– Amos gładził się po brodzie, myśląc intensywnie. – Guy sprowadził tu przecież swoją armię, a nie urzędników. Zarządcy i administratorzy zostali w Bas-Tyrze. Co oznacza, że Dulanic i inni, którzy nie do końca popierają Guya, będą mogli, być może, udzielić nam pomocy. Jeżeli Dulanic pomoże, moja misja i tak się powiedzie. Jestem o tym przekonany. – W jaki sposób? – spytał Amos. – Dulanicowi, jako marszałkowi Erlanda, podlegają garnizony wasalne Krondoru. On sam, wydając rozkaz, może postawić pod broń garnizony w Dolinie Durrony i Krzyżu Ma-laka. Jeżeli da im rozkaz wymarszu do Sarth, mogą się tam połączyć z lokalnymi wojskami i zabrać na statek do Crydee. To długi i ciężki marsz, ale zdążylibyśmy dotrzeć do Crydee przed nastaniem wiosny. – I oszczędzić dodatkowych kłopotów twemu ojcu. Miałem ci właśnie powiedzieć, że słyszałem, jakoby Guy wysłał żołnierzy z garnizonu Krondor do księcia Borrica. – To dziwne... – powiedział Arutha. – Nie podejrzewałem Guya o chęć pomocy ojcu. – Nie takie znowu dziwne. – Amos pokręcił głową. – Twój ojciec pomyśli najpewniej, że Guy został wysłany przez Króla Erlandowi na pomoc. Podejrzewam, że wieści o tym, że Książę jest więźniem we własnym pałacu, jeszcze nie zdążyły się rozejść szeroko. A poza tym to wspaniały pretekst, aby pozbyć się z miasta oficerów nadal lojalnych wobec Erlanda. – I nie można zapominać, że nie jest to podarunek, z którego łatwo można zrezygnować. Z tego, co słyszę, prawie cztery tysiące ludzi albo już opuściło miasto, albo zaraz się uda na północ, by zasilić szeregi Borrica. Ten dodatkowy zastrzyk może wystarczyć, gdyby Tsurani zdecydowali się wystąpić przeciw nam na tamtym froncie. – A jeżeli ruszą na Crydee? – spytał Martin. – I dlatego właśnie musimy szukać wsparcia. Trzeba się dostać do środka pałacu i odszukać Dulanica. – Ale jak? – spytał Amos. – Miałem nadzieję, że podsuniecie jakieś rozwiązanie. Amos wbił wzrok w ziemię, marszcząc czoło w zamyśleniu. – Czy znasz kogoś w pałacu, Książę, na kim możesz absolutnie polegać i komu możesz zaufać? – W przeszłości mógłbym wymienić kilkanaście osób, ale teraz, kiedy sprawy tak się mają, podejrzewam każdego. Nie mam zielonego pojęcia, kto stoi za Wicekrólem, a kto jest jeszcze stronnikiem Księcia. – No to nie ma innego wyjścia, jak tylko jeszcze trochę powęszyć. Trzeba też dobrze nastawiać ucha, a może wpadnie jakaś wiadomość o statkach, które by się nadawały do naszych celów, do transportu wojska. Kiedy uda się wynająć kilka, będziemy mogli je wyprowadzić po cichu z Krondoru w ciągu kilku dni, po jednym, dwa dziennie, aby nie wzbudzić podejrzeń. Potrzebujemy co najmniej dwudziestu, by przetransportować załogi trzech garnizonów. Oczywiście, pod warunkiem że uda się zdobyć wsparcie Dulanica, co znowu nas sprowadza do punktu wyjścia, czyli jak się dostać do pałacu. – Amos zaklął pod nosem. – Czy jesteś pewien, Książę, że nie chcesz tego wszystkiego rzucić w diabły i zostać korsarzem? – Wyraz twarzy Aruthy powiedział mu wyraźnie, że jego uwaga wcale nie rozbawiła Księcia. Amos westchnął ciężko. – Tak też myślałem. – Amos, sprawiasz wrażenie, że doskonale znasz miasto od podszewki. Rusz głową, skorzystaj ze swego doświadczenia i wynajdź jakiś sposób, żebyśmy mogli się dostać do pałacu, choćbyśmy mieli czołgać się kanałami. Będę się rozglądał na rynku, może spotkam któregoś z ludzi Erlanda. Ty, Martin, musisz mieć po prostu uszy i oczy szeroko otwarte. Amos westchnął z rezygnacją. – Przedostanie się do pałacu to ryzykowne zadanie, że już nie wspomnę o szansach powodzenia całego planu. – Wskazał kciukiem na pobliską świątynię. – Może dojść nawet do tego, że osobiście wdepnę na chwilę do świątyni Ruthii, by poprosić Panią Szczęścia, by zechciała obdarzyć nas swym uśmiechem. Arutha wysupłał z mieszka złotą monetę i rzucił ją Amosowi. – Odmów modlitwę także w moim imieniu. Do zobaczenia w tawernie. Arutha zniknął w mroku. Amos wskazał ruchem głowy na świątynię Bogini Szczęścia. – Martin, co byś powiedział na złożenie bogom jakiegoś daru, co? Nocną ciszę przerwały dźwięki trąbek wzywających żołnierzy pod broń. Arutha pierwszy znalazł się przy oknie. Jednym ruchem rozchylił okiennice i wyjrzał w mrok. Nieliczne światła rozświetlające ciemności uśpionego miasta nie były w stanie przyćmić blasku na wschodzie. Amos podszedł do okna, a za nim podążył Martin. – Obozowe ogniska, całe setki – powiedział Martin. Spojrzał w górę, wypatrując położenia gwiazd na bezchmurnym niebie. – Do świtu dwie godziny. – Guy szykuje armię do wymarszu – szepnął Arutha. Amos wychylił się mocno przez okno. Wyciągając szyję, mógł dostrzec skrawek portu. Na pokładach statków rozlegały się głośne komendy. – Wygląda na to, że szykują też statki. Arutha wsparł się obiema rękami na stole stojącym przy oknie.
|