— Och, mnie też. Jeśli chodzi o współczucie, jesteśmy w tym wspaniali!
— I to wszystko? Mam na myśli fakt, że to niewiele jej pomoże.
— Nie wolno nam pomóc jej w czymkolwiek. Chociaż teraz mi przypomnia-
łaś, że mógłbym polecić ją czyjejś łaskawości; komuś, kto przyniósłby jej nieco ulgi.
— Czy wspieranie jej nie byłoby oszustwem?
127
— Niezupełnie. Ulga to rodzaj pomocy bez pomagania, jeżeli rozumiesz, co mam na myśli. To rodzaj ratunku, jakiego sama sobie udzielasz. Nie uważam tego za oszustwo, choć może powinienem. . .
Kolejny łyk.
— Zawsze taki jesteś? — zapytała Ylith.
— Jaki?
— Miły, uprzejmy.
— Chyba tak. . .
— To pokrzepiające. Ułatwia sprawę, jeżeli chodzi o współpracę z tobą jako
obserwatorem.
— A ty, zawsze byłaś wiedźmą?
— To wybór kariery, jakiego dokonałam dawno temu.
— Zabawne?
— Najczęściej tak. W jaki sposób Siły Światłości zamierzają przystąpić do
Zawodów?
— Och, nazywamy to „katedrą gotycką” — absolutnie nowa koncepcja w ar-
chitekturze, także w architekturze nabożeństwa i dobra.
— Jak to się ma do dotychczasowej zwyczajowej różnorodności? Zaczekaj,
naleję ci kolejnego drinka.
— Dzięki.
Kiedy Ylith wróciła, Babriel począł jej wyjaśniać założenia katedry gotyc-
kiej. Ylith uśmiechała się, potakując głową w regularnych odstępach czasu. Była zafascynowana.
ROZDZIAŁ 5
Scarlet kroczyła przed Ylith.
— Jestem już chora od tego ciągłego drzemania — poskarżyła się.
I szła dalej.
— Nigdy nie czuję się w pełni rozbudzona, a w nocy wcale nie śpię dobrze.
Chcę czegoś więcej ponad przebywanie tutaj, w tym głupim zamku, czekając
na jakiegoś faceta, który przyjdzie mnie obudzić. Chcę się stąd wydostać! Chcę z kimś pogadać!
— Możesz porozmawiać ze mną — odparła Ylith.
— Och, ciociu Ylith, ty jesteś bardzo miła. Zwariowała bym, gdyby cię tutaj nie było. Ale pragnęłabym pogawędzić jeszcze z kimś innym, sama rozumiesz,
z jakimś mężczyzną. . .
128
— Chciałabym ci pomóc — powiedziała Ylith — ale wiesz, że nie jest ci przeznaczone mieć jakiekolwiek towarzystwo, zanim Książę Czaruś nie przybędzie, by cię wyzwolić z wiecznej drzemki.
— Wiem, wiem — rzekła Scarlet, a jej oczy wypełniły się łzami — ale to takie nudne ciągle spać! I na dodatek wcale się dobrze nie wysypiać. Tylko drzemać!
Och, ciociu Ylith, czy nie ma jakiegoś sposobu, żebyś mi pomogła?
Ylith zastanowiła się. Jej irytacja z powodu Azziego była większa niż kie-
dykolwiek do tej pory. Powinna się była bardziej zastanowić, zanim znowu mu zaufała. Jednakże nie widziała nic takiego, co powinna zrobić.
Następnego dnia rozległo się pukanie do bramy; zdarzyło się to podczas jed-
nego z rzadkich momentów, kiedy Scarlet była zupełnie rozbudzona, w związku z czym dziewczyna pośpieszyła na dół, by osobiście otworzyć drzwi. Przed nimi stała sześciostopowego wzrostu żaba w liberii lokaja i z białą peruką nasadzoną krzywo na pokrytej brodawkami głowie.
— Cześć — powiedziała uprzejmie Scarlet.
Była przyzwyczajona do widoku różnych zaczarowanych gości. Po rozmowie
z Azziem — wyglądającym bardzo dziwnie, kiedy tak pojawiał się i znikał w wy-buchających obłokach dymu, czy przestając z Ylith, spędzającą zdumiewającą
ilość czasu przed magicznym lustrem i obserwującą ludzi z miasteczka położonego u stóp góry oraz odległe okolice (wliczając w to rejony podziemne i pobliskie światy astralne) — nic dziewczyny nie mogło zadziwić.
— Czy jesteś księciem, który ma mnie obudzić? — za pytała rezolutnie.
— Wielkie nieba, nie! — odżegnała się żaba. — Jestem tylko posłańcem.
— Ale pod tą obrzydliwą postacią płaza jesteś tak naprawdę przystojnym mło-
dzieńcem, prawda? — chciała się upewnić dociekliwa Królewna.
— Obawiam się, że nie — odparł ropuch. — Jestem zwykłą żabą, tyle tylko, że zaczarowano mnie, bym umiał mówić ludzkim językiem i miał sześć stóp wzrostu.
— A jaki jesteś bez działania czarów? — nie ustępowała dziewczyna.
— Mierzę sobie sześć cali i kumkam.
— Czego chcesz?
— Mam dla ciebie zaproszenie.
I wręczył jej kwadratowy kartonik z wytłoczonymi literami:
ZAPRASZAMY CI Ę NA UROCZYSTY BAL MASKOWY
WYDANY NA CZE Ś Ć KOPCIUSZKA I JEGO KSI ĘCIA.
PRZYGRYWA MAESTRO ORLANDO I „THE FURIOSOS”.
GIORDANO BRUNO I JEGO HERMETYCZNE PRZESŁANIE.
SPARTACUS I ZBUNTOWANI NIEWOLNICY.
GRY, ZAGADKI ORAZ LOTERIE.
SMAKOWITA BIESIADA.
129
— Och, dziękuję ci! — zawołała Scarlet. — Ale dlaczego Kopciuszek zaprasza właśnie mnie? Nawet jej nie znam!
— Dotarły do niej słuchy o tym, że czujesz się samotna i współczuje ci; rozumiesz, ona sama też ma problemy.
— To wspaniale, ale nie mam sukni balowej!
— Z pewnością możesz ją zdobyć.
— A transport? Jak się tam dostanę?
— Skontaktuj się po prostu z Zaczarowanymi Dostawcami Produktów na Bal,
a oni w odpowiednim czasie wyekspediują mnie z karetą wykonaną z dyni.
— Och, ale czy sok dyni nie pobrudzi mojej kreacji?
— W żadnym wypadku. Jej wnętrze obite jest najrzadszym morowanym je-
dwabiem.
Najrzadszym?
— Nie ma obawy, jest nieprzepuszczalny.
— Och, wielkie dzięki! — I Scarlet pobiegła, by opowiedzieć Ylith o wspa-
niałej nowinie.
|