Nie mieli jeszcze mebli...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- ustaw federalnych i innych aktw normatywnych prezydenta, parlamentu i rzdu,- konstytucji i statutw podmiotw Federacji, jak rwnie| innych aktw normatywnych,- porozumieD midzy organami wBadzy paDstwowej a organami podmiotw Federacji oraz porozumieD midzy organami wBadzy poszczeglnych podmiotw,- porozumieD midzynarodowych, ktre zostaBy podpisane, lecz nie weszBy jeszcze w |ycie
»
Tak zatem, kiedy następna grupa żałobników weszła do kościoła, myśli inspektora Sloana odbiegły jeszcze dalej w przeszłość niż myśli Cynthii Paterson...
»
– Chętnie sam bym się do was przyłączył – zachichotał Wittgenbacher, kiwając głową w sposób jeszcze bardziej mechaniczny...
»
I znowu upłynął czas, aż wreszcie Robin raz jeszcze zapytał młodego Dawida, co słychać za murem, a Dawid rzekł:— Słyszę kukułkę i widzę, jak wiatr...
»
Dwukrotnie otwierał jeszcze usta, żeby się do mnie odezwać, zanim się oddaliłem, i nawet zrobił krok za mną, lecz zatrzymał się i uderzając biczem po nogach...
»
zapisanego na ścieżkach płyt CD-Audio do START/STOP/WYSUŃ znajdują się jeszcze wzmacniacza karty i odsłuchanie go na gło-przyciski POPRZEDNI/NASTĘPNY...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
Trzech mam synów i trzy jeszcze mam córki, podobne pysznym posągom, a wśród nich Minoe błyszczy jak poranna gwiazda, kiedy wstaje z morza...
»
b gGetwa ze swych dbr dziedzicznych (Iclero) wwczas, gdy jeszcze haE i 7norski by w powijakach, a zyski z niego niewielkie: Rwnie podcawc ;;ny tvlko...
»
Jednak zanim jeszcze komisja kontrolna (kierowa­na przez Paula Volckera) zdołała się zebrać, „przedsiębiorstwo holokaust" zaczęło nalegać na zawarcie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- Dzioucho, zostaw to dziecko tutaj - powiedziała Świętkowa. - Postarajcie się najprzód o wszystkie wygody!
- Ale, mamo, nie dopuść do tego, by dziecko sty­kało się z ludźmi mówiącymi po polsku! Żebyś go nie nauczyła jakiegoś polskiego słowa! Dziecko musi od początku być właściwie wychowywane, bo w przeciw­nym razie nic z niego nie będzie.
Kiedy Świętkowa była na targu, dziecko oddawano starej Kosińskiej z ulicy Rudzinieckiej. Kobieta była czysta i nie było powodu do żadnych obaw. Kosińska utrzymywała się przy życiu, heklując i dojąc dwie ko­zy. Znała około trzystu słów, które nie były ani pol­skie, ani niemieckie. Z dzieckiem rozmawiała za po­mocą sylab: - Zrób lululu! Gdzie jest tetete i gogo-gogogo?
Nosiła je w chasce. Świętkowa wolała, żeby przeby­wała z dzieckiem u Świętków, bo u Kosińskiej w mie­szkaniu było zimno i wilgotno. Pieluchy trzeba było później jeszcze dodatkowo suszyć.
Raz w tygodniu Michcia przychodziła do dziecka. - Mów co chcesz, a dziecko potrzebuje matki - rze­kła. - Aby zawsze było pod nadzorem i otrzymało na­leżyte wychowanie. I dej pozór, aby nie stykało się z Cholonkami! Tacy prości ludzie zawsze mają wpływ na człowieka. Nie byłabym wcale zdziwiona, gdyby stamtąd przyniosło jakieś robactwo.
- Pierwszą rzecz, jaką kupię - mówił Stanik - będzie orzechowy fortepian. Niech ludzie zobaczą, kto my są. Michcia weźmie cztery, pięć lekcji muzyki i ja­zda: Tańczę z tobą aż do nieba, do siódmego nieba... i różne inne rzeczy, mój kochany! A jako drugie, każę jej wstawić piękne zęby, gdy tylko znajdziemy się w ubezpieczalni. Resztę zapłacę z własnej kabzy, że­by nie wypadły, piękne, złoto 585 na zawiasy po obu stronach, a w środku czysta biel, bracie! Tu, Stanik Cholonek wam teraz pokaże, kto on jest! Czegoś ta­kiego jeszcze świat nie widział!
W tym czasie czterokrotnie zmienił pracę. Partia proponowała mu różne miejsca, ale to wszystko nie było to, o co mu chodziło. W tym czasie też kupił na raty u pewnego Żyda, który wyemigrował, używany fortepian z orzechowego drzewa, i postawili go w po­koju, do którego miał przyjść stół rozsuwany. Tani i jak nowy, grano na nim najwyżej dwa, trzy razy.
- Zamówiłem od razu stroiciela, by co trzy tygod­nie przychodził. Zawsze mówię: jak już, to już! - po­wiedział Stanik. - I wziąłem niewidomego, bo Kaczmarek powiada, że ślepcy to najlepsi muzycy. Kon­serwatorium i tak dalej... Mówię ci, dzioucho, że zaj­dziemy daleko!
Kiedyś Helenka Hajduk utrzymywała stosunki z ja­kimś fortepianistą z „Leśnego Zameczku”. Specjalnie dla Michci wybrała się do niego i musiała u niego zo­stać przez pół godziny, by mógł jej na kartce papieru namalować, gdzie leży C na fortepianie, tak by Michcia mogła od razu rozpocząć ćwiczenia. - Stanik, mo­że ja nie nauczę się grać na fortepianie, ale kupiliśmy to przecież więcej dla dziecka, no nie? - Z biegiem czasu kupili sobie więcej mebli do pokoju, tak by pa­sowały do fortepianu i pięknie fornirowane. Stanik powiedział: - Pelka mówi, że jeśli więcej Żydów wy­emigruje, to będzie tu mebli w bród, a w partii rozpo­częli już planowanie żydowskie.
Helenka Hajduk mieszkała na szczęście niedaleko nowego mieszkania. Mieszkała z matką na osiedlu Gagfah. Helenka miała osobny pokój, a matka nie wtrącała jej się do niczego. - Stwórz sobie, dzioucha, piękną młodość - mówiła - alboż to wiadomo, czy to jeszcze kiedyś powróci? Byłam taka sama jak i ty - zawsze szykownie ubrana, tak że wszystkie chłopy się za mną oglądały. Twój ojciec chciał się ciągle ze mną żenić, ale ja mówiłam twardo: nie.
- Michcia, powiem ci coś - rzekła Helenka Haj­duk - jesteś teraz kobietą. Stanika i tak nigdy nie ma, to przychodź do mnie codziennie na kawę. Będzie nam wesoło i trochę ci pomatkuję. Wszystko ci opowiem i poznasz przy okazji sfery, w których się obracam. Od dwóch miesięcy bywam regularnie w „Zameczku Leśnym”.

Powered by MyScript