– Seniora Eulalia, seniorita Alma, chodźcie tu i zobaczcie, kogo prowadzę! – zawołał ran- czero donośnym głosem, zwracając się do głównego...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Częstotliwość przeprowadzania badań marketingowychBadania ciągłe (stałe)Badania ciągłe (stałe) są prowadzone systematycznie...
»
r265W przyjętej przez Rząd „Strategii finansów publicznych i rozwoju gospodarczego Polska 2000-2010” stwierdzono, że prowadzona polityka gospodarcza ma...
»
dzenie: mogą być one bodźcami pocho-prowadzi do pojawienia się przekonaniadzącymi z zewnątrz, albo teŜ mogą too niskich kompetencjach, a to z kolei...
»
Dalszymi czsto wymienianymi, egoistycznymi motywami byy, wedug prowadzcych TW: udzielanie pomocy formalnej i nieformalnej, a wic lepsza pozycja w toczcym si...
»
Przyczepa była pusta, a ślady stóp prowadziły z obozowiska w różnych kierunkach, toteż po chwili zastanowienia Boone wspiął się na pagórek leżący na zachód...
»
Roger Wolcott Sperry, prowadził pionierskie badania dotyczące funkcjonowania ludzkiego mózgu, za co w roku 1981, wraz z Davi- dem Hunterem Hubelem i...
»
Potem przybył Kurik z ludźmi Delady i najemnicy wycofali się, broniąc korytarza prowadzącego do wylotu akweduktu, którym uciekł Martel z Anniasem...
»
Ulam i von Neumann pracowali w Los Alamos National Laboratory, gdzie prowadzono badania nad bombą atomową w ramach projektu Manhattan...
»
- Czy słyszałeś coś o Melnibonéańskim zdrajcy, który zawojował Oin i Yu i zaczął uczyć tych wieśniaków, jak prowadzić wojnę? - Dyvim Tvar oparł się o...
»
Nie podejrzewająca niczego Gunnlod otworzyła drzwi na szczycie wielkiego tunelu w skale, który prowadził do komnaty skarbca, gdzie się znajdowali...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.



28 p o n c z o -- hiszp poncho
29 e s k u d o (hiszp. escudo) – dawna moneta hiszpańska
114
Na ten okrzyk wybiegły z niezwykłym pośpiechem dwie niewiasty, jak słyszeliśmy: senio-
ra i seniorita, przy których jednak zwykła dziewka od krów wyglądałaby jak wielka dama.
Obie były bose i z odkrytymi głowami, a czy osobliwa plątanina na ich głowach była włosami,
tego na razie rozróżnić nie mogłem. Krótkie spódnice sięgały im do kolan, a dalej zasłaniał
nogi brud, który wyglądał jak buty z cholewami. Górną część ciała okrywała tylko koszula,
biała może przed laty, ale obecnie podobna do ścierki, której używa się do czyszczenia komi-
nów.
Obie kobiety wypadły na próg i wytrzeszczyły na nas oczy, otwarłszy przy tym szeroko
usta.
– Kogo nam tu sprowadzacie, don Fernando de Venango e Colonna?! – krzyknęła starsza.
– Ileż to będzie roboty, gdy pięciu całkiem nie znanych gości zechce jeść i pić, grać, palić i
spać? Tego nie zniosę i nie zgodzę się na to. Wolę uciec i zostawić was z całą waszą zgrają w
tym nieszczęsnym ranczo. Żałuję teraz, że dałam się namówić do opuszczenia mego pięknego
San Jose.
– Ależ, matko, czy nie widzisz, że ten don jest taki podobny do naszego don Allana? – rze-
kła młodsza wskazując na Marshalla.
– Niechaj sobie będzie nie wiem jak podobny, ale to nie on! – odpowiedziała tamta, roz-
gniewana, że wstrzymano potok jej wymowy. – Kto są ci ludzie? A kto będzie musiał ich ob-
sługiwać? Ja, nikt inny! A to coś znaczy, jeśli się ma już tyle roboty, co przy naszym wielkim
gospodarstwie. Już i tak często głowy nie czuję, a tu zjawia się jeszcze pięciu obcych gości!
– Ależ, senioro Eulalio, to nie są bynajmniej goście – przerwał jej ranczero.
– Nie goście? A któż, don Fernando de Venango e Colonna?
– Jeńcy, senioro Eulalio!
– Jeńcy? A za co ich pojmano, don Fernando de Venango de Molynares?
– Zabili nam krowę i trzech waquerów, moja kochana senioro Eulalio.
Jego bezczelność w mnożeniu naszych potwornych zbrodni zadziwiła nas niemało.
