200 - Mój klient, którego tożsamość pozostanie dla pani na zawsze tajemnicą, polecił mi, ażebym stawił się tutaj w dniu dzisiejszym, to znaczy w Wilię Bożego Narodzenia, i przekazał pani tę kopertę. Wyjął z teczki grubą żółtą kopertę i podał matce przełożonej. Wzięła ją, ale nie zrobiła żadnego ruchu, aby otworzyć. - O ile wiem, zawiera ona poświadczony czek bankowy poważ- nego banku z siedzibą na wyspie Guernsey, wystawiony na rzecz sierocińca pod wezwaniem świętego Benedykta. Osobiście nie widziałem tego czeku, ale takie są moje instrukcje. - Nie trzeba będzie płacić podatku od darowizny? - zdziwiła się zakonnica. Dary pieniężne były wielką rzadkością, ich sumy niewielkie, wymagały też ogromnych starań. - Na wyspach kanału La Manche istnieje inny system podat- kowy, niż na pozostałych obszarach Wielkiej Brytanii - tłumaczył cierpliwie adwokat. - U nas nie ma podatku od transferu kapitału. Zachowujemy też ścisłą tajemnicę bankową. Ofiary pieniężne po- chodzące z Guernsey czy innych wysp na Kanale nie są opodat- kowane. Jeżeli odbiorca darowizny mieszka lub jest stałym rezyden- tem na angielskim lądzie, to podlega obowiązkowi podatkowemu według prawa na lądzie. Chyba że jest spod niego wyjęty. Na przykład przez ustawę o dobroczynności. Kiedy pani podpisze pokwitowanie na odbiór koperty o nieznanej zawartości, moje obowiązki będą spełnione. Honorarium już otrzymałem. Śpieszę się do domu i do rodziny. - W dwie minuty później matka przełożona była już znowu sama. Powoli przecięła kopertę i obejrzała jej zawartość. Był w niej pojedynczy poświadczony czek bankowy. Kiedy przeczytała widniejącą na nim cyfrę, sięgnęła po różaniec i zaczęła go szybko odmawiać. Gdy odzyskała nieco równowagę, podeszła do klęcznika i przez pół godziny modliła się żarliwie. Kiedy wróciła do biurka, była wciąż osłabiona z wrażenia. Jeszcze raz obejrzała czek. Opiewał na przeszło dwa i pół miliona funtów. Któż na świecie mógł mieć takie pieniądze? Próbowała zastanowić się, jak je zużytkować. Pomyślała o założeniu fundacji. A może przeznaczyć je na stypendia? Wystarczy tych pieniędzy na potrzeby sierocińca chyba do końca świata. A na pewno będzie mogła teraz zrealizować ambicję swojego życia i przenieść cały zakład z dzielnicy ruder Londynu na cichą wieś. Będzie mogła podwoić liczbę dzieci... będzie mogła... Wśród mnóstwa przebiegających przez jej głowę myśli jedna opanowała ją całkowicie. Gdzie ona to przeczytała? Ach tak, w nie- dzielnej gazecie sprzed tygodnia. Coś tam zwróciło jej szczególną 201 uwagę i dało asumpt do przelotnych marzeń. Tak! To na pewno to! Tam przeniesie swoją dzieciarnię! Starczy tych pieniędzy na kupno i utrzymanie takiej rezydencji. Marzenia staną się rzeczywistością. Przypomniała sobie dokładnie treść ogłoszenia w kolumnie handlu nieruchomościami. Na sprzedaż duża rezydencja w hrabstwie Kent, otoczona pięciohektarowym parkiem. DOBRA NAUCZKA Sędzia Comyn rozsiadł się wygodnie na wyściełanej ławce przedziału pierwszej klasy, rozwinął egzemplarz Irish Times'a, spojrzał na nagłówki i odłożył go na kolana. Dość będzie miał czasu na czytanie w czasie powolnej, czte- rogodzinnej podróży do Tralee. Obserwował sennym wzrokiem przez okno krzątaninę na peronie stacji Kingsbridge. Zaledwie kilka minut pozostało do odjazdu pociągu Dublin-Tralee, który zawiezie go do głównego miasta hrabstwa Kerry, gdzie spełni swoje obowiązki i spokojnie wróci do domu. Miał cichą nadzieję, że nikt nie wejdzie do jego przedziału i że będzie mógł sobie trochę popracować. Ale tak się stać nie miało. Zaledwie myśl ta przeszła mu przez głowę, drzwi przedziału otworzyły się i zamknęły za kimś. Sędzia powstrzymał się od podniesienia wzroku. Przybysz rzucił podróżną torbę na półkę, po czym usiadł naprzeciwko po drugiej stronie błyszczącego orzechowego stolika. Sędzia Comyn spojrzał na nowego towarzysza podróży. Był to niski, niepokaźny człowiek z wijącą się jasną grzywką nad czołem, który patrzył na niego nieskończenie smutnym, przepraszającym wzrokiem. Miał na sobie ubranie z kamizelką i wełniany krawat. Sędzia uznał, że jest to albo ktoś zajmujący się końmi, albo urzędnik, i znowu zainteresował się widokiem za oknem. Słyszał, jak dyżurny ruchu rzucił jakiś rozkaz w stronę starej parowej lokomotywy, po czym rozległ się ostry gwizdek. W chwili kiedy lokomotywa wydała z siebie pierwsze syknięcie i koła wagonu zaczęły się toczyć, przed oknem mignęła wysoka postać człowieka ubranego od stóp do głów na czarno. Sędzia usłyszał trzask ot- wieranych drzwi wagonu; ktoś upadł na podłogę przedsionka. Po chwili przy akompaniamencie sapania i wzdychania lokomotywy 203
|