– Tak, Icariumie. Tak zawsze mają się sprawy z potokiem wspomnień. Marzy ci się, że wraz z pamięcią nadejdzie wiedza, a wraz z wiedzą zrozumienie. Jednakowoż każda odpowiedź niesie ze sobą tysiąc nowych pytań. To, kim byliśmy, prowadzi nas w miejsce, w którym się znajdujemy, lecz nie mówi wiele o tym, dokąd zmierzamy. Wspomnienia są ciężarem, którego nigdy nie udaje się zrzucić. – Mimo to chętnie podjąłbym to brzemię – mruknął Icarium z uporem w głosie. – Pozwól, że coś ci poradzę. Nie mów o tym Mappowi, chyba że chcesz jeszcze bardziej złamać mu serce. Puls Trella walił głośno jak grzmot. Pierś bolała go od zbyt długo wstrzymywanego oddechu. – Nie rozumiem – stwierdził po chwili cichym głosem Icarium – ale tego nigdy bym nie zrobił, dziewczyno. Mappo odetchnął głęboko, stopniowo odzyskując panowanie nad sobą. Czuł, że z kącików oczu spływają mu łzy. – Nie rozumiem. Tym razem Jhag mówił szeptem. – Ale chcesz zrozumieć. Na to nie potrafił udzielić odpowiedzi. Minęła dłuższa chwila. Potem Mappo znowu usłyszał ruch. – Masz, Icariumie – powiedziała Apsalar. – Wytrzyj sobie oczy. Jhagowie nigdy nie płaczą. Sen nadal wymykał się Mappowi. Trell podejrzewał przy tym, że jego towarzysze również nie potrafią znaleźć wytchnienia od dręczących myśli. Tylko Iskaral Krost niczym się nie przejmował. Sugerowało to przynajmniej jego chrapanie. Po jakimś czasie Trell ponownie usłyszał odgłosy ruchu. – Już czas – odezwał się Icarium cichym, spokojnym głosem. Szybko zwinęli obóz. Mappo nie zdążył jeszcze zasupłać rzemyków worka, gdy Skrzypek ruszył już w drogę niczym zmierzający na pole bitwy żołnierz, ostrożny, lecz zdeterminowany. Iskaral Krost popędził za nim. Icarium chciał już uczynić to samo, lecz Mappo złapał go za ramię. – Przyjacielu, Domy Azath starają się uwięzić wszystkich, którzy dysponują mocą. Czy zdajesz sobie sprawę, co ryzykujesz? – Nie tylko ja, Mappo – odparł z uśmiechem Icarium. – Nie doceniasz tego, kim się stałeś po tych wszystkich stuleciach. Musimy ufać, że Azath zrozumie, iż nie życzymy jej źle. Pozostali oddalili się już, zostawiając ich samych. Apsalar, przechodząc, obrzuciła ich dociekliwym spojrzeniem. – Jak możemy ufać czemuś, czego nie potrafimy pojąć? – zapytał. – Mówisz „świadomość”. Jaka? Co właściwie jest świadome? – Nie mam pojęcia. Wyczuwam czyjąś obecność, to wszystko. A jeśli ją wyczuwam, to ona z pewnością wyczuwa mnie. Tremorlor cierpi, Mappo. Toczy samotną walkę, a jej sprawa jest słuszna. Pragnę jej pomóc. Do niej należy decyzja, czy przyjmie moje wsparcie. Trell wzruszył ramionami, próbując ukryć niepokój. Och, przyjacielu, oferujesz pomoc, nie wiedząc, jak prędko ostrze może się obrócić przeciwko tobie. Jesteś taki czysty, taki szlachetny w swej ignorancji. Jeśli Tremorlor zna cię lepiej, niż ty znasz samego siebie, to czy odważy się przyjąć twoją propozycję? – O co chodzi, przyjacielu? W oczach Jhaga zalśniło złowrogie podejrzenie. Mappo był zmuszony odwrócić wzrok. O co chodzi? Chętnie bym cię ostrzegł, Icariumie. Jeśli Tremorlor cię uwięzi, świat uwolni się od straszliwego zagrożenia, ale ja stracę przyjaciela. Nie, zdradzę go, skażę na wieczne więzienie. Starsi plemienia i Bezimienni, którzy zlecili mi to zadanie, z pewnością kazaliby mi tak postąpić. Miłość nic ich nie obchodziła. Ów młody trellski wojownik, który tak beztrosko złożył przysięgę, również by się nie wahał. Nie znał tego, komu miał towarzyszyć, i nie wiedział, co to wątpliwości. To jednak było dawno temu. – Błagam cię, Icariumie, zawracajmy. Ryzyko jest zbyt wielkie. Wbił wzrok w równinę, a oczy zaszły mu łzami. To mój przyjaciel. W końcu, drodzy starsi, odsłoniłem swą prawdziwą twarz. Wasz wybór okazał się błędny. Jestem tchórzem. – Chciałbym to zrozumieć – mówił powoli, urywanym głosem, Icarium. – Serce mi pęka na widok walki, która cię rozdziera, Mappo. Z pewnością już wiesz... – Co wiem? – wychrypiał Trell, nadal nie mogąc spojrzeć Jhagowi w oczy. – Że oddałbym za ciebie życie, mój jedyny przyjacielu, mój bracie. Mappo oplótł się ramionami. – Nie – wyszeptał. – Nie mów tego. – Pomóż mi położyć kres tej twojej wewnętrznej walce. Proszę. Trell zaczerpnął tchu, głęboko i z wysiłkiem. – To miasto Pierwszego Imperium, na starej wyspie... Jhag czekał. – To ty je zniszczyłeś, Icariumie. Twój gniew jest ślepy... a jego siła nie ma sobie równych. Obserwuję cię, patrzę, jak grzebiesz w zimnych popiołach, próbując odkryć, kim jesteś: stoję u twego boku, związany przysięgą, która nakazuje mi nie dopuścić, byś kiedykolwiek znowu popełnił podobny czyn. Niszczyłeś miasta i całe ludy. Kiedy zaczynasz zabijać, nie możesz przestać, dopóki wszyscy wokół ciebie nie są... martwi. Jhag milczał. Mappo nie był w stanie spojrzeć na przyjaciela. Bolały go ręce, którymi nadaremnie próbował się osłonić. Szalała w nim burza bólu, którą powstrzymywał ze wszystkich sił. – A Tremorlor o tym wie – dodał Icarium zimnym, bezbarwnym głosem. – Azath nie może uczynić nic innego, jak mnie uwięzić. Jeśli zdoła, a jej siły są poważnie nadwątlone już teraz, nim jeszcze podjęła taką próbę. W swym gniewie mógłbyś ją zniszczyć. Duchy na dole, jakież ryzyko podejmujemy? – Jestem przekonany, że ukształtowała cię właśnie ta grota, Icariumie. Po bardzo długim czasie wróciłeś w końcu do domu.
|