Przyczepa była pusta, a ślady stóp prowadziły z obozowiska w różnych kierunkach, toteż po chwili zastanowienia Boone wspiął się na pagórek leżący na zachód...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
– Seniora Eulalia, seniorita Alma, chodźcie tu i zobaczcie, kogo prowadzę! – zawołał ran- czero donośnym głosem, zwracając się do głównego...
»
Częstotliwość przeprowadzania badań marketingowychBadania ciągłe (stałe)Badania ciągłe (stałe) są prowadzone systematycznie...
»
Rzymianie nazywali starożytnych Brytów Pretani, imieniem pochodzącym z języka Cymric dawnych Walijczyków, w którym cała główna wyspa była nazywana...
»
– Na pewno wiesz – sprzeciwił się Andy; rozmowę tę prowadzili pod koniec maja lub na początku czerwca, mniej wiecej w tym czasie, gdy zamknięto na głucho...
»
13 W tumaczeniu Macieja Somczyskiego kluczowe tu sowo distinct nie zostaje oddane: "Kochali si, jedna bya/ Istota mioci dwojga;/ Jedno ya wrd obojga:/ Ich...
»
r265W przyjętej przez Rząd „Strategii finansów publicznych i rozwoju gospodarczego Polska 2000-2010” stwierdzono, że prowadzona polityka gospodarcza ma...
»
dzenie: mogą być one bodźcami pocho-prowadzi do pojawienia się przekonaniadzącymi z zewnątrz, albo teŜ mogą too niskich kompetencjach, a to z kolei...
»
Większość w popłochu odeszła do swoich rodzin, ale ci nieliczni, których jedynym domem była Lipowa Aleja, zostali wierni, by służyć swojej umiłowanej pani...
»
W praktyce, przy wycieczce tak niewinnej i krótkiej, jaką była wymiana klisz w studzience, ten, który zostawał, mógł, otwarłszy dwoje drzwi - kuchenki i...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Tam położył się i zasnął, aż obudziło go zimno przenikające przez walkera. Wtedy usiadł, położył sobie na języku kapsułkę megaendorfiny i obserwował, jak czarne cienie wzgórz przesuwają się powoli na wschód. Zaczął analizować zdarzenia w Senzeni Na, przebiegając w myślach wszystko, co miało miejsce przed wypadkiem i kilka godzin po nim. Przypominał sobie spojrzenia ludzi i słowa swoich rozmówców. Nagle uświadomił sobie, że obraz spadającej wywrotki jeszcze teraz powoduje u niego przyspieszenie tętna.
Niemal w tym samym momencie w rozpadlinie między leżącymi na zachodzie wzgórzami pojawiły się miedziane figurki. John wstał i zaczął schodzić z pagórka. Spotkał się z nimi na dole przy przyczepie.
– Co tu robisz? – spytała Ann na kanale pierwszej setki.
– Chcę porozmawiać.
Chrząknęła i rozłączyła się.
Nawet bez niego przyczepa byłaby zatłoczona. Usiedli w głównej sali stykając się kolanami, podczas gdy Simon Frazier podgrzewał sos do spaghetti i gotował wodę na makaron w małej kuchennej wnęce. Jedyne okno przyczepy wychodziło na wschód i jedząc, obserwowali cienie gór przesuwające się ponad dnem wielkiego basenu. John przywiózł ze sobą półlitrową butelkę lokalnego koniaku z Utopii. Otworzył ją jeszcze przed kolacją, co wywołało okrzyki aprobaty. Kiedy areolodzy sączyli trunek, zmywał naczynia („naprawdę chcę” – odpowiedział na protesty) i pytał, jak przebiegają badania. Szukali śladów starożytnych okresów lodowcowych. Znalezienie ich poparłoby ten model wczesnej historii planety, który zakładał istnienie oceanów wypełniających niziny.
Tylko czy Ann, pomyślał John słuchając opowieści naukowców, rzeczywiście chciałaby znaleźć ślady przeszłości oceanicznej? Przecież wtedy przyczyniłaby się do potwierdzenia modelu, który lansuje zespół zwolenników terraformowania; twierdzenie, że starają się przywrócić na Marsie jedynie wcześniejszy stan rzeczy, znalazłoby poparcie dowodowe. Narzucało się więc podejrzenie, że tak naprawdę może wcale nie pragną niczego odnaleźć. Czy w związku z tym Ann nie była uprzedzona do całego przedsięwzięcia? Cóż, pewnie tak, byłoby to zupełnie zrozumiałe. Może nie do końca świadomie, może podświadomie – ale przecież, ostatecznie, świadomość jest w nas tylko czymś w rodzaju cieniutkiej litosfery, pod którą znajduje się duże, gorące jądro. Każdy dobry detektyw powinien zawsze mieć to w pamięci.
Jakkolwiek było, wszyscy przebywający w przyczepie – a byli to przecież wspaniali areolodzy – zgodnie twierdzili, że nie znaleźli żadnych śladów zlodowacenia. Znajdowały się tu głębokie baseny przypominające lodowcowe cyrki, wysokie doliny w klasycznym dla dolin polodowcowych kształcie litery „U” oraz pewne konfiguracje kopuł i ścian, które mogły powstać w rezultacie obróbki glacjalnej. Wszystkie te osobliwości terenu zauważono już kilkadziesiąt lat temu na zdjęciach satelitarnych i ponieważ towarzyszyło im kilka jaskrawych pobłysków, niektórzy badacze sądzili, że mogą to być refleksy szczątkowego lodowca, pozostałego jeszcze w najbardziej osłoniętych od wiatru partiach dolin. Ale tu nie było żadnych moren: ani bocznych, ani dennych, nie było też najmniejszych śladów obróbki ani linii przejściowych, gdzie mogłyby wystawać nawet z najwyższych poziomów starożytnego lodu nanatuki. Nie znaleziono niczego. Według ekipy Ann był to kolejny przypadek tego, co nazywali „areologią niebiańską”, pseudonauki powstałej kiedyś na Ziemi opartej na wczesnych analizach zdjęć satelitarnych powierzchni Marsa i obrazów z teleskopów. Do „areologii niebiańskiej” należała teoria marsjańskich kanałów, a także wiele mniej znanych kiepskich hipotez, które badali teraz areolodzy praktycy i, niestety, większość z teoryjek wobec znajdowanych na powierzchni śladów ewolucji planety załamywała się, czy też, jak mawiała grupa Ann, „wyrzucano je do kanału”.

Powered by MyScript