– Wiesz, to jest wózek...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Pozwól mi zaciągnąć przynajmniej sto razy po stu oszczepników i łuczników i sto wozów bojowych, a odzyskam dla ciebie całą Syrię, bo zaprawdę, gdy i...
»
Jednakże gdy opuścił swe zakrwawione ręce – gdy od trucizny dotyku Foula jego usta poczerniały i napuchły tak, że nie mógł dłużej wytrzymać dotyku...
»
Morgiana nie mogła powstrzymać śmiechu:– Urok? Na ciebie? A to po co? Avallochu, gdyby nawet wszyscy mężczyźni oprócz ciebie zniknęli z powierzchni...
»
– Proszę mi wierzyć, poruczniku, kiedy zobaczyłem, jaki efekt wywołała ta kaseta na pani Marshall i kiedy sam jej wysłuchałem, próbowałem dowiedzieć...
»
Przyjdźcie! Pójdźmy do Pana! Ja na przedzie, wy – za Mną! Chodźmy do wód zbawczych, na święte pastwiska, chodźmy na ziemie Boże...
»
przykładów, żeby uzasadnić tezę, iż tworzenie modeli różnych systemów oraz ich badanie przy użyciu technik komputerowej symulacji – to ważny...
»
-- Nie wiem -– Kosti zrobił krok naprzód; przerażony kierowca krzyknął: To najprawdziwsza prawda! Tylko ludzie Salzara wiedzą, gdzie jest i jak działa...
»
Gałkin, nauczyciel geografii, uwziął się na mnie i zobaczycie, że dziś nie zdam u niego egzaminu – mówił, nerwowo zacierając potniejące ręce,...
»
Zawezwawszy go więc na rozmowę rzekł mu ze zmartwioną wielce twarzą: – Trudno! każdy sam najlepiej rozumie, co mu czynić przystoi, nie będę ja cię...
»
– Ja to robiê dla panów dobra, no bo teraz to oni siê wstydz¹ piæ herbatê, ich gryzie sumienie, ¿e to na moim gazie, a jak ka¿dy zap³aci gaz, to on bêdzie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

– Uszy Zaana łowiły ciche głosy. – Taki malutki wóz z rączką do trzymania. Patrz. Cztery kółka, wkładasz dziecko do środka i nie musisz go nosić. Jakiś nowy wynalazek. Ale jaka wygoda.
– No, jak to może być, żeby matka sama nie nosiła dziecka na rękach? Bogowie to wyklną!
– A jak masz dwójkę małych dzieci? To co? Nie lepiej je tu włożyć?
Dalszą obserwację przerwało mu nadejście Wielkiej Księżnej Nauzei wraz z doradcą Zyrionem i orszakiem. Oprócz zwyczajowych kuzynów towarzyszyło jej dwudziestu dahmeryjskich kuszników, co było jawnym złamaniem reguł. Orion aż syknął z wściekłości. Zyrion ukradkiem rozłożył ręce w geście „robiłem co mogłem, ale...”.
Nauzea, gruba dziewczyna, która mogłaby być piękna, gdyby nie żarła tylu słodyczy, złożyła pełny ukłon przed Orionem i Siriusem.
– Wielki Panie.
Orion oddał ukłon.
– Wielka Pani.
– Książę.
Sirius już wiedział, dzięki sumiennym nauczycielom, mniej więcej przynajmniej, jak się kłania, więc wykonał przedziwną ewolucję wszystkimi częściami swojego ciała.
– Wielka Pani.
Na szczęście rytuał nie był zbyt długi. Książęta oraz Zyrion i Zaan zbliżyli się do siebie. Zaczęły się szepty i osłanianie ust dłonią.
– Moi ludzie uderzą, jak tylko w mieście zaczną się rozruchy. – Nauzea niby to podziwiała wspaniałą kolumnadę świątyni obok.
Zyrion ukradkiem potwierdził dyskretnym ruchem głowy.
– „Służby tyłowe” Armii Zachód uderzą w tej samej chwili – szeptał Orion, patrząc na przekupniów – ale są poza murami. Zaprowadzimy porządek tylko wtedy, kiedy upadnie Rada Królewska.
– Czekamy na prowokatorów Miki. – Zaan, zasłaniając usta, udawał, że sprawdza, czy nie ma przypadkiem brudnego nosa. – Najęci filozofowie już buntują lud w stoach i na forach.
– Znowu czekanie – westchnęła Nauzea, obserwując, czy przypadkiem na błękitnym niebie nie ma jakiejś chmurki. Intrygi miała we krwi, wyssała je z mlekiem matki, i kumulujące się napięcie wyraźnie ją podniecało. Zaraza, byłaby prześliczną dziewczyną, gdyby nie żarła tylu słodyczy.
– Czekamy na akcję prowokatorów. – Orion zerknął w dół monstrualnych, rozświetlonych słońcem schodów poniżej, wprost na budynek Rady Królewskiej, który znajdował się u ich stóp.
Jedynie Zaan nie mógł wytrzymać napięcia. Przygryzając wargi, odszedł od dyskutującej szeptem grupy. Cały dygotał. Szlag! Przewrót, obalenie Rady. Tego jeszcze nie było nigdy w historii Troy. Nikt nigdy w całej historii nie podniósł ręki tak wysoko. Czuł, że cały drży, a strach dławi coraz bardziej, wpijając się w gardło. Musiał odwrócić myśli. Musiał.
Podszedł wprost do dowódcy dahmeryjskich kuszników, wysokiej dziewczyny z krótkimi, przeraźliwie jasnymi włosami. Miała w ustach jakąś dziwną brązową tutkę, z której dymiło. Czasem także wypuszczała dym z płuc.
– Od kiedy to się trzyma kadzidło w buzi? – spytał, usiłując jakoś zacząć rozmowę.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
– To tytoń. – Wzruszyła ramionami. – Przywieźli skądś. Z bardzo, bardzo daleka.
Patrzył, jak dziewczyna wciąga dym do płuc i po chwili wypuszcza ustami.
– Chcesz? – Wyciągnęła do niego rękę z dymiącą tutką.
– Nie, nie, dziękuję. – Odskoczył o krok, czując, jak wzbiera w nim kaszel od samego zapachu. – Po co to robisz?
– Bo fajne.
Zobaczył jej niesamowity uśmiech, bezczelny, prowokujący, piękny. Popatrzył w jej głębokie oczy, w połowie przykryte nieprawdopodobnie długimi rzęsami. Zmieszał się przez moment.
– A ten kolor? – wskazał na jej prawie białe, króciutkie włosy. – Jaką farbą można coś takiego sprawić?
– Żadną. Są naturalne. – Roześmiała się w taki sposób, żeby zobaczył jej lśniące zęby w całej okazałości. – To blond – wyjaśniła. – Jestem blondynką.
– Ach – domyślił się. – Pochodzisz z kraju Chorych Ludzi?
– Mhm. Zawędrowałam aż do Dahmerii za chlebem. – Zerknęła w lewo, w górę, żeby jeszcze raz podkreślić, jakie ma piękne oczy, a potem spojrzała mu prosto w twarz. – Jestem Kasme. – Wyciągnęła rękę w jego kierunku.
Nie bardzo wiedział, co zrobić. Jakoś tak dziwnie... Naturalną rzeczą wydawało się wyciągnięcie własnej ręki i uściśnięcie jej dłoni. Zrobił to. I chyba tego właśnie oczekiwała.

Powered by MyScript