JeÅ›li to nie halucynacje, to pamiÄ™taÅ‚ aiji-wdowÄ™ i dzbanek herbaty roztrzaskany na kominku. I mężczyznÄ™, lustrzane odbicie Banichiego. StaÅ‚ wÅ‚aÅ›nie w drzwiach. Serce skoczyÅ‚o Brenowi do gardÅ‚a. Kiedy Cenedi zobaczyÅ‚, że Bren patrzy na niego, wszedÅ‚ do pokoju i zatrzymaÅ‚ siÄ™ po drugiej stronie łóżka. – ChciaÅ‚bym przeprosić – odezwaÅ‚ siÄ™ Cenedi. – Z zawodowego punktu widzenia, nand’ paidhi. Powinienem wiedzieć o herbacie. – To ja powinienem o tym wiedzieć. BÄ™dÄ™ miaÅ‚ nauczkÄ™ na przyszÅ‚ość. – W ustach wciąż czuÅ‚ smak herbaty. Kiedy mrugaÅ‚, bolaÅ‚a go gÅ‚owa. Nie podobaÅ‚o mu siÄ™, że Banichi wpuÅ›ciÅ‚ tego obcego do pokoju, i zadaÅ‚ sobie pytanie, czy udajÄ…c, że ufa Cenediemu, Banichi nie realizuje jakiegoÅ› planu, którego on nie rozumie. Jedynym sensownym wyjÅ›ciem byÅ‚o odpowiadać w umiarkowanym tonie, być uprzejmym i nikogo niepotrzebnie nie obrażać. – Herbata aiji-wdowy jest przyrzÄ…dzana wedÅ‚ug bardzo starego miejscowego przepisu – rzekÅ‚ Banichi. – Jednym ze skÅ‚adników jest silny Å›rodek pobudzajÄ…cy, który wdowa uważa za zdrowy lub co najmniej orzeźwiajÄ…cy. Przy niewielkiej wadze ciaÅ‚a ludzi i negatywnej reakcji na alkaloidy... – Boże. – TÄ… mieszankÄ… jest herbata zwana dajdi, której radzÄ™ ci na przyszÅ‚ość unikać. – Kucharz prosi o zapewnienie, że miaÅ‚ jak najlepszÄ… wolÄ™ – odezwaÅ‚ siÄ™ Cenedi z drugiej strony łóżka. – Nie miaÅ‚ pojÄ™cia, że herbatÄ™ bÄ™dzie piÅ‚ czÅ‚owiek. – Uspokój go, proszÄ™. – W gÅ‚owie mu wirowaÅ‚o. OpadÅ‚ na poduszkÄ™ i prawie wylaÅ‚ pozostaÅ‚e pół kubka zupy. – Niczyjej zÅ‚ej woli. Moja cholerna wina. – To ludzkie obyczaje – powiedziaÅ‚ Banichi. – On pragnie podkreÅ›lić swoje przekonanie, że to byÅ‚ przypadek, nadi. ZapadÅ‚o milczenie. Bren wiedziaÅ‚, że nie powiedziaÅ‚ tego, co miaÅ‚ nadziejÄ™ powiedzieć, i że nie powinien przeklinać, ale za bardzo bolaÅ‚a go gÅ‚owa. – Nie chciaÅ‚em urazić – mruknÄ…Å‚, co stanowiÅ‚o powszechny sposób wyplÄ…tywania siÄ™ z niezrÄ™cznych sytuacji. – Sama dobra wola. – Znów zaczynaÅ‚a go boleć gÅ‚owa. Banichi wziÄ…Å‚ od niego zupÄ™ i postawiÅ‚ jÄ… na stoliku z trzaskiem, który zabrzmiaÅ‚ jak grzmot. – Aiji-wdowa chce, żeby paidhiego zbadaÅ‚ jej lekarz – rzekÅ‚ Cenedi – jeÅ›li bÄ™dziesz w tej sprawie Å›wiadkiem obu stron, Banichi-ji. – PodziÄ™kuj aiji-wdowie – odparÅ‚ Banichi. – Dobrze. – Nie potrzebujÄ™ żadnego lekarza – zaprotestowaÅ‚ Bren. Nie życzyÅ‚ sobie, żeby dopuszczono do niego lekarza wdowy. ChciaÅ‚ tylko odrobiny czasu na odpoczynek, by poleżeć w poÅ›cieli i uspokoić żoÅ‚Ä…dek po zupie. Nikt jednak nie zwracaÅ‚ uwagi na jego życzenia. Cenedi wyszedÅ‚ z Jago, wróciÅ‚ ze starszym atevÄ…, trzymajÄ…cym wyÅ‚adowanÄ… torbÄ™, który odrzuciÅ‚ z Brena ciepÅ‚e futra, wystawiÅ‚ jego skórÄ™ na chłód, posÅ‚uchaÅ‚ serca, zajrzaÅ‚ mu w oczy, zmierzyÅ‚ puls i omówiÅ‚ z Banichim kwestiÄ™ tego, co dostaÅ‚, ile wypiÅ‚ filiżanek herbaty... – JednÄ… – upieraÅ‚ siÄ™ Bren, ale nikt nie sÅ‚uchaÅ‚ ofiary. W koÅ„cu lekarz podszedÅ‚ do niego i zmierzyÅ‚ go wzrokiem, niczym okaz z jakiejÅ› kolekcji, zapytaÅ‚, czy ma posmak w ustach lub czuje zapach podobny do herbaty, odpowiadajÄ…cy posmakowi. – Mleko – rzekÅ‚ lekarz. – Szklanka co trzy godziny. CiepÅ‚e albo zimne. – Zimne – powiedziaÅ‚ Bren, wzdrygajÄ…c siÄ™. Kiedy je przynieÅ›li, byÅ‚o podgrzane, smakowaÅ‚o herbatÄ… i Bren siÄ™ na to poskarżyÅ‚; Banichi spróbowaÅ‚ go, przysiÄ…gÅ‚, że to tylko smak w jego ustach i powiedziaÅ‚, że kiedy minie, to bÄ™dzie znak, że pozbyÅ‚ siÄ™ tej substancji z organizmu. Tymczasem Algini, ten bez poczucia humoru, przynosiÅ‚ mu sok owocowy i upieraÅ‚ siÄ™, żeby Bren go piÅ‚, aż musiaÅ‚ ciÄ…gle chodzić do wygódki, jak jÄ… delikatnie nazywaÅ‚ Maigi. Tymczasem Banichi znów zniknÄ…Å‚, Algini nie miaÅ‚ pojÄ™cia o poczcie, nie mógÅ‚ wydać zezwolenia na kontakt elektryczny...
|