– My?l?, ?e sprawa zmierza ku ko?cowi. – Dasz sobie rad? sam? – zapyta? major. – Oczywi?cie – odpar? Orlan. – Drewicz mo?e zaj?? si? czym? innym, obywatelu majorze. Major odwr?ci? si? do Drewicza. – Prosi?e? o urlop – powiedzia?. — Dzisiaj mamy czwartek, daj? ci dwa tygodnie do poniedzia?ku. Zadowolony? – Tak jest, obywatelu majorze. – Nie wygl?da? jednak na zadowolonego, spomi?dzy brwi nie znik?a pionowa zmarszczka. – Ja jednak nie mam pewno?ci, ?e to by? mord rabunkowy. – On nigdy nie ma pewno?ci – Orlan u?miechn?? si? ironicznie. – Wieczny niepok?j porucznika Drewicza, tytu? w sam raz do gazety. – Przestudiowa?em dane biograficzne Jonesa – powiedzia? do majora Drewicz – te, kt?re nades?a?o towarzystwo okr?towe. Thomas Jones by? w Polsce podczas okupacji... – I co z tego? – tym samym ironicznym tonem zapyta? Orlan. – Nie wiem – odpar? Drewicz. – Mo?e nic. Jones walczy? w polskiej partyzantce, dosta? za to krzy?. – Nie s?dz?, aby morderca, gdyby nawet o tym wiedzia?, mia? zrezygnowa? z portfela wypchanego funtami – powiedzia? Orlan. – Ty, Marek, masz dziwny zwyczaj si?gania praw? r?k? do lewego ucha. – Nigdzie nie si?gam – mrukn?? Drewicz. – Po prostu mi si? przypomnia?o. My?l?, ?e warto jednak pom?wi? z panem Kropielem. Zadzwoni? telefon, major zdj?? s?uchawk?. – Tak. – rzuci?. – Rozumiem. ??da, aby natychmiast? No dobrze, przyprowad?cie go. – Od?o?y? s?uchawk? i spojrza? na Drewicza. – Wym?wi?e? to we w?a?ciwej chwili. August Kropiel jest na dole i chce natychmiast z nami si? widzie?. Twierdzi, ?e musi z?o?y? bardzo wa?ne zeznanie. Drzwi otworzy?y si?, sier?ant wprowadzi? do gabinetu ?ysawego t?giego m??czyzn? w przyciasnym nieco, dwurz?dowym szarym garniturze, z lekko przekrzywionym krawatem; m??czyzna mia? na policzkach wi?niowe placki wypiek?w. – Wypu?cie moj? ?on?! – rzuci? od progu. – Ona o niczym nie wie, jest niewinna! To ja go zabi?em. IV Orlan bawi? si? k??kiem od kluczyk?w samochodowych. Do k??ka przymocowany by? ?a?cuszek zako?czony wisiorkiem-rulet?. Porucznik kr?ci? ga?k?, wystrzeliwuj?c kulk? wielko?ci ?ebka od szpilki; kulka miota?a si? po kwadratach oznaczonych cyframi, czerwonych, bia?ych i czarnych, wirowa?a coraz wolniej i wreszcie zatrzymywa?a si? na jednym z p?l. Zn?w bia?a dwunastka. Ju? trzeci raz. Gdyby to by?o Monte Carlo, Orlan zagarn??by wielk? fors?. – Masz co? przeciwko temu? – zapyta? Drewicz. – Nic... – mrukn?? Orlan, zapatrzony w ta?cz?c? kulk?. – Nie rozumiem tylko, o co ci idzie. Za trzy dni pryskasz przecie na urlop, ze sprawy si? wy??czy?e?, mo?esz od zaraz rozpocz?? dolce vita. Zreszt? co mnie to obchodzi, gadaj z ni?, ile chcesz. – Podni?s? s?uchawk?: – Przyprowad?cie do mnie Iwon? Kropiel. Tak, zaraz. Drewicz, z podbr?dkiem opartym na d?oni, wpatrywa? si? w maszynopis z firmowym nadrukiem towarzystwa okr?towego. ?yciorys Thomasa Jonesa. Bogata biografia: urodzony w australijskiej rodzinie farmer?w, od szesnastego roku ?ycia po ucieczce z domu p?ywa na statkach handlowych, m?odszy marynarz, marynarz, pomocnik radiooficera; dwa razy ratuje si? cudem podczas katastrofy na pe?nym morzu, za drugim razem dryfuje na szcz?tkach szalupy przez osiem dni po wzburzonym oceanie; w 1939 roku ochotniczo zg?asza si? do RAF-u, odbywa szkolenie radiooperatorskie, kilka lot?w bojowych, mi?dzy innymi nad Polsk? ze zrzutami; w 1942 roku jego samolot zostaje str?cony, Jones ratuje si? na spadochronie, trafia do polskiej partyzantki, w kt?rej szeregach walczy a? do zako?czenia wojny; Krzy? Partyzancki, kilka odznacze? brytyjskich, po wojnie zn?w s?u?ba w marynarce. Korzystny kontrakt ze Szwedami na stanowisko drugiego oficera. – Ciekawy by? cz?owiek z tego Jonesa – p??g?osem odezwa? si? Drewicz. – Moja babka powiedzia?aby, ?e biedakowi by?o s?dzone umrze? w Polsce. Cz?owiek, powiada, nie umknie od przeznaczenia, cho?by po ca?ym ?wiecie si? b??ka?. – August Kropiel jako krwawe narz?dzie losu. – Orlan u?miechn?? si? krzywo, schowa? do kieszeni brelok z ruletk?. – W poniedzia?ek kieruj? materia? do prokuratury, musz? tylko ustali?, czy Kropiel wsp??dzia?a? z ?on?, czy zrobi? to na w?asn? r?k?; przypuszczam jednak, ?e motywem by?a zazdro??. – Mo?liwe... – mrukn?? Drewicz, wpatruj?c si? w maszynopis. – Tylko... czy aby nie za proste?
|