– Krowę i trzech waquerów! – zawołała, załamując umorusane ręce, tak głośno, że aż na-
sze konie jęły strzyc trwożnie uszami. – To straszne, to okropne, to woła o zemstę do nieba!
Czy pochwyciliście ich na gorącym uczynku, don Fernando e Colonna de Gajalpa?
– Nie tylko na jednym uczynku, lecz na wszystkich, senioro Eulalio. Oni nie tylko zabili
nam krowę, lecz nawet upiekli ją i zjedli!
Oczy donii otwarły się jeszcze szerzej.
– Upiekli i zjedli? Krowę, czy waquerów, don Fernando de Gajalpa y Rostredo?
– Najpierw krowę, senioro Eulalio.
– Najpierw. A potem, don Fernando y Rostredo de Venango?
– Potem? Potem nic. Schwytaliśmy ich i przywlekliśmy tutaj, senioro Eulalio,
– Schwytaliście i przywlekliście. O, cały świat wie o tym, jak dzielnym jesteście rycerzem.
Któż są ci ludzie, don Fernando de Molynares e Colonna?
– Ci trzej biali to misjonarze z miasta mormonów, którzy udają się do San Francisko, aby
nawrócić Kalifornię.
– Pomocy, ratunku! Misjonarze, którzy kradną i zabijają krowy i chcą zjadać waquerów!
Mówcie dalej, don Fernando y Rostredo de Venango!
– Ten czarny, podobny do Murzyna, jest adwokatem z... z... stamtąd, gdzie mieszkają tu-
bylcy z Kraju Ognistego. On jedzie do San Francisko, aby wykraść spadek, senioro Eulalio!
– Spadek wykraść? W takim razie nic dziwnego, że wykradł krowę i trzech waquerów! A
ten ostatni, don Fernando e Colonna de Gajalpa?
– Wygląda jak indiański rozbójnik, ale jest Hotentotem z.. z Grenlandii. On będzie poka-
zywał misjonarzy za pieniądze.
115
– O! O! O! Cóż zrobicie z tymi ludźmi, don Fernando de Molynares de Gajalpa de Venan-
go?
– Każę ich powiesić i zastrzelić. Zwołajcie wszystkich moich ludzi, senioro Eulalio.
– Wszystkich waszych ludzi? Przecież wszyscy są tutaj z wyjątkiem starej Murzynki,
Betty, która zresztą także już tutaj lezie. Ale właśnie przychodzi mi na myśl. że nie brakuje
nikogo, a przecież mówicie, że ci ludzie pozbawili życia trzech naszych waquerów, don Fer-
nando y Rostredo e Colonna!
– To się jeszcze okaże, senioro Eulalio! Zamknijcie wszystkie drzwi i bramy, aby więź-
niowie nie pouciekali. Ja odprawię zaraz nad nimi surowy sąd.
Brama była tylko jedna, a zamknięto ją na zasuwę tak mocno, że mieliśmy w ręku zacnego
don Fernanda razem ze wszystkimi jego seniorami.
– Tak! – rzekł ranczero. – Teraz przynieście mi krzesło. Konie nasze przywiązać do pali i
możemy zaczynać.
Nie przeszkadzaliśmy nikomu w wykonywaniu tych rozkazów. Kiedy konie odprowadzono
na bok, zyskaliśmy więcej miejsca, dzięki czemu nie potrzebowaliśmy bynajmniej obawiać
się owego strasznego sądu.
Tymczasem przyniesiono trzy krzesła. Na środkowym usiadł don Fernando, a po obu jego
bokach – seniora Eulalia i seniorita Alma we wspomnianych „sędziowskich togach”. My sta-
nęliśmy blisko siebie, a waquerowie wzięli nas do środka.
– Najpierw zapytam was o nazwiska – zaczął ranczero. – Ty jak się nazywasz?
– Bob – odrzekł Murzyn, do niego bowiem wystosowane było pytanie.
– Jak prawdziwy łotr. A ty?
– Winnetou.
– Winnetou? To nazwisko jest skradzione, gdyż nosi je tylko wódz Indian, najsłynniejszy
ze wszystkich, jacy są. A ty?
– Marshall.
– Widzisz, że ma również jego nazwisko! – wtrąciła pośpiesznie seniorita, zwracając się do
matki.
– To nazwisko jankesowskie – zauważył ranczero – a one wszystkie są nic nie warte. A ty?
– Sans-ear.
– Także skradzione, gdyż tak się nazywa myśliwiec, znany wszędzie jako najdzielniejszy
pogromca Indian. A ty?
– Old Shatterhand.

Powered by MyScript