.. A gdyby co były warte Okna,co patrzały wieki Niby źrennice tęczowe, Które anioł w ołtarz wsłupił, W skrwawioną Chrystusa głowę: Tobyś je,panie,wyłupił, A potem nosząc przedawał Kawał szkła – za ziemi kawał. Łan tęczy za łan pszenicy.– Ja wiem,że w twojej winnicy, Gdy zbierzesz,coć urodziła, Nie będzie ptaszyna piła Słodkiej rubinowej wody Z żadnej sierocej jagody; I zaćwierka gdzieś na płotach Mówiąc:„Jak ci ludzie Bozi Zapomnieli o sierotach!...” Lecz ksiądz,co Bogu uwozi I ucieka z Nim za bramy? Tego my jeszcze nie znamy W Polsce od dawnego wieku! A co ty wiesz?ty,człowieku! Czy Bóg nie chce zostać z nami I patrzeć,jak umieramy? I karmić sakramentami? I dusz naszych wszelkie plamy Krwią swoją obmywać drogą? A co ty wiesz?czyli trwogą Włożon do twoich zanadrzy Duch sakramentów nie zadrzy? I nie zlęknie się tych kości, Gdzie żaden już duch nie gości?– A co wiesz?czy tajemnice Po sakramentach zamknięte Nie pierżchną by gołębice, Nie zlecą się w jedno święte Miejsce – gdzie były już miecze. A teraz jest pokój Boży – W to biedne serce człowiecze, W moją pierś,co się otworzy Pełna radośnej boleści I wszystkie!wszystkie pomieści! Nie – Boga nie weźmiesz zgoła. Boć to nie jest tobie dane... Oto idę do kościoła, Sakramenta porwę w dłonie I pójdę – i śród kul stanę. KS.PRZEŁOŻONY Temu księdzu na ambonie Tumanić ludem zakażę. Wychodzi KS.MAREK Idźcie!idźcie!– a ja w Barze Z ostatkiem ludu zostanę. Zbiorę całą moją rzeszę, Tęcze moje chorągwiane Na miejskich wałach rozwieszę I odprawię nabożeństwo Święte do krwawego krzyża: A Pan,co ludy uniża, Da mi tryumf – lub męczeństwo I swoją wolę pokaże. Wychodzi z resztą szlachty.Wchodzi Żyd Rabin. RABIN Teraz my tu gospodarze. Zamiećmy izbę po panach. Nu – jest zysk na tych dywanach. Kto zyska,a kto też straci Na tej to konfederacji – A Moskal dywany kupi.– Judyt!Judyt!– hejne!hejne! Woła do drzwi bocznych.Wchodzi Judyta RABIN Nu,co ty,szejne morejne, Zapłakana?– Szlachcic głupi Nagadał się i wychodzi... A mnie pan marszałek dobrodziej Nie zapomniał!pan kochany!Podarował mi dywany. Nu,czemu ty,głupia,szlochasz? JUDYTA Ojcze,jeśli ty mnie kochasz, To porzuć te darowizny. Na co nam?– My bez ojczyzny! Na co nam takie wystawy? RABIN To dobrze,ale te ławy I te makatne pościele Ja schowam na twoje wesele, Aby ty na nich usiadła. JUDYTA Obwiniesz mnie w prześcieradła, Złożysz trupa na drabinie, Każesz wynieść,nim zadniało... A jak goim spotka ciało, To przeżegna się i minie, A jak dziecko – to będzie się bało I u matki się rozpłacze, I pod rantuchem ukryje... Nu,a jak kruk – to zakracze. Nu – a jak pies – to zawyje. A jak księżyc – to pobladnie. A jak gwiazda – to upadnie. A jak słońce...Nie,my Żydzi, Nas nigdy słońce nie widzi W prześcieradła obwiniętych, Szybko na cmentarz niesionych;– Bo my na prawach przeklętych Pośród ludzi,przerażonych Nasza modlitwą gorącą, Naszą mogiłą stojącą, Krwią białych macowych przaśnic I blaskiem naszych szabaśnic, I tajnych komor ciemnością, I tą żółtą naszą złością. Co się w oczach jadem kręci: My tu na wieki wyklęci Jak ogromne cherubiny, Co w trumnach zamkniętych siedzą. Nu – a ci ludzie nie wiedzą. Co ja mogę – kiedym sroga. Co ja wiem – od Pana Boga. Jaki ja im garnek z gliny Ulepię – co duchem zrobię... Jaki duch w mojej osobie? Nu – ja wczora na konwalie Na mogiłki poszła nasze I patrzała na batalie, Na działa i na pałasze – A w prochu był obłok jazdy, A kule jak srebrne gwiazdy, A bomby nad nimi w górze Jako płomieniste róże, A wystrzelone harmaty Jeszcze do góry dymiące Jak z ogniów siarczanych kwiaty, A podkowy koniów – jak miesiące! Nu!– ja tak patrząc z mogiłek Na te ognie,na te krew, Zmarszczyła na czole brew, Wzięła gliny kilka bryłek, Wzięła z grobu trochę piasku I przeciwko temu blasku Rzuciła – że poszli w nic Jak tysiąc zagasłych świec, Gdy wiatr przeleci bożnicą.– Bo ja była błyskawicą! Duchem,co krwią pole broczy! Śmiercią – gaszącą ich oczy! Naszej wiary tajemnicą! Aniołem na boskich posyłkach, Który piorunami strzela! Zmartwychwstaniem Izraela, Stojącym już na mogiłkach! A przed Bogiem – małą mrówką. Przed aniołami – aniołem; A śród popiołów – popiołem. A przed ludźmi – jak zawsze Żydówką Pogardzoną. RABIN Nu,Judyta – Ty pierwszy raz jesteś taka? Słyszę tam pana Polaka, Co się o austerie pyta. Zakryj się – bo ty w płomieniach Za jasna na jego oczy. Wchodzi Klemens Kosakowski. KOSAKOWSKI do sług za karczmą Niechaj tu Grzegórz zatoczy Mój karaban...a tu w sieniach Powiązać moje brytany... A tu ćwieki wbić do ściany I pozawieszać szturmaki, Szable,kindżały,kulbaki. A wymieść dom Żyda brodą. do rabina Żydzie!staję tu gospodą. RABIN A panie,a kto ty taki? KOSAKOWSKI Niech tego Żyda wywiodą I zakneblują mu pyski. Kto ciekawy,szpiega bliski. RABIN Nu,żartuje pan wielmożny. KOSAKOWSKI Żydzie,ze mną bądź ostrożny, Bo u mnie – Żyda powiesić To tak jak w pejsy go trzepnąć. RABIN Nu – a czy ty umiesz wskrzesić? Ty możesz,człeku,oślepnąć Patrząc na niewinną krew. KOSAKOWSKI Patrz,pierś mam taką jak lew, A nozdrza takie jak koń, A w żyłach gwałtowną skroń, A włos koloru płomieni. Biada!kto mię zarumieni, Ale temu stokroć biada, Przed którym twarz mi się blada Stanie – by opłatek Boży. Lew się ducha we mnie sroży I rzuca się,i rwie ludzi, Wprzód nim się rozum obudzi. do Judyty Żydówka,ściągnij mi buty.
|