zapomniała, że przecież wygląda jak Viviana, a Vivianę uważała zawsze za piękną. Usłyszała, jak Lancelot mówi: – Nie, nie, naprawdę, bardzo bym chciał wrócić razem z tobą. Naprawdę bym chciał, ale obiecałem dziś wieczorem zjeść kolację z moim krewnym, a matka i tak już się na mnie gniewa. Nie chcę rozzłościć także tego starszego człowieka. Ale nie, nie należę do Avalonu... – a po chwili: – Nie... ona jest... cóż... kuzynką mojej matki czy coś takiego, znaliśmy się, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi, to wszystko. Morgiana wiedziała, że mówił o niej. A więc tak prędko wszystko, co było między nimi, zostało sprowadzone do dalekich więzów rodzinnych! Walczyła z całych sił, by powstrzymać łzy, które boleśnie zaciskały jej gardło. Wiedziała, że płacz uczyniłby ją w ich oczach jeszcze obrzydliwszą. Zatrzymała się dopiero na suchym lądzie. – Tam leży twój klasztor, Gwenifer. Bądź ostrożna i trzymaj się ścieżki, bo znowu możesz się zgubić we mgle. Zobaczyła, że dziewczynka trzyma Lancelota za rękę. Morgianie wydało się, że niechętnie puścił jej dłoń. – Dziękuję, och, dziękuję – rzekła do niego dziewczynka. – To Morgianie powinnaś podziękować – przypomniał jej Lancelot. – To ona wie, jak wejść i wyjść z Avalonu. Dziewczynka rzuciła jej przelotne, zawstydzone spojrzenie i dygnęła uprzejmie. – Dziękuję, pani Morgiano. Morgiana wciągnęła głęboko powietrze, otaczając się znowu magiczną aurą kapłanki, sprowadzając urok, którym mogła się okryć, kiedy chciała. Wiedziała, że teraz, mimo brudnego i poszarpanego ubrania, bosych stóp, włosów zwisających mokrymi strąkami wokół ramion, nagle wydała się wysoka i wspaniała. Wykonała niedbały ruch błogosławieństwa i odwróciła się bez słowa. Kolejnym gestem wezwała Lancelota, by szedł za nią. Choć już tego nie widziała, dobrze wiedziała, że zdumienie i lęk znów powróciły na twarz dziewczynki. Ona jednak odchodziła w ciszy, płynąc bezszelestnie, jako kapłanka Avalonu. Czuła za sobą oporne kroki Lancelota. Po chwili obróciła się, ale mgły już się zamknęły, a dziewczynka zniknęła za nimi. – Jak ty to zrobiłaś, Morgiano? – spytał Lancelot drżącym głosem. – Jak zrobiłam co? – spytała. – Nagle wyglądałaś tak... jak... jak moja matka. Wysoka i daleka, niedostępna i... nie całkiem rzeczywista. Jak żeński demon. Przestraszyłaś tę biedną dziewczynkę, nie powinnaś była tego robić! Morgiana przygryzła wargi z bólu i nagłej wściekłości. – Kuzynie, jestem tym, kim jestem – odpowiedziała spokojnym, głębokim głosem. Odwróciła się i szybko ruszyła przed siebie, zostawiając go z tyłu. Była zmarznięta, zmęczona i chora chorobą duszy. Tęskniła za samotnością w Domu Dziewcząt. Lancelot został daleko za nią, ale nie zwracała na to uwagi. Stąd znał już powrotną drogę. 13Wiosną następnego roku, w szalejącej burzy, późno w nocy, przybył do Avalonu Merlin. Kiedy powiadomiono o tym Panią Jeziora, otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. – W noc taką jak ta topią się nawet żaby – powiedziała. – Cóż go sprowadza w taką pogodę? – Nie wiem, Pani – odpowiedział młody Druid, który przyniósł wiadomość. – Nawet nie posłał po łódź, tylko przyszedł sam, sekretnymi ścieżkami, i powiedział, że musi się widzieć z tobą, Pani, jeszcze dziś w nocy, zanim położysz się spać. Posłałem po suche rzeczy dla niego, bo jego własny strój był w takim stanie, jaki możesz sobie wyobrazić. Chciałem mu także podać jedzenie i wino, ale spytał, czy może wieczerzać z tobą. – Powiedz mu, że go zapraszam – powiedziała Viviana, ostrożnie utrzymując obojętny wyraz twarzy.
|