- Nie, a ty nie jesteś Śmiercią, więc to czyni nas równymi...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mazouje gentis sua persuasione princeps existebat et signiier, a zatem dopiero po jegomierci istnia czyli funkcjonowa (existebat) z wasnego przekonania, a wic...
»
Spojrzawszy na plan, jaki miałem przy sobie, zdecydowałem się wracać inną drogą, wybrałem więc Marsh Street zamiast State Street...
»
teorii grodowej i dworskiej rni si w pogldach na cele, jakie zawiadowcy gospo-darki monarszej mieli na widoku, a wic i na to, jakie rozwizania byy z ich...
»
Kiedy więc King robiąc któregoś wieczoru rundkę po restauracjach i klubach trafił na * MacIntosh, jego córkę, psa i dwoje innych ludzi, spożywających późną...
»
Chciałeś zbiec, bo ich hymen wróżył ci katusze; Ale hymen zerwany, więc cóż mąci duszę? Toż miłość cię zaprasza do siebie najsłodziej...
»
- A więc twierdzi pani, że to pani walizka? - zapytał...
»
Dalszymi czsto wymienianymi, egoistycznymi motywami byy, wedug prowadzcych TW: udzielanie pomocy formalnej i nieformalnej, a wic lepsza pozycja w toczcym si...
»
— Więc nie zdziwiliście się wczoraj, kiedy wam powiedział, że już nie musicie przychodzić?— Nie, proszę pana...
»
Jeśli więc wczytać się w opakowanie zwykłych pończoszek-pijawek z Chmielnej, znajdzie się na nim wypisane marzenia pragnienia i potrzeby Europejek końca XX...
»
Charakom jczcym w ndzy?Wic pan tej jedwabnej przdzyNie chcia zwleka przez hajdukiI zostawi zote bruki,Po ktrych chodzi...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


O nie, pomyślał Maks, tylko nie Gashanatantra! Czy on też jest w pobliżu? Jeśli ten facet był z nim powiązany, to nie wiadomo, co będzie dalej. Nagle uświadomił sobie,- że niestety, ale wiadomo. Miecz wyrwał się z deski w podłodze i wbił siew Oskina Yahlei. Ten zesztywniał, a czarna aura wzniosła się nad nim jak twardniejący całun. Drugi mężczyzna pochylił się nad ciałem.
Maks zerwał się i wyskoczył zza biurka.
- Nie dotykaj tego pierścienia! - ryknął rozpaczliwie, szaleńczo wymachując rękami. Ku podłodze opadła błękitna struktura ograni­czająca. Facet nie zawahał się. Skoczył do przodu, złapał palec Yahlei i ściągnął zeń pierścień.
Z palca Yahlei w stronę pierścienia wystrzeliła żółta błyskawica. Z palca i z pierścienia buchnęły kłęby dymu. Palec zadygotał i drże­nie objęło całe ciało Yahlei. Czarna aura zatrzepotała, jakby pragnęła jak najszybciej uwolnić się od ciała. Wokół Oskina Yahlei zamknęła się błękitna klatka ograniczająca, złożona z niewielkich czworokąt­nych płaszczyzn. Po każdej płaskiej powierzchni krążyły spiralne wiry. Jedna fasetka wybrzuszyła się, a po jej wnętrzu skakały maleń­kie puszyste kulki, jarzące się błękitem i zielenią.
Mężczyzna nadal trzymał miecz w jednej dłoni, a pierścień w dru­giej. Żaden z tych przedmiotów nie zachowywał się spokojnie. Sieć srebrzystej energii otoczyła pierścień i spowiła lewą rękę faceta, po każdym jej rozbłysku ukazywały się kości. Miecz, kompletnie ignoru­jąc trzymającą go drugą rękę, łapczywie karmił się ciałem Yahlei. Maks wyhamował przy schodach i próbując ustabilizować klatkę zaczął za­silać ją mocą, seriami uwalniając kolejne czary. Wystający fragment matrycy zetknął się ze skórą mężczyzny. Rozległ się ogłuszający trzask, z miejsca kontaktu wystrzelił potężny błysk oślepiającego błękitu. Matryca zatrzęsła się, siła odrzutu pchnęła Maksa na biurko. Skraj pola ograniczającego przy nadgarstku faceta nabrzmiał, zbielał i roz­sypał się na kawałki. Białe odłamki spłynęły kaskadą na podłogę.
Maks odzyskał równowagę i znów machnął rękami. Nie wiedział, co tu się dzieje?! Posłał szybki czar sondujący w aurę faceta. Aura była... Co? Była zwielokrotniona! Aura nieznajomego splatała się z elementami należącymi do aury kogoś innego, tym razem znajo­mego. A więc to tutaj jest Gashanatantra, pomyślał Maks. W jego głowie zaczęły tłoczyć się nowe możliwości.
Fragment matrycy był nadal otwarty i czarna aura zamierzała coś z tym zrobić. Charakter aury faceta wskazywał, że matryca nie będzie w stanie ustabilizować się w swojej najsilniejszej konfigu­racji. Linie aury były zbyt silne. Maks wyrysował ciąg modyfikato­ra. Miał nadzieję, że matryca wytrzyma i zdoła uwięzić Oskina Yahlei, pierścień i drugiego faceta. Czarna aura, widziana przez powierzchnię błękitnego rombu, przypominała łuszczący się arkusz dymiącego welinu. Najwyraźniej sprężała się do wykonania następ­nego ruchu. Z palca Yahlei w stronę pierścienia wystrzeliła nowa błyskawica, a wtedy całun czarnej aury spłynął z ciała i pomknął w postaci gładkiej fali. Błyskawica ściemniała, aura skondensowa­ła się i stała bardziej solidna. Wygięta w łuk, wpadła w prześwit obrączki złotego pierścienia.
ŁUBUDU!! Pierścień zamigotał oślepiającym białym światłem. Podłoga zatrzęsła się, przedmioty pospadały z półek, nawet ciężkie biurko podskoczyło. Maks zobaczył, jak facet wyrzuca rękę przed siebie i spada na łeb po schodach. Jego ciało wydawało się odbar­wione, z przodu widniała plama wrzącej bieli. Miecz wyszarpnął się z piersi Oskina Yahlei i kręcąc młynka poleciał za nim, ale pierścień wisiał spokojnie w powietrzu. Nawet oślepiony przeraźliwym blaskiem, Maks widział jego wirujący żar. Zatoczył się na biurko i targany falami uderzeniowymi, które z głuchym dudnieniem przewalały się przez pracownię, walczył o zachowanie równowagi. Matryca ogra­niczająca była w strzępach. Jej drugo i trzeciorzędne czary zacisko­we przedzierały się jeszcze w stronę pierścienia, lecz już traciły siłę.

Powered by MyScript