– Jak siÄ™ czujesz, nand’ paidhi?– Bardzo gÅ‚upio – mruknÄ…Å‚...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Jego wyprowadzenie jest intuicyjnie bardzo przekonywaj¹ce: uto¿samia on entropiê z nie³adem, wykazuje - przekonywaj¹co i poprawnie - ¿e bez³adne stany gazu w pojemniku...
»
bardzo ważna w przypadku tak kluczowej cechy, jak iloraz inteligencji:jednostki znajdujące się w obszarze powyżej krzywej I, lecz poniżej krzywej...
»
Na tej wieży albo raczej sali, królowie uciechy swoje miewali, kolacye jadali, tańce i różne odprawowali rekreacye, bo jest w ślicznym bardzo prospekcie 5: może z...
»
* Bardzo wyrazistym przykładem wykorzystania zasady skojarzenia na naszym polskim poletku politycznym były wybory do "kontraktowego" parlamentu w 1989 roku, które...
»
Pan José istotnie wyzdrowiał, ale bardzo stracił na wadze, mimo strawy, którą regularnie przynosił mu pielęgniarz, wprawdzie tylko raz dziennie, za to w ilości...
»
dwudziestka— bardzo maÅ‚o, a dolna — wÅ‚aÅ›ciwie nic...
»
— Ależ jestem bardzo wdziÄ™czna — zaprotestowaÅ‚a Ania...
»
jan iii sobieski, listy do marysienki kontentem bardzo z niego i teraz, ale nie zawsze jest czas o tym pisać, ile w takim, jako my są, razie...
»
Karanthir bardzo życzliwie odnosił się do tych ludzi, a Halethę potraktował z wielkim szacunkiem i ofiarował jej zadośćuczynienie za stratę ojca i brata...
»
wzdłuż wybrzeży, przeważnie bardzo wysokich i skalistych, o które z szumem i pluskiemrozbijały się ustawicznie fale, ciskając na nie gniewnie swe białe...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Jeśli to nie halucynacje, to pamiętał aiji-wdowę i dzbanek herbaty roztrzaskany na kominku. I mężczyznę, lustrzane odbicie Banichiego.
Stał właśnie w drzwiach.
Serce skoczyło Brenowi do gardła.
Kiedy Cenedi zobaczył, że Bren patrzy na niego, wszedł do pokoju i zatrzymał się po drugiej stronie łóżka.
– ChciaÅ‚bym przeprosić – odezwaÅ‚ siÄ™ Cenedi. – Z zawodowego punktu widzenia, nand’ paidhi. Powinienem wiedzieć o herbacie.
– To ja powinienem o tym wiedzieć. BÄ™dÄ™ miaÅ‚ nauczkÄ™ na przyszÅ‚ość. – W ustach wciąż czuÅ‚ smak herbaty. Kiedy mrugaÅ‚, bolaÅ‚a go gÅ‚owa. Nie podobaÅ‚o mu siÄ™, że Banichi wpuÅ›ciÅ‚ tego obcego do pokoju, i zadaÅ‚ sobie pytanie, czy udajÄ…c, że ufa Cenediemu, Banichi nie realizuje jakiegoÅ› planu, którego on nie rozumie. Jedynym sensownym wyjÅ›ciem byÅ‚o odpowiadać w umiarkowanym tonie, być uprzejmym i nikogo niepotrzebnie nie obrażać.
– Herbata aiji-wdowy jest przyrzÄ…dzana wedÅ‚ug bardzo starego miejscowego przepisu – rzekÅ‚ Banichi. – Jednym ze skÅ‚adników jest silny Å›rodek pobudzajÄ…cy, który wdowa uważa za zdrowy lub co najmniej orzeźwiajÄ…cy. Przy niewielkiej wadze ciaÅ‚a ludzi i negatywnej reakcji na alkaloidy...
– Boże.
– TÄ… mieszankÄ… jest herbata zwana dajdi, której radzÄ™ ci na przyszÅ‚ość unikać.
