Był gorzej wychowany niż Prezes i Wódz razem wzięci i śledził nasze skromne popisy w nadziei, że samemu uda mu się wystąpić w głównej roli. Taka okazja nadarzyła się dzięki uprzejmości Percy’ego Wetmore’a. - Hej, Del! - zawołał wesoło Percy, ruszając za Brutalem i Delacroix i zupełnie nieświadomie stąpając o wiele za blisko tej strony Zielonej Mili, po której znajdowała się cela Whartona. - Hej, ty głupi gnojku, nie miałem wcale złych zamiarów. Nic ci się nie sta... Wharton zerwał się w mgnieniu oka z pryczy i stanął przy kratach - w całej mojej karierze strażnika nigdy nie widziałem, żeby ktoś poruszał się tak szybko; obejmuje to również niektórych wysportowanych młodych ludzi, z którymi ja i Brutal mieliśmy później do czynienia w poprawczaku. Wysunął ręce przez kraty, złapał Percy’ego najpierw za ramiona, a potem za gardło i przyciągnął do drzwi celi. Percy zakwiczał niczym zarzynane prosię i zobaczyłem w jego oczach, że spodziewa się najgorszego. - Jakiś ty słodki - szepnął Wharton, po czym trzymając go jedną ręką za gardło, drugą zmierzwił mu włosy. - Co za loki - stwierdził kpiącym tonem. - Jak u panienki. Wolałbym chyba ładować cię w tyłek, niż posuwać twoją siostrę w cipkę - dodał, po czym autentycznie pocałował go w ucho. Mam wrażenie, że Percy - który, pamiętacie, skatował Delacroix, kiedy ten przypadkowo dotknął jego krocza - wiedział dokładnie, co się dzieje. Wątpię, żeby chciał to wiedzieć, ale wiedział. Cała krew odpłynęła mu z twarzy, a na policzkach wystąpiły podobne do znamion plamy. W szeroko otwartych oczach stanęły łzy, a z kącika drżących ust popłynęła strużka śliny. Wszystko to stało się bardzo szybko - cały incydent nie trwał, moim zdaniem, nawet dziesięciu sekund. Harry i ja ruszyliśmy do przodu z podniesionymi pałkami. Dean wyciągnął pistolet. Zanim jednak zdążyliśmy cokolwiek zrobić, Wharton puścił Percy’ego i dał krok do tyłu, podnosząc w górę ręce i szczerząc w uśmiechu swoje poczerniałe zęby. - Puściłem go. Żartowałem tylko i już go puściłem - powiedział szybko. - Waszemu pięknisiowi nie spadł nawet włos z głowy, więc nie zamykajcie mnie znowu w tej waszej przeklętej izolatce. Percy Wetmore przebiegł na ukos Zieloną Milę i przywarł do prętów celi po drugiej stronie. Oddychał tak szybko i głośno, że brzmiało to prawie jak łkanie. Nareszcie dostał nauczkę, żeby trzymać się środka Zielonej Mili, z daleka od zdradzieckich czyhających z boku pułapek, z daleka od zębów, które gryzą, i pazurów, które drapią. Miałem wrażenie, że zapamięta tę lekcję lepiej niż wszystkie rady, których udzielaliśmy mu po naszych próbach. Na jego twarzy malowało się skrajne przerażenie, a włosy, o które tak bardzo dbał, sterczały każdy w inną stronę po raz pierwszy, odkąd go poznałem. Wyglądał jak ktoś, kto o mało nie padł ofiarą gwałtu. Wszyscy zamarliśmy w miejscu; jedynym dźwiękiem, dochodzącym do nas w przejmującej ciszy, był świszczący, podobny do szlochu oddech Percy’ego. Nagle przerwał ją rechotliwy śmiech, tak niespodziewany i szalony w swoim brzmieniu, że poczułem, jak przechodzi mi po plecach dreszcz. Wharton, pomyślałem w pierwszej chwili, ale to nie był on. W otwartych drzwiach swojej celi stał Eduard Delacroix. Stał i pokazywał palcem Percy’ego. Mysz usiadła mu z powrotem na ramieniu i Delacroix wyglądał z nią jak mały złośliwy czarownik ze swoim skrzatem. - Patrzcie na niego, zeszczał się w spodnie! - ryczał. - Popatrzcie, co się przytrafiło temu ważniakowi! Okłada innych pałą, mais oui jakiś mauvais homme, ale kiedy ktoś go dotknie, leje w portki jak dziecko! Śmiał się i pokazywał go palcem, wyładowując w tym jednym ataku szyderczego śmiechu cały swój strach i nienawiść do Wetmore’a. Percy spiorunował go wzrokiem, najwyraźniej jednak nie potrafił wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Wharton podszedł z powrotem do krat i przyjrzał się ciemnej plamie na jego spodniach. Była mała, lecz widoczna i nie ulegało wątpliwości, skąd się wzięła. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Ktoś musi kupić temu twardzielowi pieluszkę - oznajmił i tłumiąc śmiech, usiadł z powrotem na pryczy. Brutal ruszył w stronę Delacroix, ale zanim tam dotarł, Francuz dał nurka do celi i położył się na pryczy. Wyciągnąłem rękę i dotknąłem ramienia Wetmore’a.
|