– To logiczne...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Pozwól mi zaciągnąć przynajmniej sto razy po stu oszczepników i łuczników i sto wozów bojowych, a odzyskam dla ciebie całą Syrię, bo zaprawdę, gdy i...
»
Jednakże gdy opuścił swe zakrwawione ręce – gdy od trucizny dotyku Foula jego usta poczerniały i napuchły tak, że nie mógł dłużej wytrzymać dotyku...
»
Morgiana nie mogła powstrzymać śmiechu:– Urok? Na ciebie? A to po co? Avallochu, gdyby nawet wszyscy mężczyźni oprócz ciebie zniknęli z powierzchni...
»
– Proszę mi wierzyć, poruczniku, kiedy zobaczyłem, jaki efekt wywołała ta kaseta na pani Marshall i kiedy sam jej wysłuchałem, próbowałem dowiedzieć...
»
Przyjdźcie! Pójdźmy do Pana! Ja na przedzie, wy – za Mną! Chodźmy do wód zbawczych, na święte pastwiska, chodźmy na ziemie Boże...
»
przykładów, żeby uzasadnić tezę, iż tworzenie modeli różnych systemów oraz ich badanie przy użyciu technik komputerowej symulacji – to ważny...
»
-- Nie wiem -– Kosti zrobił krok naprzód; przerażony kierowca krzyknął: To najprawdziwsza prawda! Tylko ludzie Salzara wiedzą, gdzie jest i jak działa...
»
Gałkin, nauczyciel geografii, uwziął się na mnie i zobaczycie, że dziś nie zdam u niego egzaminu – mówił, nerwowo zacierając potniejące ręce,...
»
Zawezwawszy go więc na rozmowę rzekł mu ze zmartwioną wielce twarzą: – Trudno! każdy sam najlepiej rozumie, co mu czynić przystoi, nie będę ja cię...
»
– Ja to robiê dla panów dobra, no bo teraz to oni siê wstydz¹ piæ herbatê, ich gryzie sumienie, ¿e to na moim gazie, a jak ka¿dy zap³aci gaz, to on bêdzie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

– Amos gładził się po brodzie, my­śląc intensywnie. – Guy sprowadził tu przecież swoją ar­mię, a nie urzędników. Zarządcy i administratorzy zostali w Bas-Tyrze.
Co oznacza, że Dulanic i inni, którzy nie do końca popierają Guya, będą mogli, być może, udzielić nam pomocy. Jeżeli Dulanic pomoże, moja misja i tak się powiedzie. Jestem o tym przekonany.
– W jaki sposób? – spytał Amos.
– Dulanicowi, jako marszałkowi Erlanda, podlegają gar­nizony wasalne Krondoru. On sam, wydając rozkaz, może po­stawić pod broń garnizony w Dolinie Durrony i Krzyżu Ma-laka. Jeżeli da im rozkaz wymarszu do Sarth, mogą się tam połączyć z lokalnymi wojskami i zabrać na statek do Crydee. To długi i ciężki marsz, ale zdążylibyśmy dotrzeć do Crydee przed nastaniem wiosny.
– I oszczędzić dodatkowych kłopotów twemu ojcu. Mia­łem ci właśnie powiedzieć, że słyszałem, jakoby Guy wysłał żołnierzy z garnizonu Krondor do księcia Borrica.
– To dziwne... – powiedział Arutha. – Nie podejrze­wałem Guya o chęć pomocy ojcu.
– Nie takie znowu dziwne. – Amos pokręcił głową. – Twój ojciec pomyśli najpewniej, że Guy został wysłany przez Króla Erlandowi na pomoc. Podejrzewam, że wieści o tym, że Książę jest więźniem we własnym pałacu, jeszcze nie zdą­żyły się rozejść szeroko. A poza tym to wspaniały pretekst, aby pozbyć się z miasta oficerów nadal lojalnych wobec Er­landa.
– I nie można zapominać, że nie jest to podarunek, z któ­rego łatwo można zrezygnować. Z tego, co słyszę, prawie czte­ry tysiące ludzi albo już opuściło miasto, albo zaraz się uda na północ, by zasilić szeregi Borrica. Ten dodatkowy zastrzyk może wystarczyć, gdyby Tsurani zdecydowali się wystąpić przeciw nam na tamtym froncie.
