Od razu poznałem, że jak nakręcona pozytywka wypowiada znane mi już ze zwiedzanych poprzednio muzeów bezbożnickich tezy antyreligijne...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
zapisanego na ścieżkach płyt CD-Audio do START/STOP/WYSUŃ znajdują się jeszcze wzmacniacza karty i odsłuchanie go na gło-przyciski POPRZEDNI/NASTĘPNY...
»
hodować rasę niewolników, jakimi dzisiaj sami jesteśmy – dlatego teŜw poprzednim przebiegu czasu to my mogliśmy być tymi ufonautami, którzy...
»
Poprzedniego, tak niezmiernie rozrywkowego, wie­czoru miała tylko jedno pragnienie: zadzwonić do swojego informatora i poznać szczegóły cudownycli...
»
Nic tak nie krpuje i zarazem nie obezwadnia ducha i ciaa, jak poufne a cige przestawanie z ludmi niszego umysu, ktrzy wpajaj w nas swoje poprzednie upodobania i...
»
Poprzez fakt, że efekt telekinetyczny jest jednym z pierwotnych zjawisk wywodzących się z przeciw-świata, zawiera on w sobie niezliczone możliwości dla...
»
W czasie poprzedniej wyprawy Kolumb le dosysza sowo Ka-riba w jzyku Arawakw i zrozumia je jako Kaniba...
»
Nie bdziemy tu systematycznie omawia podobiestw i rnic midzy poszczeglnymi wersjami analizy skadnikowej wyliczonymi w poprzednim akapicie...
»
Kiedy o zmierzchu Richard Parker wrócił do łodzi nieco wcześniej niż poprzedniego dnia, byłem na to przygotowany...
»
Poprzez swe działania Leto II wyłączył się z ewolucyjnej sukcesji...
»
pogubilibyśmy się we wszystkim, wypowiadając się i zachowując w laki sposób, który otaczającym nas osobom wydałby się co najmniej dziwaczny...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Opowiada je w tak naiwny sposób, że warto powtórzyć.
Podchodzimy do dwóch obrazów z dawnej galerii Rumiancewa.
- Oto - powiada - miał rzekomo istnieć jakiś święty Jan. Najlepszym świadectwem, że żadnego takiego świętego Jana nie było, jest to, że tu mamy dwa jego obrazy - na jednym widzimy go bez brody, na drugim z brodą...
- Może się ogolił - wtrącam nieśmiało.
- Ale gdzież tam, przecież widzi towarzysz, że ma twarz zu­pełnie inną.
Idziemy dalej. Zatrzymujemy się przed obrazem szkoły fla­mandzkiej, przedstawiającym św. Rodzinę.
- Widzi towarzysz, z początku burżuazja udawała, że Jezus Chrystus, który rzekomo miał istnieć, miał być proletariuszem, umieszczono go na sianie itd. Później wolała wziąć go ze sobą, aby ludowi pokazać, że Jezus trzyma z nimi. Tu widzimy rzeko­mo świętą rodzinę w zupełnie burżuazyjnym otoczeniu (obstanowkie). Widzi towarzysz Dziewę Maryję jako pulchną burżujkę, Jezus wygląda na dobrze wykarmionego dzieciaka z rodziny burżuazyjnej. Naokoło wszystko jest tak po burżuazyjnemu przytulnie (ujutno), nawet kot miauczy...
Idziemy dalej. Przechodzimy przez główną cerkiew monasteru. Naczynia liturgiczne chrześcijańskie z jakimś złym szyder­stwem leżą pomieszane z przedmiotami używanymi w synago­gach i meczetach. Na kielichy mszalne rzucone są żydowskie chusty, białe z czarnymi szlakami, używane przez żydów przy modłach. Za ikonostasem, w części ołtarza wbudowany jest mały meczet muzułmański. Minęliśmy właśnie jedną z największych relikwii świata prawosławnego, obraz cudowny Matki Boskiej Dońskiej - dziś jest on jednym rekwizytem muzeum antyreligijnego więcej.
Idziemy dalej. Wrócimy tu jeszcze, wrócimy do tych zagad­nień, które bolą i upokarzają.
Dyrektor muzeum prowadzi nas do innego pawilonu. Tutaj wskazuje, że „doszło do tego”, że rząd carski nagradzał swoimi orderami samego Jezusa Chrystusa.
Nachylam się. Pod krucyfiksem wisi Krzyż Oficerski Św. Je­rzego. Napis wyryty na blasze miedzianej głosi, że w order trafiła kula i w ten sposób ocalone zostało życie jakiegoś pułkownika, nazwiska którego nie zanotowałem sobie.
Pokazawszy mi po drodze „półobnażoną kobietę szlachecką” - był to nagrobek księżny Trubeckiej w pseudoklasycznym stylu z pierwszego dziesiątka lat XIX wieku - dyrektor muzeum obja­śnia zawieszoną na ścianie grawiurę.
- Tutaj rosyjski, carski orzeł dziobie i drapie francuskiego białego orła.
Ten francuski biały orzeł był to oczywiście Orzeł Biały pol­ski. Grawiura pochodziła z 1863 r., obok były po polsku druko­wane patriotyczne wiersze.
Znosiłem cierpliwie te wszystkie zabawne pouczenia dyrek­tora muzeum, byłem zresztą już przyzwyczajony do tego rodzaju objaśnień, lecz oto wypadło z rozmowy, że mam przed sobą ni mniej, ni więcej, tylko ukończonego studenta moskiewskiego uniwersytetu fakultetu historycznego.
Czytelnik rozumie, że umyślnie przytaczałem banialuki, mówione przez mego rozmówcę, aby wskazać, jaki był poziom tego jegomościa. Fakultet historyczny! Nie umie odróżnić języka francuskiego od polskiego. Ukończony fakultet historyczny! Go­rzej, bo właśnie teraz, gdy z nim rozmawiałem, zdawał egzami­ny. Zdał już wszystkie, to znaczy miał wszelkie „zaczioty” (zali­czenia), brakuje mu tylko dwóch, do których się „obkuwa”. Pięknie! Zacząłem z nim rozmawiać od niechcenia o historii. Bolszewicy uczą historii bez podawania historycznych wiadomo­ści, odrzucają prawie całą historiografię, a tylko według teorii Marksa dzielą wszystko, co się działo, na pewne epoki, na tle walki klas i uciemiężenia klasy pracującej. Jednym słowem so­cjalistyczny idiotyzm. Ale nawet w tym zakresie mój uczony nie orientował się wcale. Z tym wszystkim nie wydawał mi się anty­patyczny. Raczej przeciwnie. Oczy gorzały mu miłością do na­uki. Opowiadał, jak mu trudno było z początku się uczyć, jak cieszy się z tego, że ma posterunek naukowy i to w swojej spe­cjalności. Prawdziwym zawodem tego poczciwego matoła była stolarka, lecz przeszedł wojnę w szeregach Czerwonej Armii, potem pracował w fabryce, został wysunięty przez kolegów na uniwersytet i oto już ukończył wyższe studia historyczne.

Powered by MyScript