.. – zdziwił się Piotr Dmitrycz nie odsłaniając twarzy. – Mam tego dość, Olgo!
Jestem naprawdę zmęczony i nie mam teraz do tego głowy... Jutro będziemy się kłócić.
83
– Nie, bardzo dobrze cię rozumiem! – ciągnęła Olga Michajłowna. – Nienawidzisz mnie!
Tak, tak! Nienawidzisz mnie, bo jestem bogatsza od ciebie! Nigdy mi tego nie wybaczysz i
zawsze będziesz mi kłamał! („Babska logika!” – znów przemknęło jej w głowie). Teraz chyba
śmiejesz się ze mnie... Nawet jestem pewna, że ożeniłeś się ze mną, żeby mieć majątek i te
przeklęte konie... O, ja nieszczęsna!
Piotr Dmitrycz upuścił gazetę i podniósł się. Te niespodziewane zarzuty oszołomiły go.
Uśmiechnął się bezradnie jak dziecko, popatrzył zdumiony na żonę i jakby broniąc się przed
uderzeniami, wyciągnął do niej ręce, mówiąc błagalnym tonem:
– Olu!
I oczekując, że ona znów powie coś okropnego, przycisnął się do oparcia wersalki, a cała
jego wielka postać wyglądała teraz tak samo dziecinnie bezradna jak uśmiech.
– Olu, jak mogłaś coś takiego powiedzieć? – wyszeptał.
Od razu oprzytomniała. Poczuła nagle, że kocha tego człowieka, przypomniała sobie, że
jest jej mężem, bez którego nie może dnia przeżyć i który kocha ją tak samo namiętnie.
Zaszlochała głośno nie swoim głosem, chwyciła się za głowę i pobiegła z powrotem do
sypialni.
Runęła na łóżko i drobne, histeryczne szlochy nie pozwalające oddychać, po których
drętwieją ręce i nogi, wypełniły sypialnię. Przypomniała sobie, że trzy–cztery pokoje dalej
nocuje gość, i schowała głowę pod poduszkę, żeby przytłumić szlochy, ale poduszka spadła
na podłogę, a ona sama ledwo nie upadła, kiedy schyliła się po nią; pociągnęła ku twarzy
kołdrę, ale ręce odmówiły jej posłuszeństwa i gorączkowo darły wszystko, za co się nie
chwyciły.
Wydawało jej się, że wszystko już przepadło, że nieprawda, którą powiedziała mężowi,
chcąc go zranić, zniszczyła całe jej życie. Mąż jej nie wybaczy. Znieważyła go tak mocno, że
nie da się tego naprawić ani wyrazami czułości, ani żadnymi zapewnieniami... Jak go teraz
przekona, że sama nie wierzyła w to, co mówiła?
– To koniec, koniec! – krzyczała nie zauważając, że poduszka znów spadła na podłogę. –
Błagam, błagam!
Obudziła już pewnie swoim krzykiem i gościa, i służbę; nazajutrz cały powiat będzie
wiedział, że miała histerię, i wszyscy będą za to winić Piotra Dmitrycza. Próbowała się
powstrzymać, ale szlochała coraz głośniej.
– Błagam! – krzyczała nie swoim głosem i nie rozumiała, dlaczego krzyczy. – Błagam!
Wydawało jej się, że łóżko pod nią się zapadło i nogi ugrzęzły w kołdrze. Do sypialni
wszedł Piotr Dmitrycz w szlafroku i ze świecą w rękach.
– Olu, uspokój się! – powiedział.
Podniosła się i klęcząc na łóżku i mrużąc oczy od świecy, wydusiła z siebie przez szloch:
– Zrozum... zrozum...
Chciała powiedzieć, że zamęczyli ją goście, jego kłamstwa, jej kłamstwa, że miała już
wszystkiego dosyć, ale potrafiła tylko powiedzieć:
– Zrozum... zrozum...
– Wypij! – powiedział podając jej wodę.
Posłusznie wzięła szklankę i próbowała się napić, ale woda wylała się i pociekła jej na
ręce, pierś, kolana... „Chyba okropnie teraz wyglądam!” – pomyślała. Piotr Dmitrycz pomógł
jej się położyć, wziął świecę i wyszedł.
– Błagam! – znów krzyknęła Olga Michajłowna. – Piotrze, zrozum, zrozum!
Nagle coś ścisnęło ją w dole brzucha i pleców z taką siłą, że ugryzła z bólu poduszkę, i jej
płacz się urwał. Ale ból szybko minął i znów zaszlochała.
|