– A jeżeli ruszą na Crydee? – spytał Martin.
– I dlatego właśnie musimy szukać wsparcia. Trzeba się dostać do środka pałacu i odszukać Dulanica.
– Ale jak? – spytał Amos.
– Miałem nadzieję, że podsuniecie jakieś rozwiązanie. Amos wbił wzrok w ziemię, marszcząc czoło w zamyś­leniu.
– Czy znasz kogoś w pałacu, Książę, na kim możesz ab­solutnie polegać i komu możesz zaufać?
– W przeszłości mógłbym wymienić kilkanaście osób, ale teraz, kiedy sprawy tak się mają, podejrzewam każdego. Nie mam zielonego pojęcia, kto stoi za Wicekrólem, a kto jest jeszcze stronnikiem Księcia.
– No to nie ma innego wyjścia, jak tylko jeszcze trochę powęszyć. Trzeba też dobrze nastawiać ucha, a może wpadnie jakaś wiadomość o statkach, które by się nadawały do naszych celów, do transportu wojska. Kiedy uda się wynająć kilka, będziemy mogli je wyprowadzić po cichu z Krondoru w ciągu kilku dni, po jednym, dwa dziennie, aby nie wzbudzić pode­jrzeń. Potrzebujemy co najmniej dwudziestu, by przetranspo­rtować załogi trzech garnizonów. Oczywiście, pod warunkiem że uda się zdobyć wsparcie Dulanica, co znowu nas sprowadza do punktu wyjścia, czyli jak się dostać do pałacu. – Amos zaklął pod nosem. – Czy jesteś pewien, Książę, że nie chcesz tego wszystkiego rzucić w diabły i zostać korsarzem? – Wy­raz twarzy Aruthy powiedział mu wyraźnie, że jego uwaga wcale nie rozbawiła Księcia. Amos westchnął ciężko. – Tak też myślałem.
– Amos, sprawiasz wrażenie, że doskonale znasz miasto od podszewki. Rusz głową, skorzystaj ze swego doświadczenia i wynajdź jakiś sposób, żebyśmy mogli się dostać do pałacu, choćbyśmy mieli czołgać się kanałami. Będę się rozglądał na rynku, może spotkam któregoś z ludzi Erlanda. Ty, Martin, musisz mieć po prostu uszy i oczy szeroko otwarte. Amos westchnął z rezygnacją.
– Przedostanie się do pałacu to ryzykowne zadanie, że już nie wspomnę o szansach powodzenia całego planu. – Wskazał kciukiem na pobliską świątynię. – Może dojść na­wet do tego, że osobiście wdepnę na chwilę do świątyni Ruthii, by poprosić Panią Szczęścia, by zechciała obdarzyć nas swym uśmiechem.
Arutha wysupłał z mieszka złotą monetę i rzucił ją Amosowi.
– Odmów modlitwę także w moim imieniu. Do zobacze­nia w tawernie.
Arutha zniknął w mroku. Amos wskazał ruchem głowy na świątynię Bogini Szczęścia.
– Martin, co byś powiedział na złożenie bogom jakiegoś daru, co?
Nocną ciszę przerwały dźwięki trąbek wzywających żoł­nierzy pod broń. Arutha pierwszy znalazł się przy oknie. Jed­nym ruchem rozchylił okiennice i wyjrzał w mrok. Nieliczne światła rozświetlające ciemności uśpionego miasta nie były w stanie przyćmić blasku na wschodzie. Amos podszedł do okna, a za nim podążył Martin.
– Obozowe ogniska, całe setki – powiedział Martin. Spojrzał w górę, wypatrując położenia gwiazd na bezchmur­nym niebie. – Do świtu dwie godziny.
– Guy szykuje armię do wymarszu – szepnął Arutha. Amos wychylił się mocno przez okno. Wyciągając szyję, mógł dostrzec skrawek portu. Na pokładach statków rozlegały się głośne komendy.
– Wygląda na to, że szykują też statki. Arutha wsparł się obiema rękami na stole stojącym przy oknie.

Powered by MyScript