- Nie ma znaczenia, co zrobimy - powiedział łagodnie Sax, ale natychmiast naskoczyli na niego całą grupą...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
go, zmusi swych wodzów iść i walczyć, wojsko powiedzie wodzów, nie wodzowie wojsko...
»
— O nie! — powiedziałam stanowczo...
»
- Nic się nie stało! Nic się nie stało! - powiedział Bonifacy...
»
— Słuchaj no, synu, wiesz doskonale, że nie mam czasu martwić się o jedzenie dla czarnuchów — powiedział Tay Tay...
»
— Wiesz co — powiedziała Chia — jestem śpiąca...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
 — A moglibyście komuś o tym powiedzieć? 512 ERNEST HEMINGWAY — Dobrze — odrzekł kapral...
»
— Zatrzymam cię tutaj — powiedziała...
»
– Otwarte – powiedział, nie patrząc...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Ze wszystkich stron otoczył go gwar oburzonych protestów.
- Jak to nie ma znaczenia?! - wrzeszczał John. - Mamy przecież największą ze wszystkich szansę, aby pokierować tym, co się tutaj dzieje.
Sax potrząsnął głową, ale inni słuchali Johna i większość wydawała się z nim zgadzać: Arkady, Ann, Maja, Wład, każde z innej perspektywy... “To może się udać”, odczytywał John z ich twarzy. Tylko znaczenia wzroku Hiroko nie mógł pojąć; jej twarz była obojętna i całkowicie nieprzenikniona. Ten widok przywiódł Johnowi na myśl pewne wyraziste, bolesne wspomnienie. Zawsze tak postępowała w stosunku do niego, zawsze; nagle Boone poczuł prawdziwy ból zawiedzionych nadziei. Przypomniał sobie pewną sprawę i zdenerwował się.
Wstał i machnął ręką. Zbliżał się zachód słońca i ogromną krzywiznę planety pokrywały tysiące cieni.
- Hiroko, czy mogę z tobą zamienić słówko na osobności? Poświęć mi sekundkę. Zejdźmy na dół do tamtego namiotu. Mam tylko kilka pytań, potem wrócimy na górę.
Inni popatrzyli na nich z zaciekawieniem. Pod naciskiem tych spojrzeń Hiroko w końcu wstała i ruszyła przed Johnem do tunelu, którym schodziło się do położonego niżej namiotu.
Stanęli na wierzchołku półksiężyca. Towarzyszyły im spojrzenia przyjaciół z góry i przypadkowych obserwatorów z dołu. Namiot szybko opustoszał; ludzie szanowali prywatność pierwszej setki i widząc tych dwoje, wychodzili.
- Czy wiesz, jak można ustalić tożsamość sabotażystów? - spytała Hiroko.
- Mogłabyś zacząć od chłopca imieniem Kasei - odparł John. - Tego, który stanowi mieszaninę ciebie i mnie.
Unikała jego wzroku.
John pochylił się ku niej. Jego wściekłość rosła.
- Przypuszczam, że każdy mężczyzna z pierwszej setki ma już swojego potomka?
Hiroko pochyliła głowę i lekko wzruszyła ramionami.
- Pobieraliśmy próbki od wszystkich. Matkami są wszystkie kobiety z grupy, ojcowie to wszyscy mężczyźni.
- Kto dał ci prawo, aby robić takie rzeczy bez naszej zgody? - spytał John. - Stwarzać nasze dzieci, nie pytając nas o zgodę? Kto ci pozwolił od nas uciec? - dodał z rozpaczą - Dlaczego, Hiroko? Dlaczego?
Japonka spojrzała na niego, jak zwykle spokojna.
- Sądziliśmy, że wiemy, jakie może być właściwe życie na Marsie. Pomyśleliśmy, że powinniśmy spróbować. Uważaliśmy, że trzeba rozpocząć nowe życie w zgodzie z naszymi ideałami...
- Czy naprawdę nie widzisz, jakie to egoistyczne?! Wszystkim nam się wydaje, że wiemy, jak powinno wyglądać życie tutaj! Wszyscy chcemy, by było inne! Ciężko nad tym pracujemy. Od lat. A przez ten cały czas ciebie po prostu z nami nie było, odeszłaś i stworzyłaś mały kieszonkowy światek dla twojej grupki! Chodzi mi tylko o to, że naprawdę potrzebowałem twojej pomocy! Że mogłem wykorzystać twoją wiedzę! Że tak często chciałem z tobą porozmawiać! A teraz się okazuje, że między nami jest dziecko, które posiada cząstkę ciebie i cząstkę mnie, a o którego istnieniu nie powiedziałaś mi przez dwadzieścia lat!
- Nie zamierzaliśmy być egoistami - oznajmiła powoli Hiroko. - Chcieliśmy spróbować takiego życia, zaeksperymentować, sprawdzić, czy możemy tutaj żyć tak, jak chcemy. Ktoś musiał pokazać, co miałeś na myśli mówiąc o innym życiu, Johnie Boone. Ktoś musiał żyć tym życiem.
- Jaki z tego pożytek, jeśli robisz coś w sekrecie i nikt tego nie może zobaczyć?!
- Nigdy nie chcieliśmy pozostać na zawsze w ukryciu. Sytuacja zaczęła się komplikować, więc trzymaliśmy się z dala od was. Ale teraz jesteśmy tutaj, w końcu... A kiedy będziemy wam potrzebni, kiedy będziemy mogli pomóc... pojawimy się znowu.
- Codziennie jesteście nam potrzebni! - oświadczył kategorycznym tonem John. - Tak właśnie funkcjonuje życie społeczne. Popełniłaś błąd, Hiroko. Ponieważ, podczas gdy ty się ukrywałaś, szansę dla Marsa żyjącego własnym życiem zniknęły i wielu ludzi intensywnie pracowało, aby przyspieszyć jego rozpad, włącznie z niektórymi spośród pierwszej setki. Co zrobiłaś, aby ich powstrzymać?
Hiroko nie odpowiedziała, więc John kontynuował:
- Przypuszczam, że w tajemnicy pomagałaś trochę Saxowi. Widziałem jedną z twoich notatek do niego. Ale to jest następna sprawa, która mnie zdenerwowała, przeciwko której protestuję! Nie możesz pomagać niektórym z nas, a innym tej pomocy odmawiać.
- Wszyscy tak postępujemy - zauważyła spokojnie Hiroko, ale w jej oczach pojawił się niepokój.
- Czy w swojej kolonii również prowadziliście kurację gerontologiczną?
- Tak.
- Przez Saxa? Tak.
- Czy nasze dzieci znają swoje pochodzenie?
- Tak.
John potrząsnął głową, coraz bardziej rozdrażniony.

Powered by MyScript