— Ależ jestem bardzo wdziÄ™czna — zaprotestowaÅ‚a Ania...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Jak siÄ™ czujesz, nand’ paidhi?– Bardzo gÅ‚upio – mruknÄ…Å‚...
»
Jego wyprowadzenie jest intuicyjnie bardzo przekonywaj¹ce: uto¿samia on entropiê z nie³adem, wykazuje - przekonywaj¹co i poprawnie - ¿e bez³adne stany gazu w pojemniku...
»
bardzo ważna w przypadku tak kluczowej cechy, jak iloraz inteligencji:jednostki znajdujące się w obszarze powyżej krzywej I, lecz poniżej krzywej...
»
Na tej wieży albo raczej sali, królowie uciechy swoje miewali, kolacye jadali, tańce i różne odprawowali rekreacye, bo jest w ślicznym bardzo prospekcie 5: może z...
»
* Bardzo wyrazistym przykładem wykorzystania zasady skojarzenia na naszym polskim poletku politycznym były wybory do "kontraktowego" parlamentu w 1989 roku, które...
»
Pan José istotnie wyzdrowiał, ale bardzo stracił na wadze, mimo strawy, którą regularnie przynosił mu pielęgniarz, wprawdzie tylko raz dziennie, za to w ilości...
»
jan iii sobieski, listy do marysienki kontentem bardzo z niego i teraz, ale nie zawsze jest czas o tym pisać, ile w takim, jako my są, razie...
»
Karanthir bardzo życzliwie odnosił się do tych ludzi, a Halethę potraktował z wielkim szacunkiem i ofiarował jej zadośćuczynienie za stratę ojca i brata...
»
wzdłuż wybrzeży, przeważnie bardzo wysokich i skalistych, o które z szumem i pluskiemrozbijały się ustawicznie fale, ciskając na nie gniewnie swe białe...
»
niezale¿nie od rodzaju pracy i stanowisk, to ju¿ jest bardzo znacz¹ce Robiwra¿enie, ¿e wyrazy te, jak powietrze, s³oñce, woda, chleb, kryj¹najistotniejsz¹...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

— ByÅ‚abym jednak daleko wdziÄ™czniejsza, gdyby… gdyby choć jedna z nich miaÅ‚a bufiaste rÄ™kawy. Bufiaste rÄ™kawy sÄ… teraz takie modne. PrzeszyÅ‚by mnie dreszcz rozkoszy, jeÅ›libym miaÅ‚a sukienkÄ™ z bufiastymi rÄ™kawami.
— Obejdziesz siÄ™ bez tych swoich dreszczy. Nie miaÅ‚am dość materiaÅ‚u na bufiaste rÄ™kawy. ZresztÄ… uważam tÄ™ modÄ™ za Å›miesznÄ…. WolÄ™ stokroć skromne, gÅ‚adkie…
— Jednakże ja wolaÅ‚abym wyglÄ…dać tak Å›miesznie jak wszyscy inni niż wyróżniać siÄ™ skromnym, gÅ‚adkim ubraniem — upieraÅ‚a siÄ™ Ania.
— Mniejsza o to. PowieÅ› nowe sukienki do szafy i zabierz siÄ™ do przygotowania lekcji do szkoÅ‚y niedzielnej. Pan Bell przysÅ‚aÅ‚ mi dla ciebie podrÄ™cznik; jutro pójdziesz do szkoÅ‚y — rzekÅ‚a Maryla i urażona opuÅ›ciÅ‚a pokoik na facjatce.
Ania załamała ręce, spoglądając na rozłożone suknie.
— Tak bardzo siÄ™ cieszyÅ‚am, że może jedna z nich bÄ™dzie biaÅ‚a z bufiastymi rÄ™kawami — szepnęła smutnie. — ModliÅ‚am siÄ™ nawet o to, chociaż nie bardzo wierzyÅ‚am w skuteczność mojej proÅ›by. Nie przypuszczaÅ‚am, żeby Pan Bóg miaÅ‚ czas zajmować siÄ™ sukienkÄ… biednej sieroty. WiedziaÅ‚am, że to zależy tylko od Maryli. Szczęściem, potrafiÄ™ sobie wyobrazić, że jedna z nich jest ze Å›nieżnobiaÅ‚ego muÅ›linu, przeÅ›licznie przybrana koronkami, z trzema bufami na każdym rÄ™kawie.
