O nie, pomyślał Maks, tylko nie Gashanatantra! Czy on też jest w pobliżu? Jeśli ten facet był z nim powiązany, to nie wiadomo, co będzie dalej. Nagle uświadomił sobie,- że niestety, ale wiadomo. Miecz wyrwał się z deski w podłodze i wbił siew Oskina Yahlei. Ten zesztywniał, a czarna aura wzniosła się nad nim jak twardniejący całun. Drugi mężczyzna pochylił się nad ciałem. Maks zerwał się i wyskoczył zza biurka. - Nie dotykaj tego pierścienia! - ryknął rozpaczliwie, szaleńczo wymachując rękami. Ku podłodze opadła błękitna struktura ograniczająca. Facet nie zawahał się. Skoczył do przodu, złapał palec Yahlei i ściągnął zeń pierścień. Z palca Yahlei w stronę pierścienia wystrzeliła żółta błyskawica. Z palca i z pierścienia buchnęły kłęby dymu. Palec zadygotał i drżenie objęło całe ciało Yahlei. Czarna aura zatrzepotała, jakby pragnęła jak najszybciej uwolnić się od ciała. Wokół Oskina Yahlei zamknęła się błękitna klatka ograniczająca, złożona z niewielkich czworokątnych płaszczyzn. Po każdej płaskiej powierzchni krążyły spiralne wiry. Jedna fasetka wybrzuszyła się, a po jej wnętrzu skakały maleńkie puszyste kulki, jarzące się błękitem i zielenią. Mężczyzna nadal trzymał miecz w jednej dłoni, a pierścień w drugiej. Żaden z tych przedmiotów nie zachowywał się spokojnie. Sieć srebrzystej energii otoczyła pierścień i spowiła lewą rękę faceta, po każdym jej rozbłysku ukazywały się kości. Miecz, kompletnie ignorując trzymającą go drugą rękę, łapczywie karmił się ciałem Yahlei. Maks wyhamował przy schodach i próbując ustabilizować klatkę zaczął zasilać ją mocą, seriami uwalniając kolejne czary. Wystający fragment matrycy zetknął się ze skórą mężczyzny. Rozległ się ogłuszający trzask, z miejsca kontaktu wystrzelił potężny błysk oślepiającego błękitu. Matryca zatrzęsła się, siła odrzutu pchnęła Maksa na biurko. Skraj pola ograniczającego przy nadgarstku faceta nabrzmiał, zbielał i rozsypał się na kawałki. Białe odłamki spłynęły kaskadą na podłogę. Maks odzyskał równowagę i znów machnął rękami. Nie wiedział, co tu się dzieje?! Posłał szybki czar sondujący w aurę faceta. Aura była... Co? Była zwielokrotniona! Aura nieznajomego splatała się z elementami należącymi do aury kogoś innego, tym razem znajomego. A więc to tutaj jest Gashanatantra, pomyślał Maks. W jego głowie zaczęły tłoczyć się nowe możliwości. Fragment matrycy był nadal otwarty i czarna aura zamierzała coś z tym zrobić. Charakter aury faceta wskazywał, że matryca nie będzie w stanie ustabilizować się w swojej najsilniejszej konfiguracji. Linie aury były zbyt silne. Maks wyrysował ciąg modyfikatora. Miał nadzieję, że matryca wytrzyma i zdoła uwięzić Oskina Yahlei, pierścień i drugiego faceta. Czarna aura, widziana przez powierzchnię błękitnego rombu, przypominała łuszczący się arkusz dymiącego welinu. Najwyraźniej sprężała się do wykonania następnego ruchu. Z palca Yahlei w stronę pierścienia wystrzeliła nowa błyskawica, a wtedy całun czarnej aury spłynął z ciała i pomknął w postaci gładkiej fali. Błyskawica ściemniała, aura skondensowała się i stała bardziej solidna. Wygięta w łuk, wpadła w prześwit obrączki złotego pierścienia. ŁUBUDU!! Pierścień zamigotał oślepiającym białym światłem. Podłoga zatrzęsła się, przedmioty pospadały z półek, nawet ciężkie biurko podskoczyło. Maks zobaczył, jak facet wyrzuca rękę przed siebie i spada na łeb po schodach. Jego ciało wydawało się odbarwione, z przodu widniała plama wrzącej bieli. Miecz wyszarpnął się z piersi Oskina Yahlei i kręcąc młynka poleciał za nim, ale pierścień wisiał spokojnie w powietrzu. Nawet oślepiony przeraźliwym blaskiem, Maks widział jego wirujący żar. Zatoczył się na biurko i targany falami uderzeniowymi, które z głuchym dudnieniem przewalały się przez pracownię, walczył o zachowanie równowagi. Matryca ograniczająca była w strzępach. Jej drugo i trzeciorzędne czary zaciskowe przedzierały się jeszcze w stronę pierścienia, lecz już traciły siłę.
|