– Kucharz prosi o zapewnienie, że miaÅ‚ jak najlepszÄ… wolÄ™ – odezwaÅ‚ siÄ™ Cenedi z drugiej strony łóżka. – Nie miaÅ‚ pojÄ™cia, że herbatÄ™ bÄ™dzie piÅ‚ czÅ‚owiek.
– Uspokój go, proszÄ™. – W gÅ‚owie mu wirowaÅ‚o. OpadÅ‚ na poduszkÄ™ i prawie wylaÅ‚ pozostaÅ‚e pół kubka zupy. – Niczyjej zÅ‚ej woli. Moja cholerna wina.
– To ludzkie obyczaje – powiedziaÅ‚ Banichi. – On pragnie podkreÅ›lić swoje przekonanie, że to byÅ‚ przypadek, nadi.
Zapadło milczenie. Bren wiedział, że nie powiedział tego, co miał nadzieję powiedzieć, i że nie powinien przeklinać, ale za bardzo bolała go głowa.
– Nie chciaÅ‚em urazić – mruknÄ…Å‚, co stanowiÅ‚o powszechny sposób wyplÄ…tywania siÄ™ z niezrÄ™cznych sytuacji. – Sama dobra wola. – Znów zaczynaÅ‚a go boleć gÅ‚owa. Banichi wziÄ…Å‚ od niego zupÄ™ i postawiÅ‚ jÄ… na stoliku z trzaskiem, który zabrzmiaÅ‚ jak grzmot.
– Aiji-wdowa chce, żeby paidhiego zbadaÅ‚ jej lekarz – rzekÅ‚ Cenedi – jeÅ›li bÄ™dziesz w tej sprawie Å›wiadkiem obu stron, Banichi-ji.
– PodziÄ™kuj aiji-wdowie – odparÅ‚ Banichi. – Dobrze.
– Nie potrzebujÄ™ żadnego lekarza – zaprotestowaÅ‚ Bren. Nie życzyÅ‚ sobie, żeby dopuszczono do niego lekarza wdowy. ChciaÅ‚ tylko odrobiny czasu na odpoczynek, by poleżeć w poÅ›cieli i uspokoić żoÅ‚Ä…dek po zupie.
Nikt jednak nie zwracał uwagi na jego życzenia. Cenedi wyszedł z Jago, wrócił ze starszym atevą, trzymającym wyładowaną torbę, który odrzucił z Brena ciepłe futra, wystawił jego skórę na chłód, posłuchał serca, zajrzał mu w oczy, zmierzył puls i omówił z Banichim kwestię tego, co dostał, ile wypił filiżanek herbaty...
– JednÄ… – upieraÅ‚ siÄ™ Bren, ale nikt nie sÅ‚uchaÅ‚ ofiary.
W końcu lekarz podszedł do niego i zmierzył go wzrokiem, niczym okaz z jakiejś kolekcji, zapytał, czy ma posmak w ustach lub czuje zapach podobny do herbaty, odpowiadający posmakowi.
– Mleko – rzekÅ‚ lekarz. – Szklanka co trzy godziny. CiepÅ‚e albo zimne.
– Zimne – powiedziaÅ‚ Bren, wzdrygajÄ…c siÄ™.
Kiedy je przynieśli, było podgrzane, smakowało herbatą i Bren się na to poskarżył; Banichi spróbował go, przysiągł, że to tylko smak w jego ustach i powiedział, że kiedy minie, to będzie znak, że pozbył się tej substancji z organizmu.
Tymczasem Algini, ten bez poczucia humoru, przynosił mu sok owocowy i upierał się, żeby Bren go pił, aż musiał ciągle chodzić do wygódki, jak ją delikatnie nazywał Maigi.
Tymczasem Banichi znów zniknął, Algini nie miał pojęcia o poczcie, nie mógł wydać zezwolenia na kontakt elektryczny...

Powered by MyScript