Nazajutrz rano przeczucie nadchodzącej migreny nie pozwoliło Maryli odprowadzić Ani do szkoły niedzielnej.
— Jak bÄ™dziesz szÅ‚a do koÅ›cioÅ‚a, zajdź po paniÄ… Linde — rzekÅ‚a do dziewczynki. — Ona postara siÄ™ już o to, byÅ› siÄ™ dostaÅ‚a do odpowiedniej klasy. PamiÄ™taj sprawować siÄ™ jak najlepiej. PozostaÅ„ podczas kazania i poproÅ› paniÄ… Linde, by ci wskazaÅ‚a nasze miejsce w koÅ›ciele. Tu masz centa na ofiarÄ™. Nie rozglÄ…daj siÄ™ wokoÅ‚o i nie kręć siÄ™ na Å‚awce. Po powrocie opowiesz mi treść kazania.
Ania wyszÅ‚a w swej biaÅ‚o—czarnej satynowej sukience, która choć dostatecznie dÅ‚uga i wcale nie ciasna, fasonem swym znakomicie uwydatniaÅ‚a jej chudość. PÅ‚aski, marynarski kapelusz nie byÅ‚ niczym przybrany. Nowe rozczarowanie dla Ani, która w duszy marzyÅ‚a o jakichÅ› wstążkach i kwiatach. O kwiaty postaraÅ‚a siÄ™, co prawda, sama, zanim jeszcze dostaÅ‚a siÄ™ na wielki goÅ›ciniec. Zaledwie bowiem wyszÅ‚a na drogÄ™ poza Zielone Wzgórze, napotkaÅ‚a cudnÄ… Å‚Ä…kÄ™, peÅ‚nÄ… jaskrów i wspaniaÅ‚ych krzaków dzikiej róży. Natychmiast wiÄ™c uwiÅ‚a gruby wianuszek i przystroiÅ‚a nim swój kapelusz. Nie wiadomo, czy spodobaÅ‚by siÄ™ on innym, ale Ania byÅ‚a zachwycona i z dumnie podniesionÄ… gÅ‚owÄ… kroczyÅ‚a naprzód, dźwigajÄ…c na swych rudych warkoczach wieniec żółtego i czerwonego kwiecia.
Pani Linde nie zastała już w domu. Bynajmniej tym nie zrażona, Ania sama przyszła do kościoła. W przedsionku spotkała ‘całą gromadę dziewcząt, mniej lub bardziej strojnie ubranych w białe, niebieskie albo różowe sukienki. Przyglądały się one ciekawie nowicjuszce w oryginalnym nakryciu głowy. Małe mieszkanki Avonlea słyszały już niejedną dziwną historyjkę dotyczącą Ani. Pani Linde opowiadała o jej gwałtownym temperamencie, Jerry Buote zaś, pastuszek z Zielonego Wzgórza, rozwodził się nad tym, że Ania godzinami potrafi rozmawiać jak pomylona sama z sobą lub mówić do kwiatów i drzew. Spoglądały więc na nią i szeptały pomiędzy sobą, kryjąc twarzyczki za książki. Nikt nie próbował zbliżyć się do niej z życzliwym przywitaniem ani w kościele, ani też w klasie panny Rogerson, gdzie się następnie odbywała lekcja.
Panna Rogerson była to osoba w średnim wieku, wykładająca już od lat dwudziestu w szkole niedzielnej. Jej sposób nauczania polegał na tym, że odczytywała pytania z podręcznika, patrząc jednocześnie zza książki na uczennicę, którą miała zapytać. Patrzyła też często na Anię, która dzięki staraniom Maryli odpowiadała szybko i dobrze. Nie wiadomo tylko, czy rozumiała wiele z tych pytań i odpowiedzi.
Panna Rogerson nie bardzo jej się podobała. Ale nie dlatego Ania czuła się niezmiernie nieszczęśliwa. Wszystkie dziewczynki w szkole miały rękawy z bufami. Ania uważała, że nie warto żyć, jeśli się nie ma buf u rękawów.

Powered by MyScript