– Jakie piękne imię, pasuje do damy, która je nosi...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Pozwól mi zaciągnąć przynajmniej sto razy po stu oszczepników i łuczników i sto wozów bojowych, a odzyskam dla ciebie całą Syrię, bo zaprawdę, gdy i...
»
Jednakże gdy opuścił swe zakrwawione ręce – gdy od trucizny dotyku Foula jego usta poczerniały i napuchły tak, że nie mógł dłużej wytrzymać dotyku...
»
Morgiana nie mogła powstrzymać śmiechu:– Urok? Na ciebie? A to po co? Avallochu, gdyby nawet wszyscy mężczyźni oprócz ciebie zniknęli z powierzchni...
»
– Proszę mi wierzyć, poruczniku, kiedy zobaczyłem, jaki efekt wywołała ta kaseta na pani Marshall i kiedy sam jej wysłuchałem, próbowałem dowiedzieć...
»
Przyjdźcie! Pójdźmy do Pana! Ja na przedzie, wy – za Mną! Chodźmy do wód zbawczych, na święte pastwiska, chodźmy na ziemie Boże...
»
przykładów, żeby uzasadnić tezę, iż tworzenie modeli różnych systemów oraz ich badanie przy użyciu technik komputerowej symulacji – to ważny...
»
-- Nie wiem -– Kosti zrobił krok naprzód; przerażony kierowca krzyknął: To najprawdziwsza prawda! Tylko ludzie Salzara wiedzą, gdzie jest i jak działa...
»
Gałkin, nauczyciel geografii, uwziął się na mnie i zobaczycie, że dziś nie zdam u niego egzaminu – mówił, nerwowo zacierając potniejące ręce,...
»
Zawezwawszy go więc na rozmowę rzekł mu ze zmartwioną wielce twarzą: – Trudno! każdy sam najlepiej rozumie, co mu czynić przystoi, nie będę ja cię...
»
– Ja to robiê dla panów dobra, no bo teraz to oni siê wstydz¹ piæ herbatê, ich gryzie sumienie, ¿e to na moim gazie, a jak ka¿dy zap³aci gaz, to on bêdzie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Morgianę zalała fala nienawiści tak silnej, iż myślała, że zemdleje od mocy jej uderzenia. Poczuła, że ta nienawiść będzie z nią aż do śmierci, i przez tę ulotną chwilę naprawdę pragnęła umrzeć. Dzień utracił wszystkie barwy, otaczała ją szarość, mgły i zdradliwe trzciny, a wraz ze światłem uleciało całe jej szczęście.
– Chodź – powtórzyła martwym głosem – pokażę ci drogę.
Kiedy odwróciła się i ruszyła przed siebie, usłyszała, jak się razem śmieją, idąc z tyłu. Poprzez swą głuchą nienawiść zastanawiała się, czy śmieją się z niej. Słyszała dziecinny głosik Gwenifer mówiący:
– Ale ty nie należysz do tego okropnego miejsca, prawda? Ty nie wyglądasz jak ktoś z czarownego ludu, ty nie jesteś mały i brzydki.
Nie, pomyślała, nie, on jest piękny, a ona – mała i brzydka. Te słowa wtopiły jej się w serce; zapomniała, że przecież wygląda jak Viviana, a Vivianę uważała zawsze za piękną. Usłyszała, jak Lancelot mówi:
– Nie, nie, naprawdę, bardzo bym chciał wrócić razem z tobą. Naprawdę bym chciał, ale obiecałem dziś wieczorem zjeść kolację z moim krewnym, a matka i tak już się na mnie gniewa. Nie chcę rozzłościć także tego starszego człowieka. Ale nie, nie należę do Avalonu... – a po chwili: – Nie... ona jest... cóż... kuzynką mojej matki czy coś takiego, znaliśmy się, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi, to wszystko.
Morgiana wiedziała, że mówił o niej. A więc tak prędko wszystko, co było między nimi, zostało sprowadzone do dalekich więzów rodzinnych! Walczyła z całych sił, by powstrzymać łzy, które boleśnie zaciskały jej gardło. Wiedziała, że płacz uczyniłby ją w ich oczach jeszcze obrzydliwszą. Zatrzymała się dopiero na suchym lądzie.
– Tam leży twój klasztor, Gwenifer. Bądź ostrożna i trzymaj się ścieżki, bo znowu możesz się zgubić we mgle.
Zobaczyła, że dziewczynka trzyma Lancelota za rękę. Morgianie wydało się, że niechętnie puścił jej dłoń.
– Dziękuję, och, dziękuję – rzekła do niego dziewczynka.
– To Morgianie powinnaś podziękować – przypomniał jej Lancelot. – To ona wie, jak wejść i wyjść z Avalonu.
Dziewczynka rzuciła jej przelotne, zawstydzone spojrzenie i dygnęła uprzejmie.
– Dziękuję, pani Morgiano.
Morgiana wciągnęła głęboko powietrze, otaczając się znowu magiczną aurą kapłanki, sprowadzając urok, którym mogła się okryć, kiedy chciała. Wiedziała, że teraz, mimo brudnego i poszarpanego ubrania, bosych stóp, włosów zwisających mokrymi strąkami wokół ramion, nagle wydała się wysoka i wspaniała. Wykonała niedbały ruch błogosławieństwa i odwróciła się bez słowa. Kolejnym gestem wezwała Lancelota, by szedł za nią. Choć już tego nie widziała, dobrze wiedziała, że zdumienie i lęk znów powróciły na twarz dziewczynki. Ona jednak odchodziła w ciszy, płynąc bezszelestnie, jako kapłanka Avalonu. Czuła za sobą oporne kroki Lancelota.
Po chwili obróciła się, ale mgły już się zamknęły, a dziewczynka zniknęła za nimi.
– Jak ty to zrobiłaś, Morgiano? – spytał Lancelot drżącym głosem.
– Jak zrobiłam co? – spytała.
– Nagle wyglądałaś tak... jak... jak moja matka. Wysoka i daleka, niedostępna i... nie całkiem rzeczywista. Jak żeński demon. Przestraszyłaś tę biedną dziewczynkę, nie powinnaś była tego robić!
Morgiana przygryzła wargi z bólu i nagłej wściekłości.
– Kuzynie, jestem tym, kim jestem – odpowiedziała spokojnym, głębokim głosem.
Odwróciła się i szybko ruszyła przed siebie, zostawiając go z tyłu. Była zmarznięta, zmęczona i chora chorobą duszy. Tęskniła za samotnością w Domu Dziewcząt. Lancelot został daleko za nią, ale nie zwracała na to uwagi. Stąd znał już powrotną drogę.
 
13Wiosną następnego roku, w szalejącej burzy, późno w nocy, przybył do Avalonu Merlin. Kiedy powiadomiono o tym Panią Jeziora, otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
– W noc taką jak ta topią się nawet żaby – powiedziała. – Cóż go sprowadza w taką pogodę?
– Nie wiem, Pani – odpowiedział młody Druid, który przyniósł wiadomość. – Nawet nie posłał po łódź, tylko przyszedł sam, sekretnymi ścieżkami, i powiedział, że musi się widzieć z tobą, Pani, jeszcze dziś w nocy, zanim położysz się spać. Posłałem po suche rzeczy dla niego, bo jego własny strój był w takim stanie, jaki możesz sobie wyobrazić. Chciałem mu także podać jedzenie i wino, ale spytał, czy może wieczerzać z tobą.
– Powiedz mu, że go zapraszam – powiedziała Viviana, ostrożnie utrzymując obojętny wyraz twarzy.

Powered by MyScript